Artur Lewczuk Artur Lewczuk
413
BLOG

Rzecz o "komediantach"

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 3

 Przechadzając się po „salonie 24”, przysiadając się do takiego czy innego stolika myśli, coraz częściej spotykam się z poglądem, że „komediantów”, przedstawicieli taniej rozrywki, szmacianej polityki, którzy, żeby zadowolić gawiedź, zrobią wszystko, trzeba niszczyć milczeniem. Widzę, jak tu i ówdzie jakieś towarzystwo zbija się w gromadkę i szepce: „Chłopaki, „komediant”! Chłopaki, udajemy, że go nie widzimy. Pamiętajcie: nie karmić „komedianta”! Nie dajmy się sprowokować! Jego nie ma, rozumiecie – nie ma, i już!” Ostatnio jak perz plenią się tego rodzaju namowy, wywołując przez to we mnie coraz większy niepokój. 

Z czego wynika przekonanie niektórych z nas o konieczności odwracania się plecami do tych, których uznaje się za politycznych, społecznych czy obyczajowych „komediantów”? A no z sądu, że lepiej nie rzucać się na ich słowa, lepiej nie komentować ich skandalicznych zachowań, bo to jest podobne do rzucania się na ochłapy i uwłacza człowiekowi mądremu, który powinien zajmować się sprawami naprawdę ważnymi; bo w ten sposób „komediant” osiąga swój cel – czyni powszechny zamęt – i zaczyna istnieć w zbiorowej pamięci, niszcząc ją lub wynaturzając. Przekonanie niektórych z nas o tym, że „komediantów” trzeba sprowadzać milczeniem do stanu nieistnienia, rodzi się także z myśli, że wdawanie się z nimi w dyskusję napędza ich w „komediowaniu”, jest pożywką powodującą ich rozrost, przynosi im „sławę”. Karmiony słowami, czyimś zainteresowaniem „komediant” potrafi tak „upaść się krytyką”, że niekiedy urasta do rangi autorytetu moralnego. Mówienie o nim znaczy to samo, co roznoszenie zarodników głupoty. 

Przed poświęcaniem czasu, uwagi „komediantom” przestrzega nas chociażby Rolex w tekście „Nie kop szansonisty, nie pluj na klezmera”. Jego tekst powstał w związku z reakcją blogerów na to, co wydarzyło się w programie „Must be the music”. Zdaniem Rolexa blogerzy temu, co powinno być przemilczane, wzgardzone nadali niepotrzebnie rozgłos. Dziwi go, że prowadzącym „Must be the music”, którzy brutalnie wyśmiali człowieka zdobywającego się na patriotyczny patos, poświęca się dzisiaj tyle uwagi. Dziwi, bo zdaniem Rolexa, należą do innego porządku świata, bo są niejako „poza” prawdziwym życiem. Skąd ten pogląd, nie wiem. Ja mam odwrotne wrażenie. Wydaje się mi, że właśnie „komedianci” nadają ton naszemu publicznemu życiu, że nie są kimś „spoza”, rozrywkowym wytworem pomieszkującym w zakazanej dzielnicy Czerwonych Latarni, ale naszą codziennością – z niej zrodzeni. I jako tacy powinni być dostrzegani, krytykowani, a przede wszystkim demaskowani w ich „komedianctwie”. 

Rolex zdaje się mówić: „Must be the music” to tylko jeden z marnych programów, na które nie warto zwracać uwagi. Z jego przekonania wynika, że puls czasu wyczuwa się tylko dzięki „wielkim” wydarzeniom, istotnym w skali kraju, świata. Czy oby na pewno? A może jest tak, że jest on najbardziej wyczuwalny w zdarzeniach z pozoru nic nieznaczących, „małych”, takich właśnie jak „Must be the music”? Że tak może być i jest, niezwykle przekonująco napisał kiedyś Jerzy Stempowski w swoim świetnym tekście „Esej berdyczowski”. To często w błahych zdarzeniach objawia się najpierw to, co dopiero potem staje się dla wszystkich wyraziste. To w nich najpierw pojawiają się zarysy kształtującego się, rosnącego w siłę zła, to one zapowiadają epidemię „dżumy” – nie trzeba ich lekceważyć. 

Rolex w pewnym fragmencie swojego tekstu pisze: „płomienne lawy oburzeń na czworo komediantów w szoł oceniającym kandydatów na komediantów są zupełnie chybione, o czym wie każdy kto był w cyrku i oglądał klauna”. Czyli co – konwencja „rozrywkowa” jest czymś, co zwalnia z wszelkich zasad? W jej ramach wszystko może się zdarzyć, nie ma żadnych granic, których, będąc w niej, przekraczać nie wolno? Myślę, że jeśli ktoś wykorzystuje ją, żeby wyśmiać to, co czyste, szlachetne, co nie jest niedorzecznością, co jest szczególnie ważne dla wspólnoty, zasługuje na oburzenie i potępienie. Bez względu na to, czy jego działanie jest tylko grą czy głupotą (zresztą jedno drugiego nie wyklucza). Poza tym nie jest tak, że wszyscy w „komediancie” rozpoznają „komedianta”. Dla dużej części młodzieży autorytetem jest Kuba Wojewódzki (z czego sam się śmieje). Dlaczego tak jest? Może właśnie dlatego, że nikt  młodym ludziom nie powiedział, nie uświadomił, że to, jak Wojewódzki postępuje, jak mówi, świadczy o tym, że jest „komediantem”. Może dlatego, że wiele osób z naszej „elity” swoją obecnością w programie Wojewódzkiego wyraża zgodę na jego komedianctwo, a  inni pomijają je milczeniem bądź uznają, że  „szkoda czasu” na mówienie o nim. 

I jeszcze jeden argument Rolexa wart jest rozważenia. Można go sprowadzić do stwierdzenia: „No tak, skrzywdzili chłopa, ale po co do nich lazł. Przecież powinien był wiedzieć, że z taką piosenką, z jaką wystąpił, z góry skazał siebie na zagryzienie przez jury”. Tego rodzaju argument nieodparcie kojarzy się mi z mową wilków z bajki Ignacego Krasickiego, którzy „jedno w lesie nadybali jagnię”. Gdy chcieli je zjeść, a jagnię spytało: „Jakim prawem?”, odpowiedzieli: „Smacznyś, słaby i w lesie!” – i zaraz je zabili. To prawda, jagnię swoją nieroztropnością, tym że oddaliło się od stada i znalazło się tam, gdzie nie powinno być, sprowadziło na siebie tragedię, ale czy to oznacza, że „prawo” wilków było uzasadnione? Czy prawo to zasługuje na przytaknięcie głową? 

Wiele osób komentujących tekst Rolexa uznało jego racje, dopełniając wypowiedź ot chociażby takimi słowami: „Można by rzec oczywista oczywistość. Ale tą oczywistość należy co jakiś czas prostym językiem powtarzać i wbijać do tępych łbów”. No cóż, bardzo odważnie powiedziane, tak „po komediancku”. 

W moim przekonaniu nie powinno się brać pod lupę tylko części rzeczywistości, pozostawiać niektórych z nich samym sobie, bo czy w ten sposób można poznać świat w całej jego istocie? Nie powinno się uznawać, że są ziemie na tyle jałowe, że nie warto na nie zwracać uwagi. Może właśnie ze względu na ich jałowość trzeba poświęcić im uwagę szczególną. Może dzięki temu wcześniej czy później te ziemie jednak się zazielenią. 

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka