Artur Lewczuk Artur Lewczuk
484
BLOG

"Wrak - ikona pamięci"

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 4

 W utworze „W stronę Swanna” – w pierwszym tomie cyklu powieściowego Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu” – jest fragment opisujący reminiscencję, jaką przeżywa główny bohater, wywołaną smakiem  zamoczonej w herbacie magdalenki. Powtórzona mimowolnie sytuacja, powtórnie odczuwany smak staje się  dla bohatera powieści M. Prousta źródłem szeregu przywołań czasu, który, jak mogłoby wydawać się, raz na zawsze minął. Podobną sytuację, w swojej istocie, przeżyłem wczoraj, kiedy premier Donald Tusk powiedział, że wrak rozbitego w Smoleńsku tupolewa „stał się ikoną pamięci”. Słowa premiera przeszyły mnie jak szpila. Spowodowały napływ ciemnych wspomnień związanych z tym, co działo się z wrakiem Tu-154M na lotnisku Siewiernyj.

Wrak samolotu, który dotąd nie mógł stać się dowodem prawdy, który zanim trafił ma betonowe składowisko, był niszczony, który sponiewierano tak, że zatarciu uległy ślady mogące przyczynić się do zrozumienia tego, co stało się w Smoleńsku rok temu, ma teraz już być „ikoną pamięci”. To, co sobą obecnie przedstawia, a przedstawia brak szacunku władz rosyjskich dla ludzkiego cierpienia, pogardę dla państwa polskiego, cyniczne podejście do wartości etycznych, teraz w końcu, zdaniem premiera ma nabrać nowego znaczenia. Zebrane spychaczami, buldożerami szczątki Tu-154M, przeniesione w inne miejsce, perfidnie ułożone na kształt samolotu mają przemienić się w „ikoną pamięci”. A skoro mają się nią stać, to dlaczego państwo polskie nie upomina się o nie? Dlaczego milcząco przygląda się temu, jak leżą przykryte pożółkłymi, poczerniałymi brezentowymi płachtami zapomnienia? Jakie dowody świadczą o tym, że ten wrak dla naszego rządu stał się „ikoną pamięci”?  Jaki gest? Jaki wysiłek? Jakie staranie? Słowa premiera, wypowiedziane w kontekście tego jak potraktowano części rozbitego polskiego samolotu, w kontekście  zgody naszego rządu na to, co Rosjanie z nimi robią, brznią jak fałszywy ton.

Porzucone, zapomniane, wydane na mróz, śnieg, deszcz szczątki polskiego samolotu rdzewieją, rozpadają się. Cała ta sytuacja rodzi wrażenie, jakby ktoś świadomie czekał na to, by to czas dopełnił zniszczenia, by o nich w końcu zapomniano. Ile czasu musi minąć, żeby mogli je dotknąć ci, którzy prowadzą dochodzenie w sprawie katastrofy? Kiedy będzie można objąć pełną myślą bez szantażu moralnego okoliczności, w jakich rozbił się w Smoleńsku rządowy tupolew? Na razie nie jest to możliwe. Ale oto premier daje nam nadzieję…oto mamy znak, że rząd obiera nowy kurs w sprawie katastrofy w Smoleńsku…tylko kurs ku czemu?

Przypomnienie tego, co działo się w związku z nią do tej pory, wcale jednak nie napawa optymizmem. Od samego początku katastrofy byliśmy dezinformowani, a jednocześnie zapewniani, że współpraca pomiędzy Polską a Rosją w dochodzeniu prawdy o katastrofie układa się świetnie, że opiera się na wzajemnej życzliwości i zrozumieniu. Mówiono o ofiarności władz rosyjskich, o ich otwartości i gotowości do niesienia wszelkiej pomocy „stronie polskiej”. Jednocześnie przypominano, że nie wolno przed zakończeniem śledztwa tworzyć pochopnie domysłów co do przyczyn katastrofy, że trzeba nastawić się na „długie czekanie na ustalenie ostatecznych wniosków”. Przestrzegano przed „upolitycznianiem katastrofy”. Oburzano się na tych, którzy mieli „czelność” zadawać pytania w jej sprawie, wyrażać swoje wątpliwości i niepokoje. Przedstawiano ich jako ludzi, którzy jątrzą, dzielą Polaków, doprowadzają do „zawłaszczenia tragedii smoleńskiej”.   Czekać, milczeć, wierzyć w rzetelność prowadzonego dochodzenia – oto postawa, którą powinniśmy przyjąć. W cele tych działań wpisuje się też usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego.

Z jednej strony robiono wiele, by „uśpić społeczeństwo”, odebrać mu zdolność do podmiotowego dociekania prawdy o katastrofie, wywołać odruch niechęci do „rozdrapywania smoleńskiej tragedii”, a równolegle obłudnie preparowano rożne scenariusze zdarzeń, które prowadziły do uczynienia winnymi tych, którzy nie mogą już stanąć w swojej obronie. Dowiedzieliśmy się więc najpierw, że do dramatu doszło prawdopodobnie z powodu nacisków na załogę ze strony prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przy tej okazji starano się pomniejszyć jego autorytet, utrwalić negatywny obraz jego prezydentury. Potem przekonywano nas, że wszystkiemu jest winny słabo wyszkolony, „nieudolnie władający językiem rosyjskim” kpt. Arkadiusz Protasiuk, który w dodatku w „sytuacji krytycznej, decyzyjnej najwyraźniej zawiesił się”. Później mieliśmy przyjąć, że samolot rozbił się w wyniku ułańskiej szarży polskich „debeściaków”, których ostatnie słowa nie nadają się do cytowania. W końcu głównym winowajcą uczyniono gen. Andrzeja Błasika, stopniując w czasie zakres jego przewinień – od przerostu ambicji po alkoholowy wybryk. W tym działaniu było coś potwornego i nikczemnego, coś, co w moim odczuciu było śmiercią drugą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, kpt. Arkadiusza Protasiuka, gen. Andrzeja Błasika.

 Dzisiaj dowiadujemy się, że wrak stał się „ikoną pamięci”, że przyczyny katastrofy niekoniecznie leżą po stronie Polaków. Premier Donald Tusk w wywiadzie dla BBC powiedział, że Rosjanie próbują zatuszować niektóre okoliczności katastrofy, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, a co więcej, stwierdził, że trudno przesądzać, czy „…decyzje Rosjan przyczyniły się do niej. Czy były celowe, czy też był to zwyczajny chaos.” Te słowa w kontekście gromów, jakie spadały na tych, którzy nie wykluczali żadnych przyczyn rozbicia się rządowego Tu-154M, są poruszające. Wynika z nich, że premier wcale nie wyklucza „celowego działania” Rosjan. Jak mają się one do szyderstw i potępień, jakie spotykały tych, którzy upominali się o rozważanie wszelkich możliwych przyczyn tragedii w Smoleńsku? Czy po tym, jak pisano o tragedii w Smoleńsku, po tym, co uczyniono z umysłami wielu Polaków, każąc im wierzyć w polską małość i rosyjską szlachetność, jest jeszcze możliwe, by ci, którzy ulegli tej „prawdzie”, mogli zacząć nosić w sobie „ikony pamięci”?  

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka