Artur Lewczuk Artur Lewczuk
743
BLOG

Ziemia, planeta ludzi

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Kultura Obserwuj notkę 2

Chodziłem wtedy do liceum. To był czas, kiedy myśląc o przyszłości stałem na rozwidleniu dwóch dróg. Jedna prowadziła ku gwiazdom, a druga ku samolotom. Nie wiedziałem, którą z nich powinienem był ostatecznie wybrać. Trudno mi było rozstrzygnąć, czy mam zostać studentem fizyki, by móc być astronomem, czy mam być pilotem, żeby wzlatywać ku chmurom. Ostatecznie żadna z nich nie stała się moim przeznaczeniem. Ale skutkiem obu tych dróg była pewna letnia noc, kiedy, siedząc na strychu domu przy świetle świecy, przeczytałem opowieść, która utkwiła we mnie na całe życie (tak, pewne książki powinno się czytać tylko nocą, na strychu przy nikłym świetle, wydobywającym z mroku litery myśli i uczuć). Tą książką była „Ziemia, planeta ludzi” Antoinea de Saint- Exuperyego.

Całkiem niedawno, robiąc domowe porządki, sięgnąłem po nią raz jeszcze. Od czasu, kiedy pierwszy raz ją przeczytałem, bardzo pożółkła i zszarzała. Odniosłem wrażenie, że teraz jej kartki stały się kruche, jak suche liście. Wydała się mi poematem napisanym starym, zapominanym już językiem. W miarę jej przeglądania wzrastała we mnie jednocześnie jak fala myśl, że w oceanie ciemności ta książka jest światłem, za którym powinniśmy podążać, to ogień, który powinniśmy na nowo nauczyć się krzesać.

Na początku utworu pojawia się symbol szarej poczwarki, a w jego zakończeniu padają słowa: „gotowaliśmy się do przeobrażenia w ludzi”. To zestawienie określa sens opowieści Antoinea de Saint-Exuperyego – jest ona tekstem mówiącym o narodzinach człowieka, o stawaniu się człowiekiem w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu. Jego bohaterami są „oracze lotniczych szlaków”, „pasterze, ogrodnicy, żeglarze, poeci”, którzy w wyniku swoich dzielnych czynów uprawiają świat i stają się „wartownikami odpowiedzialnymi za imperium”.

Nowicjusz

Autor „Ziemi, planety ludzi” swoją podróż w głąb sensu życia i ludzkiej duszy rozpoczyna od przedstawienia swojego „nowicjatu”, od wspomnień z czasu, kiedy zaczął pracować jako cywilny pilot w Towarzystwie Latecoere, obsługującym linię lotniczą Tuluza – Dakar. To w tamtym czasie starsi koledzy lotnicy nauczyli go, że najważniejsze jest, by „nie wpaść na skałę na ślepo” i że pięknie jest lecieć nad morzem chmur, bo ma się wtedy spokojny i prosty lot, ale trzeba także pamiętać, że pod morzem chmur jest wieczność. Wysokie loty nad chmurami mają w sobie niebywały urok, lecz są jednocześnie zwodnicze. Bycie z dala od zgiełku, od pulsujących życiem miast, wznoszenie się nad kłębowiskiem ludzi może być zasadzką, a to dlatego że niekiedy prowadzi do odczucia ciszy absolutnej, do wrażenia, że pod zasłoną chmur nic się nie kryje, że nie ma nic poza „mną” samym, że nic więcej niż „ja” się nie liczy. W takiej sytuacji często wpada się na „ukryte w chmurach góry”.

W życiu powinien liczyć się przede wszystkim drugi człowiek. Mając tego świadomość, starsi koledzy A. de Saint-Exuperyego tuż przed jego pierwszym samodzielnym lotem dawali mu odczuć, że promienieją ufnością w powodzenie zadania, przed jakim stanął ich nowy towarzysz. Obdarzali go dobroczynnymi uśmiechami i radzili, by powtarzał sobie nieustannie: „Skoro inni dali sobie z tym radę, można sobie z tym dać sobie radę”. Dzięki ich zachowaniu odzyskał spokój, „ten spokój ze szkolnej ławki”, który pozwala wierzyć w zwycięstwo.

Ach, i ta dziwna lekcja geografii, której udzielił mu jego przyjaciel, pilot Guillaumet…Gdy A. de Saint-Exupery poprosił go, by razem z nim przyjrzał się mapie i trasie, którą miał samodzielnie pokonać, Guillaumet nie uczył go świata, ale starał się zaprzyjaźnić go ze światem, chociażby poprzez opowieść o trzech drzewkach pomarańczowych rosnących na skraju pola pod Kadyksem. Nie mówił mu o mieście Lorca, nad którym miał Exupery lecieć, ale o małej farmie pod Lorcą, o jej gospodarzu i jej gospodyni. W świetle słów Guillaumeta, mapa stała się czymś żywym, oswojonym, pociągającym, czymś bardzo bliskim i zrozumiałym ze swoimi bezpiecznymi miejscami oraz zasadzkami. Czyż nie na tym polega człowieczeństwo i warunek dzielnego życia, jak na wzajemnym zaprzyjaźnianiu się ludzi ze sobą i światem poprzez słowa, gesty, zachowania?

Przechodząc „nowicjat”, autor uzmysławia sobie, że ważne jest, by glina, z której powstał człowiek, nie wyschła i nie stwardniała tak, że już nie obudzi się w człowieku poeta czy astronom, który w kiedyś w nim zamieszkiwał. Pojmuje, że nie można zbudować swojego spokoju, „zalewając cementem, jak termity, wszystkie wyloty i wzloty do światła” i że ludzie, zamiast zajmować się w życiu głupstwami, powinni wzajemnie sobie pomagać w odnajdowaniu drogi.

Starsi piloci, których nazywa kolegami, zrobili wiele, żeby pomóc mu w jego pierwszych zmaganiach z wiatrem, chmurami, z nocą. W poczuciu wspólnego losu dzielili się z nim swoją mądrością, którą nabyli w czasie swoich podniebnych wzlotów – dzielenie się sobą z innymi…oto obraz pięknego życia.

Guillaumet

W swojej opowieści Antoine de Saint-Exupery niejednokrotnie wraca pamięcią do historii swego przyjaciela Guillaumeta. Przedstawia jego dramatyczną walkę z naturą, kiedy schwytany zimą nad Andami przez rozszalały wiatr musiał przymusowo lądować na dnie wulkanicznego leja pośród wielkich górskich szczytów. Guillaumet, nie mając cienia szansy na ratunek, będąc w obliczu śmierci wiedział, że nie pozostaje mu nic innego jak iść, i szedł…Szedł przez kilka dni i nocy przy czterdziestostopniowym mrozie, pokonując przełęcze na wysokości ponad czterech tysięcy metrów. Szedł, mając poranione stopy, odmrożone ręce. Musiał stawić czoła nie tylko białemu piekłu, ale i samemu sobie. Chwilami coś mu mówiło: „Zrobiłem, co mogłem, i nie ma nadziei. Po cóż mam się upierać przy tej męczarni?”. Wystarczyło zamknąć oczy, aby „zawrzeć pokój ze światem”. Ale Gillaumet nie poddał się, choć jego serce goniło resztkami sił. Świadomość tego, że trzyma w swoich rękach ból lub radość najbliższych, kazały mu zrobić jeszcze jeden krok, i jeszcze jeden krok…aż do zwycięstwa.

Antoine de Saint-Exupery, przywołując w swojej książce dramatyczną walkę Guillaumeta z naturą, uczy nas, że męstwo człowieka bierze się przede wszystkim z prawości. Nie wynika ono z pogardy człowieka dla śmierci (pogarda tego rodzaju jest oznaką ludzkiej bezmyślności), lecz z poczucia prawości, a prawość to odpowiedzialność. „Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym. To znać uczucie wstydu w obliczu nędzy, nawet tej nędzy, której nie jesteśmy winni. To odczuwać dumę ze zwycięstwa odniesionego przez kolegów. To czuć, kładąc swoją cegłę, że się bierze udział w budowaniu świata.”

Dziewczyna z Punta Arenas

Wszyscy jesteśmy na ziemi tymczasowo i tylko na chwilę. Grunt naszego życia jest niepewny, dlatego powinniśmy być sobie szczególnie bliscy, powinniśmy być siebie ciekawi, ale ludzie przeważnie nie chcą o tym pamiętać. Zamykają się w swojej pysze, w świecie swoich „osiągnięć”, zdobyczy, czyniąc siebie i innych nieskończenie samotnymi. Wyrazem tego jest dziewczyna spotkana przez A. de Saint-Exuperyego w Punta Arenas. Zdawać by się mogło, że w tym znajdującym się na obrzeżu ludzkiego świata mieście każdy przybysz powinien wzbudzić choćby jakiekolwiek zainteresowanie. Ale tak się nie dzieje. Dziewczyna, którą de Saint-Exupery spotyka w Punta Arenas przy studni, nie zamienia z nim ani słowa, nie spogląda choćby na chwilę w oczy kogoś jej nieznanego. Wydaje się być kimś, kto woli istnieć poza tajemnicą czyjegoś życia, kto nie chce czerpać ze studni duszy drugiego człowieka. Zapatrzona w siebie, pogrążona w swoich marzeniach „z myśli, głosu i niedomówień kochanka zdołała zbudować sobie królestwo i odtąd wszyscy prócz niego są dla niej tylko barbarzyńcami”. Nie wie, jak tym samym oddala się od świata, od życia, jak zatraca się w iluzji swoich mniemań i siebie unieszczęśliwia. Zamknięta w kokonie swoich „uroczych wybiegów i kłamstw” przechodzi mimo innych, jakby byli niewidzialni, jakby nie istnieli pod żadną postacią. Niepojęte to zachowanie, bo przecież choć jesteśmy tak różni, tak wiele nas łączy.

O tym, jak blisko nam do siebie, chociaż tak daleko, mówi de Saint-Exupery, wspominając swoje przeloty nad „wybrzeżem” Sahary, między Cap Juby a Cisneros. Znajduje się tam płaskowyż w kształcie uciętych stożków. Ich szerokość jest różna: niektóre liczą kilkaset metrów inne kilkadziesiąt kilometrów, ale wszystkie mają taką samą wysokość – trzysta metrów. Oprócz tego mają jednakowy kolor, jednakową strukturę. Podobnie jak kolumny, które pozostały po dawnej świątyni, „ukazują jeszcze ślady stropu, który runął”, tak te samotne stożki świadczą o istnieniu dawniej wielkiego jednego płaskowyżu, którego były częścią. Czyż nie jest podobnie z nami, którzy z czasem zapominamy o łączącym nas początku -stropie?

Bark

Jest w utworze A. de Saint-Exuperyego także fascynująca historia Barka, który przez wiele lat był niewolnikiem. Porwany za młodu przez Maurów z czasem „zaparł się siebie”, jednak nie na tyle, by nie marzyć o wolności, o powrocie do rodzinnego Marakeszu, nie na tyle, żeby w jego sercu zamieszkał ktoś inny, niż on z czasu, kiedy był Mahamedem ben Lhausinem. Czas niewoli zrobił swoje, za jego sprawą nie mógł już mówić o sobie: „jestem Mahamed”, lecz co najwyżej: „nazywam się Mahamed”. Ale choć tak było, choć Maurowie, u których służył, postanowili uczynić go Barkiem, pozbawić go pierwotnej tożsamości, to on nie pozwolił zgasnąć w swojej duszy tej iskrze, która sprawia, że człowiek na nowo może zmartwychwstać. Po wielu perypetiach, korzystając z tego, że spotkał na swojej drodze autora „Małego Księcia”, stał się człowiekiem wolnym. I tu zaczyna się niezwykle zajmująca część jego życia. Wróciwszy w rodzinne strony oczekiwał, że w oczach innych ludzi zobaczy zachwyt, podziw dla niego jako człowieka wolnego. Ale nie zobaczył, widział co najwyżej życzliwość. Nie wiedział jeszcze wtedy, że wolność to nie cel, ale środek. Ona sama w sobie o niczym nie przesądza, nic nie znaczy. Nie pojmował, że wolność, która jest stanem, w którym człowiek może robić to, co chce, wcale nie musi nieść ze sobą poczucia szczęścia. Taka wolność często nabiera gorzkiego smaku. By można poznać jej prawdziwą wartość, człowiek musi stworzyć więzi ze światem; musi istnieć przez nią dla innych ludzi. Bark z czasem zrozumiał, że prawdziwa wolność wyraża się przez uśmiech drugiego człowieka. Jest ona w pełni wartością, dopiero wtedy, kiedy jest się człowiekiem wśród ludzi, kiedy nasze istnienie ma znaczenie dla innych. Wolność wytapia się w swojej czystej postaci tak naprawdę wówczas, kiedy nabieramy poczucia, że ktoś nas potrzebuje, że nasze istnienie ma dla kogoś znaczenie.

 Gdy myślę o Barku i jego spotkaniu z wolnością, nabieram przekonania, że w jego historii jest zawarta tajemnica naszego współczesnego narodowego smutku. Po wielu latach staliśmy się wolnymi ludźmi, ale rzadko przychodzi nam widzieć wspólnotową radość z odzyskanej wolności. W dodatku w przekonaniu wielu z nas stała się ona przyczyną życiowej udręki. Dlaczego tak się dzieje? Skąd ten stan życia zbiorowego? W części z tego, że stając się ludźmi wolnymi, zaczęliśmy istnieć poza racjami wspólnotowymi, narodowymi, że zrobiono wiele, by nas poróżnić, skłócić, pozbawić rdzenia narodowej tradycji. Przyczyną tego stanu jest kształtowanie świadomości współczesnych Polaków jako świadomości postmodernistycznej, antytradycjonalistycznej, jako bliżej nieokreślonej świadomości europejskiej. Niebezpieczna to polityka, bo z czasem może okazać się, że znaleźliśmy się na pustyni, z której nie będziemy wiedzieli jak wyjść  i że nie będziemy wiedzieli, dokąd powinniśmy  wrócić.

Ludzie

Kiedy przeglądałem ostatnim razem opowieść A. de Saint-Exuperyego, pomyślałem, że jest w niej zapach późnej listopadowej jesieni – tak dużo w naszej codzienności pogardy człowieka dla człowieka, tak dużo bólu zadawanego człowiekowi z premedytacją przez „autorytety bez skazy”, że wydaje się ona w swoim humanizmie czymś wysnutym jedynie z marzeń. Ale kiedy wychodzę w ciemną noc i patrzę w niebo, zdarza się mi widzieć jasne pulsujące światłem punkty wędrujące majestatycznie na tle gwiazd. Uśmiecham się i myślę o tych wszystkich Kolegach, których miałem szczęście spotkać w życiu, dzięki którym mogę myśleć o Ziemi, jako o planecie ludzi. Wśród nich, gdzieś tam, jest i Antoine de Saint-Exupery.

 

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura