LordOfTravel LordOfTravel
127
BLOG

Alaska to stan umysłu - cz. 1

LordOfTravel LordOfTravel Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Pamiętacie ten amerykański serial „Przystanek Alaska”? Młody doktor z Nowego Jorku zostaje wysłany do małego miasteczka na Alasce, by odpracować stypendium, które dostał na studia. Jego wizja nowoczesnego, uporządkowanego świata zderza się ze spokojnym, beztroskim stylem życia mieszkańców Cicely. Początkowo zirytowany każdą najmniejszą rzeczą w końcu zaczyna sobie zdawać sprawę, że Alaska nie jest ucieczką od świata, lecz jest światem.

W przeciwieństwie do większości innych seriali ten nie stara się za wszelką cenę przyciągnąć widza skomplikowaną fabułą czy nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Ktoś mógłby nawet stwierdzić, że serial jest nudny, ale po głębszym zastanowieniu się nad sensem każdego odcinka można dojść do wniosku, że to te najzwyklejsze sytuacje dnia codziennego przynoszą nam najwięcej radości.

Chociaż serial ukazał się po raz pierwszy w polskiej telewizji w połowie lat 90-tych to zetknąłem się z nim dopiero kilka lat temu po tym jak polecił mi go mój przyjaciel, ten sam, który zachęcił mnie do prowadzenia tego bloga. Po obejrzeniu kilku pierwszych odcinków od razu zakochałem się w miasteczku i jego mieszkańcach. W ciągu kolejnych miesięcy obejrzałem wszystkie 110 odcinków, niektóre po kilka razy, często płacząc i śmiejąc się na zmianę. Od tamtej pory zrodziło się we mnie nowe marzenie. Zapragnąłem zobaczyć te niezwykłe miejsce na własne oczy.

Owe miasteczko, w którym kręcono większość scen na otwartej przestrzeni naprawdę nazywa się Roslyn i leży ok. 80 mil na wschód od miasta Seattle w stanie Waszyngton na zachodnim wybrzeżu USA. Zostało założone w 1886 roku jako miasto górnicze, w którym mieszkali robotnicy kopalni węgla kamiennego. Populacja Roslyn, liczącego wówczas ok. 5 tys. mieszkańców, wynosi dzisiaj ok. 750. Nie dociera tu żaden transport publiczny. Nie ma też żadnych miejsc noclegowych. W zasadzie gdyby nie Google to ciężko byłoby znaleźć te miejsce na mapie.

Moje marzenie stało się bardziej możliwe do zrealizowania latem 2009 roku kiedy to udałem się do Los Angeles w Kalifornii. Wybrałem się stamtąd z 7 osobami i przewodnikiem na 4-tygodniową wycieczkę vanem po parkach narodowych zachodnich stanów USA. Po dwóch tygodniach podroży na północ wzdłuż wybrzeża Pacyfiku dotarliśmy w końcu do Seattle. Roslyn jednak nie jest większą atrakcją, a w dodatku nie leży nawet w pobliżu głównych szlaków turystycznych, więc nie mieliśmy w planach tam zajeżdżać. Mimo wszystko będąc tak blisko, postanowiłem wykorzystać okazję i zwolniłem się na jedną dobę z wycieczki. W tym celu musiałem podpisać jakiś dokument stwierdzający, że od tamtej pory działam na własną odpowiedzialność.

Zrobiłem to jak tylko przypłynęliśmy promem do Seattle. Następnie pożegnałem się z grupą i udałem się na zwiedzanie metropolii na własną rękę. Kilka dni wcześniej kiedy sprawdzałem sobie połączenia autobusowe okazało się, że mogę dojechać jedynie do małego miasta Ellensburg, oddalonego od Roslyn o jakieś 30 mil na południowy wschód. Najwcześniejszy długodystansowy autobus Greyhound odjeżdżał w tamtym kierunku dopiero za kilka godzin, więc postanowiłem wykorzystać ten czas na wizytę w Muzeum Science Fiction i spacer wokół położonej obok, słynnej Kosmicznej Igły.

Kiedy zbliżała się godzina odjazdu autobusu do Ellensburg udałem się na dworzec, zaznaczony na mapie przez naszego przewodnika. Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że jest to tylko zajezdnia dla autobusów, a dworzec znajduje się w zupełnie innej części miasta. Do odjazdu zostało już niewiele czasu. Podszedłem więc do jedynego kierowcy na parkingu i opowiedziałem mu swoją historię. Okazało się, że to on ma prowadzić ów autobus do Ellensburg. Powiedział, żebym wszedł do środka, po czym zawiózł mnie na dworzec, gdzie kupiłem sobie bilet w kasie i po chwili byłem już z powrotem w tym samym autobusie odjeżdżającym do Ellensburg.

Wyskoczyłem na obrzeżach miasta i udałem się na pobliską stację benzynową na hot doga. Zadzwoniłem stamtąd po taksówkę, gdyż do Roslyn zostało jeszcze ok. 30 mil i tylko w ten sposób mogłem się tam dostać. Po ok. 15 minutach przyjechał ktoś po mnie prywatną furgonetką. Po kolejnych 45 minutach i 70 dolarach mniej byliśmy na miejscu.

Ciąg dalszy nastąpi.

"I'm a runaway train on a broken track, I'm a ticker on the bomb that you can't turn back this time. That's right! I got away with it all and I'm still alive! Let the end of the world come tumbling down, I'll be the last man standing on the ground. And if my shadow's all that survives, I'm still alive!"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości