LordOfTravel LordOfTravel
166
BLOG

Alaska to stan umysłu - cz. 4

LordOfTravel LordOfTravel Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Około godziny 3.00 nad ranem Holling i Shelly zbierali się do wyjścia, a ja razem z nimi. Maggie proponowała, żebym jeszcze został, ale nie chciałem ryzykować, by przekonać się co mogłoby z tego wyniknąć skoro miałem już zapewniony nocleg. Holling nie czuł się za dobrze, więc został przeprowadzony na drugą stronę ulicy do furgonetki przez Shelly i jej przyjaciółkę z Seattle, Marylin, która wprawdzie wyglądała bardzo podobnie do swojej serialowej imienniczki to jednak była od niej bardziej rozmowna. Podążyłem za nimi do samochodu, podnosząc z ulicy hawajskie klapki, które spadły Hollingowi. Po chwili dobiegł do nas Ed. Shelly usiadła za kierownicą, obok niej Holling i Marylin z drugiej strony auta. Dla mnie i Eda nie było już w środku miejsca, więc Ed wskoczył na przyczepę pełną rupieci jakby to było dla niego coś normalnego. Shelly spytała się mnie tylko: „Wskakujesz?”. No i wskoczyłem. Ten obraz utkwił mi w pamięci najbardziej. Środek nocy, bezchmurne, gwieździste niebo, ciepłe, rześkie, pachnące latem powietrze i ja z Edem na przyczepie leżących naprzeciwko siebie tak jak każdemu wygodnie, śmiejących się całą drogę, jadąc gdzieś w wielką, ciemną, niewiadomą nicość. W pewnym momencie Ed krzyknął do mnie: „Gdzie indziej chciałbyś teraz być?”, a ja na to: „Nigdzie!”. Czułem się wolny i szczęśliwy.

Niebawem przyjechaliśmy do domu Shelly na nocleg. Wejście prowadziło od razu do salonu, w którym panował hipisowski bałagan, a na kanapie siedział jej nastoletni syn oglądający telewizję. Nie miałem możliwości go lepiej poznać, bo od razu po naszym przyjściu poszedł do siebie na górę. Podobnie zrobił Holling, który był już tak wypruty, że nie zdołał powiedzieć ani słowa. Shelly i Ed usiedli przy stole w sąsiadującej kuchni, oddzielonej od salonu przejściem, które było zasłonięte dywanem. Ja zostałem w salonie razem z Marylin i czułem się jak u siebie. Wiem, że często tak się tylko mówi, ale wtedy naprawdę czułem się jak w domu. Przejrzałem ich kasety video, płyty CD, a później usiadłem obok Marylin na kanapie i z radością zacząłem opowiadać jej o moich podróżach. Była tak ciekawa, że sama mnie do tego sprowokowała. Słuchała moich opowieści z szeroko otwartymi, zdziwionymi oczami, co chwilę zadając pytania, na które miałem już gotowe odpowiedzi. Najbardziej dziwiło ją to, że nie boję się spać w domu u kogoś obcego, poznanego kilka godzin wcześniej w barze gdzieś na drugim końcu świata gdzie nikt, nawet ja sam, nie wie dokładnie gdzie. Odparłem, że gdybym się bał to nie czułbym się wolny, bo żyłbym życiem kogoś innego, będąc ciągle spychany przez strach na ścieżki utarte przez innych ludzi, którzy już prawdę o swoim życiu znaleźli bądź też zostali przez ten sam strach ograniczeni. Wybierając łatwiejszą drogę często wybieramy złudne bezpieczeństwo za cenę prawdy o samym sobie. Wydaje mi się, że Marylin mnie zrozumiała, choć nie popierała kilku rzeczy. Sama ma dzieci, więc poradziła mi zadzwonić do rodziców, z którymi już od miesiąca się nie kontaktowałem. Obiecałem jej, że tak zrobię i zrobiłem. Na koniec wspomniałem jej, że za kilka tygodni chcę się wybrać na Hawaje, a ona nie poleciła mi wtedy wyspy Oahu ze słynną plażą Waikiki lecz mniej komercyjną, dużą wyspę Hawaii. Powiedziałem jej, że pewnie tak wybiorę i wybrałem. Do dzisiaj nie żałuję podjętych tamtej nocy decyzji i jestem jej wdzięczny za rady.

Pożegnałem się z Marylin, która poszła już spać i wszedłem do kuchni do Eda i Shelly. Od razu po przekroczeniu progu zatrzymałem się, spojrzałem na pomieszczenie i podekscytowany rzekłem powoli i wyraźnie: „Wow! To jest prawdziwy Przystanek Alaska”. Z uśmiechem na twarzy oparłem się o ścianę, a Ed zerknął na mnie i powiedział do Shelly: „Spójrz na niego. Jest w domu. Skąd żeśmy wzięli tego dzieciaka?”. Zaśmiałem się razem z nimi, po czym dosiadłem się do stołu. Zapytali mnie czy palę trawę, więc odparłem, że tak i wyciągnąłem swoją śmieszną, małą fajkę, składaną na magnesy, która po złożeniu wcale nie wygląda jak fajka. Gdy Ed ją tylko zobaczył to nie mógł przestać się śmiać i w sumie się mu nie dziwię. Można nie popierać naszego ulotnego stylu bycia, ale trzeba przyznać, że fajka jest śmieszna. Chciałem już zapalić swoje zioła z San Francisco, ale Ed powiedział mi, żebym to schował i poczęstował mnie swoimi. Dodał też, że będę tego potrzebował i dał mi jeszcze trochę na drogę. Gościnność mieszkańców Roslyn nie zna granic. Siedzieliśmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy ze sobą tak jakbyśmy się znali od zawsze. Czasami wystarczyło tylko pytanie Eda typu: „Więc jaki jest plan?” i już wszyscy wiedzieliśmy o co chodzi. Kiedy powiedziałem im co jest w planie naszej wycieczki i ile za nią zapłaciłem, obydwoje stwierdzili, że gdybym dał im te same pieniądze to zobaczyłbym jeszcze więcej. Kto wie? Może następnym razem kiedy będę się wybierał na Alaskę to właśnie z nimi.

Gdy wybiła 5.00 rano wszyscy udaliśmy się do snu. Wtedy po raz ostatni widziałem Shelly. Nastawiłem sobie budzik w komórce na 7.00 rano i położyłem się spać na kanapie w salonie. Obok mnie na drugiej kanapie leżał Ed. Zasypiając czułem się bezpiecznie jak w domu. Zasnąłem jak dziecko.

Obudziłem się 2 godziny później i z wrażenia nie czułem się tak bardzo niewyspany. Ed jeszcze spał. Wstałem z łóżka, ubrałem się i zostawiłem Shelly na kanapie moją zieloną koszulkę z napisem „Northern Exposure”, którą nosiłem poprzedniego dnia. Jak się później dowiedziałem koszulka ta wzbudzała zainteresowanie u innych osób. Wszedłem jeszcze na chwilę do kuchni, by zostawić dla niej na stole pożegnalną notkę i 50 dolarów na przyszłą lokalną radiostację, po czym wymknąłem się po cichu z domu.

Na zewnątrz przywitał mnie przepiękny poranek amerykańskiego dnia niepodległości. Spytałem się pierwszych napotkanych mieszkańców o drogę do miasta. Po drodze zatrzymałem się przy serialowym i zarazem rzeczywistym kościele w Roslyn, który niestety był zamknięty. Zrobiłem więc tylko zdjęcie z zewnątrz i ruszyłem dalej w dół aż spotkałem Joela przed jego sklepem. Poinformował mnie on, że zadzwonił już w moim imieniu do mojego przewodnika, który dał się przekonać, by zajechać po mnie do Roslyn. Ucieszyła mnie ta wiadomość, gdyż nie musiałem już wracać do Ellensburg i mogłem spokojnie zjeść śniadanie w Cafe Cicely. Zamówiłem sobie jajka na bekonie, za które chciał zapłacić Joel, ale znowu mu na to nie pozwoliłem. Po wspólnym posiłku wałęsałem się z Joelem po głównej ulicy i robiłem zdjęcia do momentu kiedy zobaczyłem w dole białego vana.

Czas było żegnać się z Roslyn. Pożegnałem się z Joelem, życzyłem mu powodzenia z jego destylarnią w Chorwacji i wsiadłem do auta. Jedna osoba z naszej grupy została w Seattle, dosiadło natomiast 5 nowych, więc łącznie od tamtego dnia było nas 13 plus przewodnik. Przedstawiliśmy się szybko sobie, a następnie wyruszyliśmy w dalszą drogę na wschód przez stany Waszyngton, Idaho i Montanę do Wyoming. Patrzyłem na Joela siedzącego na ławeczce przed swoim sklepem, machającego mi na pożegnanie. Przez kilka następnych godzin nie mogłem zasnąć z wrażenia. Prawie w ogóle się do nikogo nie odzywałem. Nie mogłem uwierzyć, że to już koniec. Wszystko wydawało się dla mnie pięknym snem. Chciałem tylko zobaczyć lokacje filmowe mojego ulubionego serialu, a wniknąłem w to wszystko od środka. Zwykle rzeczywistość jest inna niż ją sobie wyobrażamy. W tym przypadku jednak mieszkańcy Roslyn wydali mi się tacy sami jak mieszkańcy Cicely. Te same charaktery, te same problemy. Wiem, że to tylko subiektywne spostrzeżenie. Spędziłem tam tylko jedną noc i może gdybym został tam dłużej to przekonałbym się, że nie ma raju na Ziemi. Lubię jednak myśleć o Roslyn jako o arkadii i moim ulubionym miejscu na świecie. Bo tak jak powiedział kiedyś Chris-O-Poranku „Alaska to stan umysłu”.

Koniec

"I'm a runaway train on a broken track, I'm a ticker on the bomb that you can't turn back this time. That's right! I got away with it all and I'm still alive! Let the end of the world come tumbling down, I'll be the last man standing on the ground. And if my shadow's all that survives, I'm still alive!"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości