Feministki ogłosiły wszem i wobec, że planowane przymusowe badania kobiet to totalitarny pomysł, sprzeczny z prawami człowieka, a do tego wkraczający w sferę intymną. Nie przypuszczałem, że się to stanie, ale zgadzam się z nimi. Do pewnego stopnia.
Otóż owe kobietony sprzeciwiają się tym badaniom tylko dlatego, że dotyczą one WYŁĄCZNIE kobiet. Podkreślają nawet, że "jest tutaj też pewien element dyskryminacji mężczyzn". Faktycznie, mammografii i cytologii zbyt często się panom nie robi...
Gdyby i mężczyźni musieli się poddać badaniom jąder i prostaty, to problem byłby mniejszy według feministek. A tak mamy rażącą nierówność.
Inne przmysowe badania, które przechodzi się podczas pracy na etacie, jak badanie wzroku, krwi czy rentgen klatki, już kobietom-inaczej nie przeszkadzają. Te nie naruszają szeregu praw i przepisów, które chętnie przytaczają. Np. artykuł 41. Konstytucji stanowiący, że:
„Każdemu zapewnia się nietykalność osobistą i wolność osobistą”
czy Art.47. „każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego (…) oraz do decydowania o swoim życiu
osobistym”.
Wszystkie przymusowe badania lekarskie są faktycznie działaniem quasi-totalitarnym, gdzie obywateli traktuje się jak bezrozumne bydło lub w najlepszym razie niewolników, o których zdrowie trzeba dbać, by wydajnie pracowali na Pana.
Feministki zaślepione kwestią płci, dostrzegły tę prawdę tylko częściowo. Czy gdyby tylko mężczyznom groził przymus palca badającego prostatę - też biłyby na alarm?