Miałem o pajacu w muszce już nigdy nie pisać ale reakcja salonowej publiczności na jego ostatnie chamskie zachowanie stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. Szanowni Państwo, abstrahując od tego czy Boni zasłużył czy nie, to chyba nikt zdrowy na umyśle nie uwierzy, że JKM nosił w sobie urazę przez 22 lata a teraz na widok Boniego nagle mu się przypomniało. To niepoważne.
JKM, wbrew temu co głośno powiedział, nie pojechał wcale do Brukseli po to by cokolwiek reformować, naprawiać czy też nawet rozwalać, nie bardzo miałby zresztą z kim, ale wyłącznie dla własnego interesu i lansu. Wszystko co JKM robił, robi i jeszcze w następnych dniach, tygodniach i miesiącach zrobi, jest podporządkowane wyborom parlamentarnym w Polsce i jego własnej politycznej karierze. Tylko i wyłącznie.
JKM podpatrzył u Palikota, że na skandalach można w Polsce zbić całkiem spory polityczny kapitał, więc już w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się następnych podobnych prowokacji w jego wykonaniu. Aż do skutku, czyli do momentu, w którym odpowiednie brukselskie gremia stracą cierpliwość do jego wyskoków i najnormalniej wywalą go z hukiem do domu. JKM tylko na to czeka. Im większy huk w Brukseli, tym większe medialne echo w Polsce i tym większy przedwyborczy zysk.
Dlatego nie dajmy się nabierać! Nie o honor Korwina w tej sprawie chodzi tylko o konkretne i wymierne korzyści jak władza i koryto. O to i tylko o to.
R'n'R
