lucekzadra lucekzadra
196
BLOG

Cuda i zapachy internetowe

lucekzadra lucekzadra Polityka Obserwuj notkę 0

     Marcin Mastalerek na pytanie od kiedy uwierzył w możliwość wygrania Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, wypalił, że oczywiście od samego początku, od 11 listopada 2014, gdy stało się jasne kto jest kandydatem PiS-u.

     No takie wyznanie niestety nie za dobrze świadczy o poczuciu rzeczywistości rzecznika prasowego PiS-u. Nawet o jego wierze nie za dobrze świadczy, bo nie pamiętam już który to biskup, ale na pewno nie Janusz Głowacki, ani nawet Andrzej Stasiuk, stwierdził, nie bez racji, że cuda to się zdarzają, ale nie na zawołanie.

     W całej tej kampanii wyborczej właśnie najpiękniejsze było to, że nie można było wyniku wyborów przewidzieć. To znaczy można było: prawie pewne zwycięstwo Bronisława Komorowskiego. Wygrana Dudy graniczyła z cudem.

     W styczniu Bronisław Komorowski spał jeszcze bardzo spokojnie z 60 procentowym poparciem. Przez długi czas pewny był zwycięstwa w pierwszej turze. Nawet wyniki sondażów z 8. Maja, dwa dni przed pierwszą turą, mówiącej o 41% dla Komorowskiego i 29% dla Dudy nie były takie straszne. – No dobra, to wygram w drugiej turze 60 do 40 i będzie dobrze - pomyślał zapewne kładąc się spać. A tutaj, jak grom z jasnego nieba, wali go w potylicę o północy wiadomość, że to Andrzej Duda wygrywa pierwszą turę wyborów. W tym momencie staje się jasnym, że role się odwracają, jak powiedziałby Dariusz Szpakowski: o 360 stopni, co w rzeczywistości mniej pijanych zajęcy oznacza 180 stopni, albo pi (licząc w radianach).  

     Czy to się rozegrało w internecie, jak biadolą teraz zwolennicy „Bhonka musisz”? No nie wiem. Może wśród młodych jest to decydujące źródło wyrabiania sobie opinii, ale już wśród starszych na pewno nie. Poza tym jeżeli nawet internet miał wpływ na wynik, to nie taki jaki sugerują przegrani. On nie był tubą propagandową Dudy lecz raczej niezależnym źródłem do weryfikacji wypowiedzi drugiej strony. Jak się okazało, prawie zawsze ta weryfikacja wychodziła na niekorzyść weryfikowanych. Bronisław Komorowski i jego poplecznicy jakoś za często mijali się z prawdą.

     I na pewno żaden internet nie pomógłby, gdyby nie sama osobowość Andrzeja Dudy, oraz Paweł Kukiz, który zaburzył status quo zerojedynkowego układu dobre PO – zły PiS.

     Żeby powrócić do lubianego w tych szerokościach geograficznych Głowackiego, kopalni anegdot i powiedzonek, bardzo często stosuję w internecie jego alkoholomierz, który przerobiłem na internetomierz. Otóż, jak doskonale wszyscy, którzy przeczytali „Z głowy” pamiętają, ale przypomnę, na wszystkich balangach, przyjęciach, nasiadówach, popijawach, no po prostu na tych wszystkich intelektualnych spotkaniach, Głowacki siada koło najbrzydszej niewiasty. Gdy ta zaczyna wydawać mu się ponętna, natychmiast wstaje i wychodzi, bo to oznacza, że poziom alkoholu w jego krwi przekroczył dopuszczaną granicę.

     Tak samo robię w internecie. Czytam nie tylko salon24, wpolityce, niezalezna, frondę, teologię polityczną, do rzeczy albo wsieci, lecz także politykę i wyborczą. Jednak wiem, że polityka i wyborcza nie są zbyt pięknymi dla mnie niewiastami. No przekonałem się o tym niejednokrotnie, mam oczy, pamięć, ciekawych znajomych, od których czerpię wiedzę o realnym świecie i trochę daru kojarzenia. Przeważnie z łatwością znajduję argumenty polemiczne do tez tam zawartych.

     Ale, gdy nagle teksty tam zamieszczone przestają mnie niepokoić i zaczynam czytać je bezkrytycznie, nawet Daniel Passent mnie nie denerwuje, to natychmiast wstaję i wychodzę. Poziom internetu w mojej głowie osiągnął niebezpieczne stężenie, które nie pozwala na samodzielne myślenie i grozi delirką sieciową.

     Tweetów Marszałka Sejmu, albo zwierzeń posła Stefana Niesiołowskiego nie czytam w ogóle, bo już sam ich inernetowy zapach upija mnie do nieprzytomności.  

     Skończyłem czytanie wspomnianej w poprzednim wpisie książki Jürgena Rotha, w dużej części o katastrofie smoleńskiej. Niestety wniosek autora jest jeden: przyczyny katastrofy najprawdopodobniej znają, może lepiej powiedzieć hipotetycznie znają, Amerykanie (istnieje jakaś notka niemieckiej Federalnej Służby Informacyjna (Bundesnachrichtendienst-BND) o jakichś zleceniodawcach, nie za bardzo wiem czego), ale nigdy nie zostaną one zbadane ani ujawnione ponieważ żadne z państw zachodnich nie będzie ryzykowało wojny z Rosją.

     A dzisiejszy „Der Spiegel Online” podaje wyniki sondy Pew-Research-Center, z której wynika, że 58% Niemców jest zdania, wbrew artykułowi 5. natowskiego Kontraktu, że w przypadku napaści Rosji na kraj Nato, Niemcy nie powinny przyjść mu z militarną pomocą.

     Jak to dobrze, że od sierpnia ponownie będziemy mieli Prezydenta wierzącego, ale nie w cuda na zawołanie, który jest za realną, a nie wirtualną zgodą i bezpieczeństwem :)

lucekzadra
O mnie lucekzadra

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka