LucjanZgoda LucjanZgoda
470
BLOG

Betlejem. O demonach i wędrowcach - cz. 2

LucjanZgoda LucjanZgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Podróżowali dniem i nocą. Przodek Pucka biegł ze spuszczonym łbem przez śnieg i wiatr uważając na kopyta wielbłądów. Widział otarte do krwi ich pęciny, brudne i wrogie miasta, buntujących się pijanych poganiaczy wielbłądów. Pędzili. Wiatr toczył kołtuny uschniętych traw, puste konchy chwil, dni, lat życia jego pana, kruche maski oszustwa, krwawe skrzepy zbrodni. Pędzili, a na niebie towarzyszyła im gwiazda.

Po drodze przybył posłaniec. Przywiózł zaproszenie od Heroda. Jedźcie, zobaczcie i wstąpcie do mnie za powrotem. Powiecie jak tam jest. Co to za dziwne dziecko. My już będziemy wiedzieli co z tym zrobić. Zrozumieli co będzie dalej. Nieznani sprawcy. A jaka tam rzeź niewiniątek, panie, głupie plotki! Spiskowa teoria dziejów. Trzeba pędzić dzień i noc by Go ochronić. Tylko głupcy nie wierzą w demony i w istnienie ludzi o kamiennych sercach. Ale mimo wszystko poruszali się zbyt wolno. Więc pewnej nocy Pucek zdecydował się by wyprzedzić karawanę i pobiec przodem.

Nad Betlejem wstawał różowy świt, zwyczajnie cudowny. Na polach mgły, kadzidła o zapachu mirry. Złoto na twarzach kobiet stojących przy studni. Grzechotki pustych rozmów i dzwoneczki śmiechu. Osioł zażenowany plotkarskim żywiołem łeb odwracał z niesmakiem przeżuwając melon. Że Jan taki przystojny a całkiem oszalał, krzyczy i upomina, by czynić pokutę, by za grzechy żałować i prostować ścieżki dla Mesjasza, co lada dzień zejdzie z gór dalekich. Pewnie opił się wina i objadł szarańczy. Że dni dżdżyste i zimne, sny ciężkie jak kamień, myśli niedokończone, porwane modlitwy. I nie sposób spokojnie celebrować paschy, gdyż nawet późną nocą do drzwi kołatają ze spisu wracający zbłąkani włóczędzy. I w drzwiach otwartych staje w chwiejnym blasku lampy dziewczyna zawstydzona, zmoczona jak kura, o oczach jak dwie gwiazdy i z brzuchem jak dynia.

Szopa za miastem. Zziajany Pucek wślizgnął się przez uchylone drzwi. Ułożył się w rogu, z dala od kopyt krów i koni. Lizał obolałe łapy. Noc. Jedyna na miliony lat. Atak demonów jest tylko kwestią czasu. Przez tysiące lat miały pewność, że to nie może się zdarzyć. Że człowiek nie jest tego wart. Że jest zbyt głupi, zbyt podły. Do tej pory w całej Mezopotamii na niewolnika mówiono „sag”, znaczy rzecz, przedmiot. Można było zabić go w każdej chwili. I nagle teraz, ta rzecz ma być człowiekiem. Więcej - przyjacielem Boga, Jego bratem. Nie można do tego dopuścić.

Więc tuż przed świtem gwałtowny atak na zbutwiały dach stajni. Jęk krokwi, płacz dziecka. Pucek przemógł strach stanął na drżących łapach w żywym kręgu. Bok przy boku, sierść z sierścią, kopyto z kopytem. Mur żywy i uparty, buchający parą, głuchy na groźby, razy i obelgi. Na zawsze zapamiętał piekący ból w boku. A w środku żłób jasny jak źródło o świcie. Potem nagły szum skrzydeł i cisza krzycząca, czysta i tak radosna jak drozd o poranku. A na jego kudłatym łbie dłoń jak liść konwalii.

A oni jechali dniem i nocą. Aż przy końcu podróży przy pełni księżyca wjechali w cichą dolinę, a w niej troskliwie rozesłany księżycowy blask. Rąbek z głowy zdjęty. Przybyli. Plackiem padli. Złożyli dary. Odjechali.

Ranek. Słońce wciska przez szczeliny w deskach, by pocałować małą stópkę. Pucek bardzo chciałby ją polizać, ale nie śmie. Różowe nozdrza owcy przy śladach trzech króli. Bezczelny wróbel, jak sroka, koniecznie chce zobaczyć złoto. Gałązka w ręku dziecka i wrażliwe ucho osła. Obraził się i odwrócił tyłem. Szkoda, że tak nie mogło pozostać na zawsze.

Głaszczę Pucka po kosmatym łbie i bokach. Pod palcami wyczuwam długą bliznę. Nie musimy o tym mówić. Obaj wiemy. To po dziadku.

 

a początek opowieści znajdziesz tu:lucjanzgoda.salon24.pl/262480,betlejem-o-demonach-i-wedrowcach

 

LucjanZgoda
O mnie LucjanZgoda

Jestem miły.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości