Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber
1506
BLOG

Va banque Tuska

Łukasz Schreiber Łukasz Schreiber Polityka Obserwuj notkę 15

Wydarzenia ostatnich dni pokazują, że Donald Tusk rozpoczął grę o całą stawkę – i tym razem ryzyko jego klęski jest większe, niż kiedykolwiek wcześniej. Próbując wepchnąć SLD w ramiona PiS, stara się stworzyć wrażenie, że tylko on i jego formacja polityczna mogą zapobiec kataklizmowi w postaci sojuszu Kaczyńskiego z Napieralskim. W minionym tygodniu premier odkrył strategię wyborczą Platformy na najbliższą kampanię.

 
Przede wszystkim Donald Tusk porzucił już marzenia o samodzielnych rządach swojej partii. Marzenia, które – przypomnijmy – jeszcze w listopadzie wydawały mu się całkiem realne. Najwyraźniej jednak premier zdjął różowe okulary i musiał nawet przed samym sobą przyznać, że to scenariusz nierealny. Galopująca inflacja i dług publiczny, kolosalna drożyzna w sklepach i na stacjach benzynowych, kompromitacja ws wyjaśnień tragedii smoleńskiej, wreszcie inercja na wszystkich polach rządowej szachownicy, sprawiły, że Polacy powoli, acz systematycznie, odwracają się od rządu.
 
Na dziś więc jako marzenie jawi się możliwość koalicji PO-PSL bez dobierania do gabinetu polityków SLD. To też jest tytułowa cała stawka premiera. Pomimo mojej nieskrywanej niechęci do Donalda Tuska, zawsze uważałem go za doskonałego gracza. Tym razem jednak wyraźnie przelicytowuje. Całkiem możliwe, że wybierając strategię wpychania SLD w ręce PiS, rzucił na szalę swoją karierę polityczną. Dotąd był mistrzem uników – stąd ciekawe jak poradzi sobie w błyskawicznej wymianie ciosów.
 
Zauważmy, że zmasowany atak Tuska na SLD nastąpił tuż po świętach Zmartwychwstania Pańskiego. To wtedy po raz pierwszy w tak ostry sposób przedstawiał widmo koalicji postkomunistów z PiS, o czym pisałem 28 kwietnia w tekście „Strach zajrzał w oczy premierowi”.Ten tydzień przyniósł dalszy festiwal. We wtorek byliśmy świadkami żałosnego spektaklu, w którym Tusk ogłosił, że gwiazdka lewicy, poseł Bartosz Arłukowicz, zasili jego rząd, zostając ministrem w Kancelarii Premiera od spraw niczego. Sam Arłukowicz został zmuszony do tłumaczeń – chyba sam na to nie wpadł – w zupełnie kretyński sposób, twierdząc, że ma już dość głosowania ramię w ramię z Jarosławem Kaczyńskim, a przecież zawsze obiecywał powstrzymać go od ponownego dojścia do władzy.
 
Swoją drogą przy okazji tej konferencji prasowej Tusk bezczelnie skłamał, co jakoś wszystkim komentatorom umknęło. Arłukowicz już wtedy wyraził chęć startu z list Platformy i wejścia do klubu parlamentarnego tej partii, ale premier zaznaczył, że „nie było o tym mowy podczas rozmów na temat współpracy Arłukowicza z rządem”. Cztery dni później oficjalnie ogłoszono, że były poseł SLD zostanie „jedynką” na liście PO w Szczecinie. Ale to oczywiście tylko drobiazg przy systematycznym rozkradaniu państwa, jakie nam serwuje koalicja rządowa.
 
Transfer Arłukowicza to też symboliczny początek. Donald Tusk wszakże już zapowiedział, że będzie w dalszym ciągu stosował taktykę a’la Florentino Perez. Najwyraźniej ma ochotę wyciągać na prawo od siebie (PJN), jak i na lewo. Tym samym zraża do siebie zwłaszcza SLD, które mu tego nie zapomni. Wczoraj premier kolejny raz uderzył w stronę Sojuszu, wyzywając na pojedynek biegowy Napieralskiego i Wikińskiego. Zwróćmy uwagę na cel gry Tuska – ustawić PiS i SLD w jednej linii, spłaszczyć ich wyniki, zachować swoje 40%, a w następnej kadencji, przy pomocy uczynnych mediów, sprawić, aby partia Napieralskiego była główną siłą opozycyjną. Skoro TVP już dziś – przy stosunku dwóch partii opozycyjnych 3:1 – potrafi tak robić, to kiedy zejdziemy do poziomu nawet 2:1, stanie się to powszechną praktyką.
 
Plan jest więc sprytny, a zarazem zabójczy – zwłaszcza dla PiS. Jest tylko jeden problem, Tusk w moim odczuciu zupełnie błędnie definiuje nastroje społeczne. Niekonieczne SLD zyska przy takim ataku, zwłaszcza, że jej medialnymi twarzami są Kalisz, Cimoszewicz i Olejniczak w większym stopniu, niż faktyczne kierownictwo Sojuszu. To sprawia, że mamy do czynienia z zupełnie niespójnym przekazem tej partii, a elektorat, który skłania się do głosowania SLD nie rozważa – w swojej absolutnej większości – głosowania na PiS i vice versa. Stąd też płynie wniosek, że Tusk może wzmocnić lewicę jedynie kosztem… swojej formacji.
 
W tym wszystkim jest jeszcze gra o elektorat socjalny i antypisowski – obydwie te grupy chciałby Tusk na stałe związać z Platformą. Są one bowiem idealnym zapleczem dla jego partii i stylu rządzenia. Taka obudowa pozwalałaby Tuskowi w spokoju dotrwać do roku 2014, kiedy ma mieć już zaklepaną gorącą posadkę w strukturach Unii. Łatwiej jest bowiem karmić elektorat roszczeniowy popuslicztynymi bredniami i wypuszczać Niesiołowskiego na PiS, niż realnie rządzić i podjąć trudne reformy.
 

Najpoważniejszym błędem Tuska jest jednak założenie, że uda mu się zdobyć większość przy udziale PO i PSL. Dziś wszystko wskazuje, że to scenariusz nierealny. Tym samym w tym bardziej optymistycznym dla niego wariancie – PO wygrywa minimalnie z PiS – przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę za namówienie SLD do paktu. Niewykluczone zresztą, że ceną będzie jego głowa, o czym już politycy lewicy przebąkują. W tym gorszym – przegrana wyborów – jest skończony, gdyż wówczas w każdej konfiguracji znajduje się poza rządem.

Poseł na Sejm RP VIII kadencji ziemi bydgoskiej (7.291 głosów), radny Rady Miasta Bydgoszczy w latach 2014-2015 (2.555 głosów), przewodniczący PiS w Bydgoszczy od roku 2012. W latach 2005-2010 aktywnie zaangażowany w działalność Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, m.in. sekretarz generalny i Przewodniczący Rady Krajowej. Zapraszam na moją stronę internetową: lukaszschreiber.pl oraz na profil publiczny na fb: .facebook.com/radnylukaszschreiber

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka