Miłościwie panująca w stolicy prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że w maju odbędzie się referendum ws uczczenia ofiar tragedii smoleńskiej pomnikiem. Jednak sama w dyskretny sposób – i ze znaną tylko sobie swadą – zdecydowała się zabrać głos w tej sprawie. Stwierdziła, że pomysł pomnika światła nie jest innowacyjny – wcześniej podobny miały zastosować w praktyce nazistowskie Niemcy.
Zacznijmy od tego, że sama idea referendum wydaje się absurdalna. W moim odczuciu referendum powinno być organizowane wówczas, gdy sprawa dotyczy niezwykle istotnych dla gminy inwestycji, czy kierunków rozwoju. Jednak prezydent HGW woli zwoływać je w sprawie uczczenia ofiar katastrofy i – wciąż mnożąc kontrowersje – chce dzielić warszawiaków.
Cel tego jest ewidentnie polityczny i chyba nikt nie może mieć co do tego wątpliwości. Można więc stwierdzić, że wiceszefowa Platformy gra katastrofą smoleńską dla partykularnych, partyjnych interesów, aby pomóc im w nadchodzących wyborach parlamentarnych.W każdym razie takie są założenia. Gronkiewicz zachowuje się w istocie gorzej, niż L. Poncjusz Piłat, który też umywał ręce, ale przynajmniej starał się nie wpływać na tłum. Prezydent Warszawy najwyraźniej liczy na druzgoczące zwycięstwo przeciwników pomnika i wówczas ogłosi swój wielki triumf. Miejmy nadzieję, ze się przeliczy.
Skoro jednak już gra tragedią smoleńską, to tym bardziej przykre, że robi to w tak obrzydliwy sposób. Najpierw Kolenda-Zalewska w „Faktach” TVN mówiła o faszystowskich pochodach w miesięcznicę katastrofy, a teraz Gronkiewicz-Waltz dodaje swoje trzy grosze o nazistowskiej inspiracji architektów pomnika. Trudno nie odnieść wrażenia, że nie jest to przypadek.
Pytanie, na które mają odpowiedzieć warszawiacy też nie należy do najbardziej uczciwych:
Czy Pana/Pani zdaniem oprócz pomnika, który stanął na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, powinien stanąć w centrum stolicy kolejny pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Smoleńskiem.
W tym zawiera się sedno całej sprawy. To przecież Polacy wybrali Krakowskie Przedmieście jako spontaniczne miejsce żałoby. Dlaczego postawiono zatem pomnik na Powązkach? Czy skoro idiotyczna inicjatywa referendum miała już mieć miejsce, to nie było jej lepiej zastosować wówczas, zamiast teraz szantażować mieszkańców wydawaniem publicznych pieniędzy na „kolejny” pomnik? Czy tego pomnika domaga się tylko garstka mieszkańców Warszawy, czy może jednak miliony Polaków z całego kraju? Gdzie wreszcie podział się minister kultury Bogdan Zdrojewski, który przecież pochwalał budowę Pomnika Światła nawet w programie Moniki Olejnik?
Obawiam się, że na żadne z tych pytań nie poznamy odpowiedzi. Ale już przestałem się temu dziwić.