Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1390
BLOG

Specjalna ochrona dla babć klozetowych!

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
Nie ma żadnego powodu, dla którego specjalna ochrona ma przysługiwać nauczycielom, strażnikom leśnym, inspektorom ochrony roślin, inspektorom Inspekcji Handlowej, a zwłaszcza kierowcom autobusów. Niestety, za tym absurdem opowiedział się prawie cały Sejm.

Szanowni Panie i Panowie Posłowie!

W imieniu grupy posłów, jako przedstawiciel wnioskodawców, chciałbym zaprezentować projekt nowelizacji ustawy z dnia 10 kwietnia 2003 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych, która reguluje między innymi działalność toalet publicznych. Chcemy w tej ustawie zawrzeć regulację, która zagwarantuje osobom obsługującym i pilnującym czystości szaletów publicznych ochronę taką jaką posiadają na podstawie artykułu 115 kodeksu karnego funkcjonariusze publiczni.

Osoby obsługujące toalety publiczne nazywane bywały w minionym okresie pogardliwie „babciami klozetowymi”. Pomijając już fakt, że funkcję tę pełnią nie tylko kobiety i było to określenie dyskryminujące i piętnujące z powodu płci, a także nieuwzględniające istnienia osób LGBTQ plus, miało również wydźwięk pogardliwy i dyskryminacyjny z powodu uprawianego zawodu. Chciałbym podkreślić, że z takim językiem trzeba bezwzględnie zerwać!

Szanowni państwo! Rola osoby strzegącej toalety publicznej jest niedoceniana i najwyższy czas to zmienić. Osoby takie muszą posiadać rozliczne umiejętności oraz zajmować się wieloma kwestiami jednocześnie. Są odpowiedzialne za bieżące utrzymanie porządku, za pobieranie opłat oraz za to, aby w toaletach powierzonych ich pieczy nie dochodziło do awantur, aby nie korzystali z nich narkomani, alkoholicy, osoby bez stałego miejsca zamieszkania lub osoby chcące wykorzystać kabinę w toalecie na przykład do czynności seksualnych. Tak szeroka rozpiętość odpowiedzialności wymaga rzadkich umiejętności: spostrzegawczości, asertywności, odpowiedzialności, dokładności, nierzadko odwagi, stanowczości, systematyczności – mógłbym długo wymieniać cechy, jakimi powinien się odznaczać idealny pracownik szaletu publicznego.

Trzeba też rozumieć, jak fundamentalną rolę pełnią szalety publiczne. Szczególnie w większych miastach odpowiadają za zachowanie higieny i porządku. Mają wpływ na ruch turystyczny, a także wpływają na możliwość zapobiegania wybuchom epidemii. Nie muszę chyba wyjaśniać, jak gigantyczne znaczenie miały w okresie naszej jakże skutecznej walki z epidemią COVID. To rola często niedoceniana, ale zaiste olbrzymia.

Zarazem praca w publicznej toalecie jest zajęciem nie tylko niewdzięcznym i niecieszącym się prestiżem społecznym proporcjonalnym do związanych z nią wyzwań oraz wagi dla funkcjonowania państwa, ale też narażającym pracujące w tym ciężkim zawodzie osoby na wiele nieprzyjemności ze strony klientów wspomnianych placówek. Przekazane przez Komendę Główną Policji dane wskazują na drastyczny wzrost różnego rodzaju ataków na pracowników szaletów publicznych. A mówimy tu jedynie o przypadkach odnotowanych w oficjalnej statystyce. Ciemna liczba różnego rodzaju aktów agresji wobec pracowników szaletów publicznych – niekoniecznie fizycznych, także werbalnych, mających na celu poniżenie i upokorzenie tych dzielnych ludzi – pozostaje nieznana, ale z pewnością jest ogromna. Podkreślić tu należy fakt, że zawód, o którym mowa, związany jest z nieustannym kontaktem i interakcjami z ludźmi. Nie sposób ich w nim uniknąć.

Dlatego wraz z wnioskodawcami proponujemy przyznanie pracownikom szaletów publicznych w czasie pełnienia przez nich obowiązków służbowych ochrony przysługującej funkcjonariuszom publicznym. Takie rozwiązanie zwiększy poczucie bezpieczeństwa pracowników szaletów publicznych oraz wpłynie na zwiększenie prestiżu zawodu. Uważamy, że jest to konieczne, niezbędne i kluczowe w kontekście wcześniej przedstawionych argumentów.

Jednocześnie, wraz z proponowaną nowelizacją, będziemy prezentować logicznie z niej wynikający projekt Ustawy o zawodzie pracownika szaletu publicznego, który pozwoli na uregulowanie tego zawodu poprzez wprowadzenie egzaminu zawodowego, stworzy korporację zawodową z oczywiście obowiązkową przynależnością, wprowadzi wzór legitymacji służbowych, stopnie służbowe (szaletowy, starszy szaletowy, ekspert szaletowy, inspektor szaletowy, generalny inspektor szaletowy i tak dalej) oraz ureguluje wiele innych aspektów, które dzisiaj pozostają w skandalicznym stopniu nieuregulowane.

Dziękuję bardzo!

Powiedzą państwo: proszę nie podpowiadać. Cóż, trudno. Dostarczyłem sejmowym tytanom intelektu gotowiec, w razie czego będzie na mnie.

Uprzedzam głosy oburzonych: celem tego tekstu nie jest postponowanie zajęcia pracownika szaletu publicznego. Osoby pracujące w tym zawodzie szanuję, jeśli tylko wykonują go sumiennie. Celem jest pokazanie, do jakiego absurdu posunęli się posłowie, przegłosowując nadanie ochrony przynależnej funkcjonariuszom publicznym osobom „wykonującym przewóz osób w publicznym transporcie zbiorowym”. Pod tym absurdem podpisali się niestety wszyscy posłowie, z kołem Konfederacji włącznie – poza trzyosobowym kołem Wolnościowców, którzy jako jedyni zachowali w tej kwestii zdrowy rozsądek. Poziom zidiocenia publiczności pokazuje niemalże entuzjastyczna reakcja, z jaką decyzja Sejmu spotkała się w mediach społecznościowych.

Tu trzeba wyjaśnić zasadnicze nieporozumienie: przyznanie ochrony przysługującej funkcjonariuszom publicznym nie jest tożsame z uznaniem za funkcjonariusza publicznego. Nie wiąże się zatem – wbrew temu, co twierdzili niektórzy – ze zwiększeniem odpowiedzialności. Zamknięty katalog zawodów, których przedstawiciele mają status funkcjonariusza publicznego, zawarty jest w paragrafie 13 art. 115 kodeksu karnego. Są to: prezydent RP, poseł – w tym do Parlamentu Europejskiego – senator, radny, sędzia, ławnik, prokurator, funkcjonariusz finansowego organu postępowania przygotowawczego lub organu nadrzędnego nad finansowym organem postępowania przygotowawczego, notariusz, komornik, kurator sądowy, syndyk, nadzorca sądowy i zarządca, osoba orzekająca w organach dyscyplinarnych działających na podstawie ustawy, osoba będąca pracownikiem administracji rządowej, innego organu państwowego lub samorządu terytorialnego, a także inna osoba w zakresie, w którym uprawniona jest do wydawania decyzji administracyjnych, osoba będąca pracownikiem organu kontroli państwowej lub organu kontroli samorządu terytorialnego, osoba zajmująca kierownicze stanowisko w innej instytucji państwowej, funkcjonariusz organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego albo funkcjonariusz Służby Więziennej, osoba pełniąca czynną służbę wojskową, pracownik międzynarodowego trybunału karnego. Z katalogu wyłączeni są pracownicy wymienionych organów, pełniący czynności wyłącznie usługowe.

Tymczasem są zawody – i teraz dołączą do nich kierowcy transportu zbiorowego – które nie dają statusu funkcjonariuszy publicznych, ale dają identyczną ochronę: nauczyciel, ratownik medyczny, pielęgniarka i położna, lekarz, pracownik ochrony strzegący obiektów podlegających obowiązkowej ochronie, funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei, pracownicy Straży Leśnej, Inspekcji Handlowej, strażnicy Państwowej Straży Rybackiej, a nawet inspektorzy ochrony roślin (nie jest to pełen wykaz). Co ciekawe, mimo wielokrotnych apeli organizacji dziennikarskich nie ma na tej liście dziennikarzy.

Jak widać, status ochrony przysługującej funkcjonariuszom publicznym (podczas pełnienia obowiązków) jest rozdawany na prawo i lewo i już przez samo to się dewaluuje. Bywa wykorzystywany jako rodzaj łapówki wręczanej przez władzę grupom zawodowym zamiast realnych korzyści. Tak było na przykład z ochroną przyznaną nauczycielom jeszcze za Platformy Obywatelskiej. Uzasadnienie było wówczas równie absurdalne co w przypadku kierowców: że coraz częściej zdarzają się przypadki agresji, także słownej, wobec nauczycieli. Oczywiście tylko ktoś mający najbardziej magiczny obraz prawa mógłby sądzić, że przyznanie większej ochrony cokolwiek tu zmieniło.

Konsekwencją mogą być natomiast surowsze kary wobec osób, które w jakikolwiek sposób, również werbalnie, zaatakują funkcjonariusza publicznego. W kodeksie karnym specjalne, dotkliwsze kary za takie czyny lub też inny rodzaj ścigania (z oskarżenia publicznego zamiast prywatnego) są wymienione zarówno przy przestępstwie zabójstwa, jak i naruszenia nietykalności albo znieważenia. I tu przestaje już być zabawnie, bo kierowcy transportu zbiorowego to największa jak dotąd i najbardziej zróżnicowana grupa spośród objętych specjalną ochroną (poza funkcjonariuszami publicznymi sensu stricto, pochodzącymi z wyboru). Nie trzeba szukać długo, żeby znaleźć bardzo wiele przypadków agresji ze strony kierowców w stosunku do pasażerów. Kierowcy bywają chamscy i wulgarni. Wykonywany przez nich zawód nie wiąże się z żadną formą przygotowania do kontaktów z ludźmi ani z żadnymi wymogami dotyczącymi etyki, jak to jest w przypadku ratowników medycznych czy policjantów (w teorii). Skutkiem przyjętej regulacji będzie zatem sytuacja, w której w potencjalnych sporach z pasażerami, o które nietrudno, jedna ze stron uzyskuje bezzasadną uprzywilejowaną pozycję, co z kolei wpłynie na poczucie bezkarności przedstawicieli tego zawodu. Mówiąc obrazowo – jeśli pasażer nazwałby kretynem kierowcę autobusu, który będzie go chciał na przykład wyrzucić z pojazdu na podstawie własnej autorskiej interpretacji regulaminu przewoźnika, obecnie byłby najwyżej ścigany z oskarżenia prywatnego kierowcy, z art. 216 kodeksu karnego. Po wejściu w życie regulacji zadziała natomiast art. 226 kodeksu karnego i oskarżenie będzie z urzędu.

Wziąwszy pod uwagę mnogość życiowych sytuacji, z jakimi mamy do czynienia w transporcie zbiorowym, uprzywilejowanie kierowców niczego nie naprawi, a przeciwnie – niektórym z nich da zgubną pewność siebie, a część wkurzonych pasażerów nastawi do nich jeszcze gorzej.

Zbić można każdy pojawiający się w tej sprawie argument zwolenników nowego rozwiązania.

Po pierwsze – zawód kierowcy nie jest w żaden sposób szczególny, jak twierdzą niektórzy. Na podobnym czy nawet wyższym poziomie odpowiedzialności i kwalifikacji jest mnóstwo innych zajęć, które taką ochroną się nie cieszą. Dlaczego nie mają jej mieć na przykład pokładowi pracownicy linii lotniczych? Wszak stewardessy i stewardowie, ale także piloci, nieraz muszą się stykać i borykać z agresją pasażerów, kwalifikacje muszą mieć wyższe niż kierowcy, a odpowiedzialność mają nawet większą. Dlaczego ochrony nie mają mieć konduktorzy w pociągach? Był już zresztą kiedyś pomysł – szczęśliwie porzucony – aby przyznać podobny status kontrolerom biletów. Dlaczego nie nadać ochrony równoważnej tej przysługującej funkcjonariuszom publicznym pracownikom handlu, którzy także pracują z ludźmi i są narażeni na nieprzyjemne sytuacje?

A może zróbmy to samo z rolnikami? Poczują się dowartościowani, a przecież wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w których muszą się zmagać z przeprowadzającymi się na wieś mieszczuchami, zgłaszającymi absurdalne pretensje na przykład o prowadzenie prac polowych w nocy. A odpowiadają, jak by nie było, za bezpieczeństwo żywnościowe państwa.

Ilekroć pojawia się kwestia nadania jakiemuś zawodowi specjalnego statusu w ten czy inny sposób, natychmiast chór entuzjastów zaczyna wyśpiewywać na jego cześć hymny pochwalne, dowodząc, jak dane zajęcie jest unikatowe, jedyne w swoim rodzaju, szczególne, wyjątkowe i jak bardzo te przywileje się jego przedstawicielom należą.

Po drugie – jak to zwykle w Polsce, idiotycznym pomysłom nie towarzyszy żadna analiza funkcjonowania już istniejących rozwiązań. Ja zaś dowiedziałbym się chętnie na przykład, czy objęcie ochroną przysługującą funkcjonariuszom publicznym ratowników medycznych w jakikolwiek znaczący sposób zmieniło ich sytuację. Czy spowodowało spadek przypadków agresji wobec przedstawicieli tego zawodu? Bo jeśli nie, to znaczy, że jest to rozwiązanie całkowicie puste i jest to kolejny argument przeciw powodowaniu jego dalszej inflacji poprzez nadawanie tego statusu innym grupom zawodowym.

Po trzecie – ochrona przysługująca funkcjonariuszom publicznym oznacza faktycznie naruszenie zasady równości wobec prawa. Można uznać, że jest to zasadne w przypadku niektórych zajęć, ale na pewno nie wszystkich, jakim dziś przysługuje. Objęcie statusem funkcjonariusza publicznego osób pochodzących z wyboru – radnych, posłów, senatorów – jest moim zdaniem bezzasadne. Taką wzmocnioną ochronę mogliby posiadać ci, których zawody polegają na ratowaniu ludzkiego życia lub związane są z narażaniem własnego, czyli przede wszystkim funkcjonariusze kilku podstawowych służb: policji, wojska, straży pożarnej. Tyle. Obecna długaśna lista zawodów, posiadających taką ochronę, powinna zostać zdecydowanie zweryfikowana i drastycznie okrojona. Naprawdę nie ma powodu, żeby na specjalnych zasadach przed znieważeniem byli chronieni inspektorzy ochrony roślin, inspektorzy pracy czy strażnicy parków narodowych.

Pierwszy pomysł objęcia kierowców ochroną przysługującą funkcjonariuszom publicznym przedstawiła w ubiegłym roku Lewica – co mnie nie zaskakuje. Fetyszyzowanie przez tę formację transportu publicznego nie jest niczym zaskakującym. Że tą samą drogą podążył PiS, w końcu lewicowe ugrupowanie, także nie powinno być zaskoczeniem.

Szastanie tym statusem na prawo i lewo, na zasadzie przywileju, którym obdarza się różne grupy, żeby zdobyć sobie ich głosy przed wyborami – przecież o nic innego tu nie idzie – przypomina sytuację I Rzeczypospolitej po pierwszym rozbiorze. Ślady tego można odnaleźć między innymi w niezrównanych „Pamiątkach Soplicy” Henryka hrabiego Rzewuskiego. Od państwa odpadła już część jego ziem, ale przedstawiciele szlachty wciąż posługiwali się nic już nieznaczącymi tytułami, związanymi z miejscami leżącymi już w zaborze rosyjskim.

I proszę pamiętać: jeśli ten absurd przez parlament przejdzie, a prezydent go podpisze – obawiam się, że tak się stanie – to za pokazanego kierowcy autobusu przez okno „faka” (do czego nie namawiam i takich zachowań nie popieram, żeby było jasne) będziemy z urzędu ścigani przez prokuratora i możemy pójść siedzieć na rok.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka