Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
85
BLOG

Skończyć z socjalizmem w oświacie

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 86

Problem z protestem nauczycieli nie polega przede wszystkim na tym, że domagają się podwyżek. Problem leży w tym, że nauczycielom - a przynajmniej Związkowi Nauczycielstwa Polskiego - zależy na zachowaniu instytucjonalnego status quo. Zaś ów status quo można streścić zdaniem: nieważne, jak kto pracuje, każdy ma mieć po równo.

Barierą na drodze jakichkolwiek poważniejszych zmian jest oczywiście Karta Nauczyciela. Nie ma wątpliwości, że nauczycielskie związki zawodowe będą jej bronić jak niepodległości, bo ustawa ta stawia całą profesję poza regułami jakiejkolwiek, choćby w drobnej części rynkowej gry. Owszem, KN wspomina o ocenianiu nauczycieli, ale te oceny nie mają żadnego realnego przełożenia na wysokość nauczycielskich pensji. Za to nauczyciel mianowany jest nie do ruszenia.

Radykalnym liberalnym pomysłem byłoby sprywatyzowanie całego systemu oświatowego. Tu jestem mocno sceptyczny, choćby dlatego, że miałoby to sens jedynie w warunkach, gdy obywatele dostaliby z powrotem do dyspozycji znaczną część swoich dochodów, dziś redystrybuowanych przez państwo. Taki projekt musiałby być opracowywany przez lata, poza obszarem bieżącego sporu politycznego, co raczej nie jest dzisiaj możliwe. Skoro jednak mamy oświatę publiczną, to państwo powinno ją tak zorganizować, żeby nie tworzyć - a raczej: żeby rozbić - kolejną uprzywilejowaną kastę zawodową, dyktującą swoje warunki ze szkodą dla ogółu.

Po pierwsze - ułatwione powinno być tworzenie szkół niepublicznych. Powinny do tego zachęcać wszelkiego rodzaju ulgi i ułatwienia. (Zresztą byłoby dobrze, gdyby nie dotyczyły tylko tego jednego sektora, ale gdyby łatwiej było wszystkim, w każdym biznesie.)

Po drugie - swego rodzaju „wirtualnym" urynkowieniem systemu oświatowego byłoby wprowadzenie bonu oświatowego. Bon powinien oczywiście wspierać szkoły niepubliczne na takich samych zasadach jak publiczne.

Po trzecie - KN powinna przestać istnieć. Mogłaby ją - ale i tu byłbym sceptyczny - ewentualnie zastąpić drastycznie okrojona ustawa o zawodzie nauczyciela. Tylko że nawet taka ustawa kwestionowałaby - poprzez samo swoje istnienie - fakt, że nauczyciel jest zawodem jak każdy inny. Poziom uprzywilejowania tej grupy przypomina uprzywilejowanie górników czy kolejarzy, choćby ze względu na możliwość przejścia na wcześniejsze emerytury.

Po czwarte - pensja nauczyciela powinna zostać uzależniona w znacznym stopniu od jego osiągnięć.

ZNP będzie się przeciwstawiać wszystkim tym rozwiązaniom - to oczywiste. Racją jego istnienia jest, podobnie jak w przypadku wielu innych związków zawodowych, obrona nawet najbardziej niesłusznych i absurdalnych przywilejów. Jakakolwiek propozycja zróżnicowania pensji nauczycieli w zależności od osiągnięć jest także dla związkowców niedopuszczalna, bo ich klientelę stanowią w wielkiej części - to po prostu prawo statystyki - nauczyciele marni lub po prostu przeciętni.

Skoro godzimy się, że pracodawcą nauczycieli jest państwo (choć opieka nas szkołami należy formalnie do gmin), to faktycznie - pensje wielu z nich są żenująco niskie. Tyle że przyznawanie takich samych podwyżek wszystkim to czysty komunizm. Wspominałem już na swoim blogu o mojej wspaniałej polonistce z liceum czy o nauczycielce francuskiego, która sprawiła, że ja i wielu moich kolegów z klasy, w warunkach szkoły średniej, po dwóch latach mówiło płynnie w tym języku (szybko odeszła z zawodu, czemu się wcale nie dziwię). Takim nauczycielom należą się po prostu duże pieniądze, porównywalne z pensją menadżera średniego szczebla. Na drugim biegunie stała moja autystyczna nauczycielka chemii, absolutnie niezdolna do przekazania jakiejkolwiek wiedzy, za to sprawiająca nam swoim ekscentrycznym zachowaniem wiele radości. Nie widzę powodu, dla którego tacy nauczyciele mieliby się cieszyć podwyżkami.

Warunkiem rozmowy o większych pieniądzach powinna być zatem radykalna zmiana sposobu ich przyznawania. Na co, rzecz jasna, ZNP się nie zgodzi. Podobnie jak będzie do upadłego walczył o przedłużenie dostępności wcześniejszych emerytur, które są - tak jak identyczne rozwiązania w innych zawodach - olbrzymim obciążeniem dla budżetu dziś i w przyszłości, nie mają natomiast żadnego innego uzasadnienia poza tym, że wywalczają je sobie najbardziej agresywne grupy interesu.

Bon to nie rozwiązanie idealne, ale jednak lepsze niż dzisiejszy stan rzeczy, w którym popyt na daną szkołę nie ma żadnego wpływu na przyznawane jej pieniądze. Nauczyciele z ZNP oraz krytycy tego pomysłu wysuwają absurdalny kontrargument, że bon podzieli szkoły na lepsze i gorsze. Oczywiście, że tak! I o to chodzi! Socjalistyczna iluzja równości w edukacji ma jeden zasadniczy skutek: kanalizuje wybitne jednostki, a nawet także te tylko ponadprzeciętne. Zresztą - szkoły już są lepsze i gorsze. Tyle że te lepsze z wysokiej jakości oferowanego nauczania nie mają żadnych korzyści.

Wszystko to, o czym piszę, to stan może nie idealny, ale wysoce pożądany. Nie mam, szczerze mówiąc, nadziei na to, że rząd PO-PSL będzie mieć dość jaj, żeby przeciwstawić się nauczycielskiej grupie interesu. Drżę o los bonu edukacyjnego - sprawa może się po prostu wygodnie rozmyć, tak jak już rozmyło się kilka podobnych pomysłów Platformy.

 

P.S. Zaczyna mi być szkoda mi Zbigniewa Chlebowskiego. Co chwila robi z siebie idiotę. Pierwszy taki występ miał, gdy dziennikarze poszli go spytać, w trakcie konferencji prasowej premiera, czy ma u siebie tajemnicze projekty ustaw, dotyczących służby zdrowia. Premier mówił, że Chlebowski je ma, a Chlebowski powiedział, że bynajmniej.

Potem Chlebowski mówił, że te projekty nie są wzorowane na projektach PiS, po czym parę godzin później przyznał, że jednak w znacznej mierze są.

Wczoraj Kolenda-Zaleska spytała go, czy wie, ile ma w Sejmie rządowych projektów ustaw. Chlebowski długą chwilę milczał, po czym z pewnym wahaniem rzekł: „No... kilkanaście".

„Sześć" - oznajmiła Kolenda-Zaleska.

„Ale liczba nie ma wielkiego znaczenia" - próbował się ratować Chlebowski.

Jak już szef klubu PO zrobi z siebie dokumentnego idiotę, to trzeba go będzie kimś zastąpić. Okazuje się, że na tym stanowisku politycy Platformy szybko się zużywają.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka