Leopold Zgoda Leopold Zgoda
339
BLOG

Dialog, przemoc, spełnienie

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Osobiste doświadczenie podpowiada mi, że jesteśmy w dużym stopniu społeczeństwem represyjnym. W jak dużym stopniu?  Nie spierajmy się o liczby. Brak życzliwości w życiu codziennym, braki po stronie wzajemnego zrozumienia, porozumienia i owocnej współpracy, uzasadniają niepokój. Ów niepokój jest już u podstaw pytań i podejmowanych rozmaitych badań. Można zauważyć, że u ich podstaw jest bardziej obawa, aniżeli dziecięca, filozoficzna i naukowa ciekawość świata. Lęk, czy mający konkretne przyczyny strach, mogą prowadzić do kolejnych represji i niepokoju. Bo dlaczego represje nie pomagają?

Najczęściej myślimy o tym, czego nam brak. Mówimy o zdrowiu, kiedy zaczynamy chorować, myślimy o życzliwości i zaufaniu wzajemnym, kiedy doświadczamy osamotnienia, obojętności, braku zrozumienia, kiedy obawiamy się o własny los. Są sytuacje, w których nie jesteśmy zdolni, aby "zamienić słowo", bo ci, wśród których jesteśmy, są zajęci sobą i nieustanie się śpieszą. Stąd odpowiedzi spóźnione, mało przemyślane, jednostronne i podporządkowane potrzebie uporania się z tym, co w danej chwili boli. Nawiązując do wydarzeń ostatnich dni i wizyty premiera Tuska wśród poszkodowanych żywiołem, można zauważyć, że pytanie o sposób na życie, którego sens sprowadzony zostaje do pytania o pomoc i pieniądze, ma za odpowiedź widoczną bezradność pytanego Premiera.

Umiejętność zadawania pytań i udzielania trafnych odpowiedzi, odpowiedni dobór i wymiana słów, należą - moim zdaniem - do najbardziej istotnych potrzeb człowieka. Łącznie z użyciem słów dla zabawy. I wcale nie jest tak, że pytanie, jak żyć, sprowadza się do pytań, jak się zabawić, jak uśmierzyć doraźny ból i jak zdobywać pieniądze. Jest to pytanie podstawowe w całej swej ogólności. Odpowiedzi na tak ogólne pytanie poszukuje wywodząca się z filozofii etyka. W Grecji antycznej prawo do swobodnej wymiany słów miał obywatel, niewolnik - w zasadzie wykonywał rozkazy. Chrześcijaństwo w niewolniku dostrzegło człowieka i obywatela. W życiu praktycznym bywało różnie.

Dialog, dyskusja, zaistniały w kulturze europejskiej jako wysublimowane formy wymiany słów. Zwięzłość rozkazów wojskowych jest ich przeciwieństwem. Jeśli w dialogu chodzi wprost bądź pośrednio o wzajemność i prawdę, a trudno liczyć na wzajemność i dociekać prawdy poza wolnością, to w wojsku chodzi o posłuszeństwo. Czy w życiu społecznym, poza sytuacjami skrajnych zagrożeń, dyscyplina wojskowa jest koniecznością? Czy społeczeństwo jest stadem owiec, których los jest wyłącznie w rękach pasterza, bo same o sobie nie stanowią? Czy obywatel nie jest władny odpowiadać za własny los? Co więcej, także za los swych braci i sióstr? Odpowiadamy, że tak, że jest władny, tyle tylko, że we współpracy z innymi. 

Pierwszą formą współpracy jest wymiana słów.  Dlaczego tak mało uwagi poświęcamy tej umiejętności w domu i szkole? Dlaczego nad sobą w tym zakresie nie pracujemy? Czy dlatego tylko, że jest to praca bez końca? Dlaczego informacje sprowadzają się do pohukiwań, powtarzania sloganów i wydawania rozkazów, zamiast do udziału we wspólnym odkrywaniu prawdy w danej sprawie i podejmowaniu optymalnych rozwiązań? Jesteśmy wygodni, nie mamy czasu, nie potrafimy, boimy się, chcemy tylko zaistnieć. Brak dostatecznej troski w tym zakresie sprawia, ze zatraca się mądrość życiowa, która, jeśli jest, to jest niezależnie od dyplomów i formalnych wykształceń.

Mówiąc o społeczeństwie nadmiernie represyjnym, najczęściej myślimy o dyscyplinie wojskowej. Tymczasem już w samym wojsku polskim tej dyscypliny brak. Dlaczego miałaby mieć miejsce w życiu codziennym? Zauważmy, że forma słowna wypowiadanych rozkazów jest tutaj bez większego znaczenia. U podstaw rozkazu jest siła, która na podobieństwo żywiołu może uzewnętrznić swą moc. Jeśli dzieje się to wbrew intencjom i woli adresata rozkazu, mówimy o władzy. Władza dysponuje siłą. Siła fizyczna, jawne i ukryte formy wyzysku, mobbing, lobbing, który graniczy z korupcją, są odmianami przemocy. Ale przemoc może mieć także miejsce za przyzwoleniem ofiary przemocy, która nie jest jej świadoma. Bywa i tak, że sama ofiara obwinia siebie o zaistnienie przemocy. Poza sferą podejrzeń pozostaje sprawca.

Jak widzi swą zbrodnię Breivik? Przyznaje się do zamachów i zabójstw, lecz nie przyznaje się do winy. Czy nie chce nam powiedzieć, że wina leży po stronie władzy i tych, którzy zginęli? Czy on to sprawił, że ci młodzi ludzie mieli być w przyszłości działaczami znienawidzonej Partii Pracy? Czy jego to wina, że władza nie chce zrozumieć skali zagrożeń islamem dla Norwegii i Europy? Zawsze może się tłumaczyć, że nie chciał brać na siebie winy za zaniechanie protestu. A że ofiary były konieczne? Breivik, podobnie jak Marks, Stalin czy Hitler, zaakceptował bez ograniczeń skrajną fizyczną przemoc.

Jak zatem mają się do siebie dialog i przemoc? Społeczeństwo nadmiernie represyjne źle służy rozwojowi umiejętności poważnej debaty, twórczego dialogu czy niewinnej dyskusji. Tym samym owoce wymiany słów, które towarzyszą ludzkiej pracy, będą u źródeł zatrute. Świadomość własnych możliwości, która prowadzi do twórczych poczynań, a która jest przedłużeniem majsterkowania i dziecięcej ciekawości świata, będzie zamierać na rzecz bierności, obojętności czy bezmyślnego posłuszeństwa. Obojętność, bierność i posłuszeństwo nie wykluczają, a może wręcz zakładają, że będzie bunt. Lecz protest tego rodzaju będzie raczej przejawem postawy niewolniczej, to znaczy takiej, która pozwala niszczyć, nie pozwalając budować. Zachowanie Breivika sugeruje, że ma się on za osobę niewinną, skoro podjął się zbawczej misji ratowania Europy. Niestety, przemoc, zbrodnia, wyjątkowo ohydne morderstwa sprawiają, że jest tylko tym, który niszczy. Problem migracji, ale także rozmowy, dialogu i współpracy ludzi odmiennych kultur - pozostał. Zajścia na ulicach Paryża sprzed kliku lat i dzisiejsze zajścia na ulicach Londynu to potwierdzają. I stąd pytanie, czy przemoc i zbrodnia będą rządzić światem?

Czy i w jakim zakresie pierwsza Solidarność miała znamiona buntu, w jakim twórczego rozwoju? Świat był zaskoczony tym, czego umieliśmy dokonać, świat może być zgorszony tym, co wyczyniamy dziś. Co w nas zostało z tamtej radosnej i twórczej Solidarności, a co pozostało w przyzwyczajeniach, przedmiotach i odruchach z okresów wcześniejszych? Trudności, jakie pojawiły się po 1989 r. w budowaniu społeczeństwa obywateli zdolnych do dialogu i owocnej współpracy, skłaniają do pytań i twórczego namysłu. Czy potrafimy rozmawiać? Czy potrafimy odpowiadać za własny los? A może zdamy się wyłącznie i bez odwołania na łaskę silniejszych?

Przemoc w swych wielorakich odmianach może prowadzić wprost do samozniszczenia, którym jest samobójczy akt. Czy tak należy oceniać Powstanie Warszawskie? Pisałem już, że nie wolno nam tego robić. Nie o to chodzi, aby przemilczać, ale o to, aby wydobyć cenny kruszec na przyszłość z tej wielkiej ofiary. A jak miały się sprawy związane ze śmiercią Andrzeja Leppera? Czy nie jest tak, że miejsce dialogu zajęła tylko przemoc? Spełnienia niewątpliwie nie było. Nie wydaje się, aby był to akt jakiejkolwiek ofiary. Jest ofiara, ofiarności brak.

U podstaw ofiarności, podobnie jak u podstaw twórczego dialogu, jest akt dobrej woli. Dobra wola w twórczym dialogu polega na odkrywaniu prawdy. Dobra wola w twórczym działaniu - ściślej mówiąc - we współdziałaniu, polega na realizowaniu podejmowanych zadań przy jednoczesnym poszanowaniu prawdy.  Prawda, jeśli jest celem wymiany słów, łączy. Poszanowanie prawdy w interesach sprawia, że dążymy do realizacji zadań w sposób godny człowieka. Na czym ta godność polega? Na poszanowaniu prawdy o godności człowieka, która jest w każdym z nas. Na poszanowaniu ludzi godnych zaufania. Na trosce o godne warunki życia, pracy i płacy, której nie należy mierzyć ilością posiadanych pieniędzy, lecz głębokim poczuciem sensu życia.

Naturalna życzliwość, to znaczy taka, która wprawdzie jest owocem dobrego wychowania, ale nie towarzyszy jej poczucie kalkulacji czy zewnętrznego przymusu, jest jednym ze sposobów wydobywania człowieczeństwa, które jest w każdym z nas. Tylko taka pedagogika, która skłania do życzliwości w życiu codziennym i uczy, jak wzajemnie można sobie zaufać, zapewnić zdoła twórczy rozwój wspólnoty państwowej, o której z takim zaangażowaniem, oskarżając się wzajemnie, opowiadają politycy. Każdy z osobna zapewnia, jak bardzo kocha swój kraj, lecz razem nawet rozmawiać nie potrafią.

Prof. Jan Hartman apeluje o wpisywanie się do partii, aby były lepsze. Pamiętam taką argumentuję z czasów PZPR. Prof. Hartman jest zbyt młody, aby o tym pamiętać. Prof. Leszek Balcerowicz stawia na elitarnych przedstawicieli - profesjonalistów. Lecz skąd mają się brać w polityce, jeśli wyborcy będą deprawowani?

Brak nam sokratejskiej i chrześcijańskiej cnoty pokory, która bierze się stąd, że świadomi jesteśmy własnej ułomności i dlatego nawzajem - niekoniecznie w szeregach partyjnych - trzeba nam siebie wspierać. Taka wspólnota wspierających się wzajemnie obywateli, spierających się i współdziałających, nosi nazwę pierwszej Solidarności. Komitety obywatelskie w 1989 r. ów zryw spontaniczny i twórczy powtórzyły. Czy jest to już dzisiaj tylko zaszłość historyczna? Czy powraca czas, w którym obywatel, jeśli był poza strukturami partyjnymi, był obywatelem drugiej kategorii? Bo tam jest dyscyplina partyjna, zaś "w cywilu" chaos?

Budowanie społeczeństwa obywatelskiego nie jest utopią, ale też i nie jest zadaniem na krótki czas. Ma swoją dynamikę, załamania, prawo do błędów, bo jest procesem twórczym. Podstawą jego przyszłych sukcesów społecznych, narodowych i obywatelskich, także w gospodarowaniu, jest edukacja.

Twórczym pedagogiem, nauczycielem i wychowawcą, już na poziomie doboru i wymiany słów, może być każdy z nas. Stąd bierze się postulat edukacji otwartej i przez całe życie. Współczesne technologie informatyczne mogą w tym znakomicie pomóc. Jeśli tej wielkiej potrzeby nie będziemy dostatecznie świadomi i nie będziemy umieli jej sprostać, to represyjność i kapralski dryl w naszym życiu cywilnym i codziennym będą się tylko pogłębiać. Jednocześnie służby wojskowe, do tego powołane, aby chronić i bronić, jeśli jest to jeszcze możliwe, będą ulegały dalszej degradacji. Spełnieniem w życiu prywatnym, zamiast miłości radosnej i twórczej, pozostanie obojętność, samotność, zawiść i nienawiść. Będą to dokonania na miarę "upadłych aniołów". Wspólnota państwowa i narodowa tak bardzo upadła nie będzie mogła rozwijać się i trwać.

Twórcza edukacja, niezależnie od bieżących trafnych decyzji politycznych, jest nam bardzo potrzebna. Wskaźniki ilościowe i rygory czysto formalne jej nie zastąpią. Praca nad sobą, dyscyplina wewnętrzna, jest u podstaw twórczych dokonań. Myślimy tu nade wszystko o kształtowaniu postaw.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości