Polak to istota pesymistyczna introwertyczna z natury. Jeśli ma się coś udać to się nie uda, a i tak będzie na kogo zwalić. Wysysamy to niemal z mlekiem matek, które nadopiekuńczą miłością uczyły nas, iż nie można nikomu zaufać, należy się obawiać i być zawsze w defensywie, spodziewać się najgorszego. To też wina historii, która wywoływała nieustanne napięcia, strach i ból. Nikt nie mógł być spokojny, ciągłe wojny, najazdy, zajazdy, bijatyki, ciągła ta agresja. Adrenalina i testosteron. Nerwice pogłębiające się nieustannie, stały się wręcz narodowym hobby. Jak przez lata narodowym sportem było pijaństwo. Długie ciemne i zimne noce też miały swój wkład.
Obserwuje to wszystko co się dzieje dookoła. W polityce, w przychodniach, w szkołach czy ulicy a nawet w Kościołach narasta napięcie, bardzo niezdrowe napięcie. Wylewamy żółć na wszystko co nas frustruje, odraża, poniża, czego się boimy, a nawet w sytuacji kiedy nie mamy na dany temat zdania. Nie szukamy rozwiązań, nie tłumaczymy sobie, że można było inaczej, i na pewno tego nie akceptujemy. Obawiamy się. To wszystko sprawia, że nie czujemy się dobrze, nawet, kiedy ochłoniemy, to i tak złorzeczymy, psioczymy na rzeczywistość. Nie widzimy tych ewentualnych pozytywnych następstw, wolimy trawić wewnątrz siebie wszelkie złe emocje. A jest co! Traumy dziecięce, z okresu młodości czy już do dojrzałe towarzyszą nam nieodłącznie. A nasze introwertyczne usposobienie nie pozwalają nam choć na chwilę odsłonić prawdziwe skrywanych uczuć, by choć trochę poczuć się lepiej. Tyczy się to nie tylko naszego wewnętrznego – duchowego życia, ale także tego społecznego. Potrafimy przejść obojętnie obok indywidualne tragedii bliźniego odkręcając głowę tak jakby zło nie dotyczyło lub nie obejmowało nas w żaden sposób. Przypomina mi się filmy z udziałem Marka Konrada grającego Adasia Miałczyńskiego w reżyserii Marka Koterskiego, odzwierciedlających najdobitniej nasz narodowe usposobienie. Choroba została więc zdiagnozowana. Czy jako społeczeństwo chcemy się z niej leczyć? Mam wrażenie, że nie. Eskalacja przemocy ( w jakiejkolwiek postaci) trwa i nic nie wskazuje, że będziemy w stanie kiedykolwiek życzyć sobie i innym szczęścia. Szczęścia tego prawdziwego, szczerego pochodzącego z głębin naszej duszy. Jeśliby się nam to udało, wierzę że sami bylibyśmy szczęśliwsi.