MacGregor MacGregor
478
BLOG

Michalkiewicz ( sarkastycznie ) i Miszalski ( powaznie )

MacGregor MacGregor Polityka Obserwuj notkę 2

 

Dzis jeszcze jeden wpis metoda na studenta ( copy-paste ).
 
STANISLAW MICHALKIEWICZ
 
 
Eksperci odczytali ponoć nieczytelne dotąd zapisy z kopii nagrań czarnych skrzynek, które potwierdzają pierwotną intuicję pani Tatiany Anodiny co do błędu pilota i „presji”.
 
Z owych nieczytelnych zapisów może wynikać, że nietrzeźwy prezydent Kaczyński albo wtargnął do kokpitu i grożąc pistoletem wywierał na pilotów presję okrzykami „ląduj dziadu!”, albo że było jeszcze gorzej – to znaczy, że załogę terroryzował pistoletem generał Błasik, podczas gdy prezydent Kaczyński usiadł za sterami samolotu – a wtedy prastara ziemia smoleńska, która – zgodnie z opinią rosyjskiego myśliciela i ideologa Aleksandra Dugina miała zostać tą polską wycieczką zbezczeszczona – nie mogąc dłużej wytrzymać tego ciągu prowokacji, nagle uniosła się ku górze i przesunęła, doprowadzając w ten sposób do kolizji z samolotem – a chwilę później opadła do normalnego położenia. Ponieważ jeszcze nie zapadła decyzja, w jakim kierunku idziemy, toteż nie wyklucza się żadnych hipotez, chociaż niepodobna nie zauważyć, że ta druga hipoteza nie tylko znakomicie wyjaśnia wszystkie wątpliwości dotyczące zarówno różnic w ocenie wysokości i położenia samolotu względem „ścieżki” i „kursu” – ale w dodatku zdejmuje odium winy z załogi samolotu, pozwalając ustalić prawdziwego winowajcę – bo przecież nie ulega wątpliwości, że i generał Błasik też mógł zostać poddany presji, tyle – że trochę wcześniej.
 
Honor żołnierza polskiego zostałby w ten sposób obroniony, nie mówiąc już o honorze organów rosyjskich, który tak leży na sercu środowisku narodowo-socjalistycznemu w Polsce. Skoro nawet my, głupi cywile, potrafimy dostrzec zalety przyjęcia tej hipotezy, to cóż dopiero mówić o Siłach Wyższych, które niewątpliwie już tam wypracowały kategoryczne sugestie dla ekspertów tak, żeby na rocznicę katastrofy wszystko było ustalone na błysk, a prezydenci obydwu pojednanych narodów mogli spokojnie puścić wianki. A ponieważ pozostały przy życiu Jarosław Kaczyński na pewno swoim zwyczajem będzie próbował sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu pojednania i zgody powszechnej, to na wszelki wypadek zmobilizowane autorytety moralne powinny zorganizować serię debat, w których przygwożdżą wszystkie teorie spiskowe tak, żeby już nikt nie ośmielił się myśleć w sposób nie zatwierdzony.
 
 
MARIAN MISZALSKI
 
 
Tomasz Turowski jako zwornik?
 
 Wraz z ujawnieniem przeszłości Tomasza Turowskiego, zastępcy ambasadora Polski w Rosji, „kierownika politycznego” ambasady (cóż to za funkcja?...) i oddelegowanego przez ministra Sikorskiego do „przygotowania wizyty prezydenta Kac zyńskiego w Smoleńsku” – hipoteza o zamachu w Smoleńsku doznaje nie tylko wzmocnienia, ale i uszczegółowienia.
 
  Trudno przyjąć, że kierownictwa służb wywiadu i kontrwywiadu nie wiedziały, kim był Tomasz Turowski i że podejmując prace w dyplomacji, na początku lat 90., złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne (nawiasem mówiąc – przyjął go do dyplomacji Geremek, którego teczka powinna być co prędzej ujawniona opinii publicznej, zamiast zalegać w zbiorze zastrzeżonym IPN). Jeśli służby wiedziały, to – milcząc - działały na szkodę interesów państwa, gdyż tolerowały sytuacje, w której kłamca lustracyjny mógł być szantażowany przez tych, którzy znali jego przeszłość. Jeśli natomiast „nielegał 9596” wiedział, że służby wiedzą o jego przeszłości ale nie informują kolejnych ministrów spraw zagranicznych  - to znaczy, że służby te miały w postaci Tomasza Turowskiego swojego agenta...we własnym rządzie, któremu formalnie podlegają... Jakież straszliwe, groźne „qui pro quo”! Nie sposób nawet wyobrazić sobie, żeby ten cenny agent nie miał w swej bogatej, PRL-owskiej przeszłości kontaktów z KGB czy GRU. Nie można wiec wykluczyć, że był agentem podwójnym. 
 
 Wiadomo, że PiS chciał „rozbić układ” lub przynajmniej ograniczyć wpływy  b.komunistycznych służb na życie państwowe.  Wiedza ośrodka prezydenckiego względem utajnionego do dzisiaj „Aneksu do raportu o likwidacji WSI” musiała być potężną bronią w rękach Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia – skwapliwość, z jaką Komorowski sięgnął po ten „Aneks” zanim jeszcze stwierdzono urzędowo zgon prezydenta Kaczyńskiego wskazuje, jak bardzo kamaryli b. komunistycznych bezpieczniaków zależało, by dowiedzieć się, co wie Lech Kaczyński i jego otoczenie... Jest zatem sprawą oczywistą, że przynajmniej części b.komunistycznych funkcjonariuszy WSI bardzo zależało na wyeliminowaniu całego ośrodka prezydenckiego wraz z zagrażającą im wiedzą, jaka posiadł.
 
 W ten sposób, przyjmując hipotezę o zamachu, trop zamachu smoleńskiego prowadziłby do części krajowych bezpieczniaków z WSI, żywotnie zainteresowanych, by nikt już nigdy nie zechciał „rozwalać” ich układu: stąd wyszła inicjatywa.
 
 Pewien znany i wiarygodny polityk powiedział nie tak dawno (co wzbudziło prawdziwą histerię w salonie...), że 5 ministrów spraw zagranicznych po roku 1989 było agentami PRL-owskich służb... Rodzi się więc, tak na marginesie, pytanie: ilu jeszcze b.agentów komunistycznych służb naprzyjmował Geremek do polskiej dyplomacji? Ilu przyjęli pozostali agenci w randze ministrów spraw zagranicznych?...
 
 Jeśli i ci ministrowie byli agentami b.komunistycznych służb – to mamy sytuację, w której kolejne rządy (poza wierzgającym przeciw ościeniowi rządem Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego) nie prowadziły żadnej poważnej polityki zagranicznej, ale akomodowały do  „polityki własnej”  tejże kamaryli, co do której nie były nawet w stanie sprawdzić, czy i w jakiej mierze przewerbowała się, i na która stronę...
 
 Jeśli więc inicjatywa zamachu smoleńskiego wyszła z Polski, od części b.komunistycznych WSI, znajdując pomoc techniczną po stronie rosyjskiej – to rola Tomasza Turowskiego, jako tolerowanego w dyplomacji od 20 lat kłamcy lustracyjnego, podatnego na wszelki możliwy szantaż, a obdarzonego przez ministra Sikorskiego zadaniem „przygotowania wizyty smoleńskiej” (!) powinna być szczególnie starannie zbadana przez Prokuraturę (zwłaszcza – „niezależną”...). Przesłuchany być powinien nie tylko sam kłamca lustracyjny, ale i minister Sikorski, b.ministrowie Bartoszewski i Cimoszewicz, przynajmniej na okoliczność, w jaki sposób sprawdzali personel dyplomatyczny pod kątem bezpieczeństwa państwa. Czyżby poprzestawali tylko na żmudnej i długotrwałej pracy IPN, nie korzystając ze służb? Czy wiedzieli, udając, że nie wiedzą? Jeśli tak – to dlaczego? Czy służby zataiły przed nimi te wiedzę?...
 
 Nie tylko więc nad ministrem Klichem „ciężkie chmury wiszą”. Jeszcze cięższe zbierają się nad ministrem Sikorskim, a co do samego ministerstwa spraw zagranicznych – warto zadać pytanie: czy pozostający tam „zaciąg geremkowski” liczy jeszcze wielu Tomaszów? Kogo właściwie wstawiał tam – i czym kierując się – Geremek, którego prawdziwy życiorys tonie w mrokach zbioru zastrzeżonego IPN?
 
 Rzecz jasna – dopóki przy władzy będą „okrągłostołowcy” oficjalnie niewiele się dowiemy. Tomasza Turowskiego nie zaprosi raczej na swe przesłuchanie wstępno-sondujące Monika Olejnik (chyba sama znalazła się teraz w „kropce”), nie spodziewam się też, żeby wystąpił u Sekielskiego i Mrozowskiego...To dziwne – bo kluczowa postać, obarczona „przygotowaniem wizyty prezydenckiej” zapadła, jak kamień w wodę. Czy prokurator generalny przewiduje jego przesłuchania? Chyba nie „powiesi się sam”, w dodatku na klamce od drzwi i na sznurze od odkurzacza (we własnym domu można pozwolić sobie na większy komfort samobójstwa...), jak Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny kancelarii Tuska?...
 
 I tak hipoteza o zamachu wzmacnia się i konkretyzuje; brzmi ona: inicjatywa wyszła z Polski, od części b.komunistycznych WSI, zagrożonych wiedzą, jaką posiadł ośrodek prezydencki na jej temat; zamach dokonany został przy technicznym wsparciu strony rosyjskiej,  przy świadomym i celowym „skandalicznym” przygotowanie wizyty prezydenckiej w Smoleńsku, za które to urągowisko odpowiada politycznie, poza premierem Tuskiem, minister Sikorski, a konkretniej – wspomniany kłamca lustracyjny, przez 20 lat tolerowany w strukturach tegoż MSZ za wiedzą i zgodą tejże części służb, inicjatora zamachu.
 
 Hipoteza ta potwierdzałaby smutną konstatację, że poza dwoma rządami, Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego – próbującymi mniej lub bardziej udolnie wyrwać kraj z pazernych, chciwych szponów „starej bezpieki” – kolejne rządy popadają w coraz większe uzależnienie, które przybrało już niemal postać ustrojową - systemu państwowego III Rzeczpospolitej.
 Będziemy więc karmieni rozmaitymi kompromisami politycznymi, jako substytutami wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, jako substytutami prawdy: wiadomo, w demokracji prawdę ustala się przez głosowanie, negocjacje i kompromis...
 
 Na szczęście zawsze powiedzieć możemy tym, którzy chcą nas oszukać to, co na filmie Coppoli „Ojciec chrzestny” mówi młody Corleone do zaprzańca i zakały rodziny: „Nie obrażaj mojej inteligencji”.
 Ludzka inteligencja nie da się przecież zadekretować przy żadnym okrągłym stole, ani nie poddaje się żadnym autorytetom moralnym, w przeciwieństwie do pół lub ćwierć inteligencji, która przestaje „kojarzyć” tam, gdzie powinna zaczynać.
                                                             Marian Miszalski
 
MacGregor
O mnie MacGregor

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka