Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
656
BLOG

Wstąpić do nieba

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Szczęście pod każdą szerokością geograficzną wygląda inaczej. Mieszkańcy bogatego Zachodu definiują je w kategoriach osobistych i lokują w bliskiej, łatwej do przewidzenia przyszłości. Rozwój, awans, sukces na miarę marzeń, kanikuła w tropikach. Ich szczęście jest konkretne i bliskie, można je niemal uchwycić. Tymczasem mieszkańcy krajów pokomunistycznych, podobnie jak mieszkańcy Trzeciego Świata, są niepoprawnymi romantykami. Nie definiują swojego szczęścia w kategoriach rozwojowych, ale raczej ujmują je statycznie i altruistycznie, a przy tym mało konkretnie. Byle w domu niczego nie brakło, byle nie wypaść gorzej od innych, byle wszystkiego nie stracić.

Z badań prowadzonych od 1981 r. w ramach międzynarodowego programu World Values Survey wynika, że stan zamożności społeczeństwa wpływa na sposób definiowania szczęścia, ale tylko zakresie wartości odpowiadających jakości życia, natomiast definiowanie go w kategoriach wyższego rzędu odbywa się na innej zasadzie i nie zależy od stanu posiadania, lecz niemal wyłącznie od funkcjonalnych wzorców kulturowych. Polacy we wszystkich tych wymiarach cechują się daleko idącym umiarkowaniem. W zakresie wartości opisujących jakość życia blisko nam wprawdzie do mieszkańców innych krajów pokomunistycznych, a wciąż daleko do Zachodu, aczkolwiek już nie tak daleko jak Rosjanom czy Ukraińcom, którzy na co dzień bardziej niż my walczą o przetrwanie. Jeśli zaś idzie o wartości transcendentne, obejmujących m.in. przywiązanie do religii, rodziny, ojczyzny i tradycji, to jesteśmy podobni do Amerykanów, Hindusów i mieszkańców katolickiej części Europy, zaś radykalnie niepodobni zarówno do zsekularyzowanych Czechów i Japończyków, jak i wybitnie tradycyjnych ludów Ameryki Łacińskiej i Afryki.

Przebywanie w strefie stanów średnich wcale nie oznacza nijakości. Polacy unikają postaw radykalnych w imię zdrowego rozsądku, ale także dzięki przywiązaniu do wartości wyższych, co do pewnego stopnia odpowiada klasycznym ideałom etyki. Dla Arystotelesa umiarkowanie, konieczny składnik każdej cnoty, jest możliwe tylko przez osiągnięcie pewnej formalnej doskonałości, którą tradycja chrześcijańska utożsamiła później ze świętością. To utożsamienie nie przestało być aktualne. W procesie kanonicznym grecki ideał mądrości, męstwa, umiarkowania i sprawiedliwości stanowi w pierwsze, najbardziej podstawowe kryterium oceny życia każdego z kandydatów do chwały ołtarzy.

Życie proste i zwyczajne potrzebuje zatem wniebowstąpienia. Ci, którzy na co dzień unikają głośnych krzyków i awantur mają zdecydowanie większe szanse, żeby go dostąpić, niż ci, którzy szukają swego szczęścia nie licząc się z nikim. Jest rzeczą zdumiewającą, że Jezus rozsyła swoich uczniów na cały świat właśnie w chwili swego wniebowstąpienia, synonimu bezgranicznej radości, jednocześnie zapewnia im swoją nadzwyczajną pomoc, przejawiającą się w nadzwyczajnych znakach, poleca im pełnić zadanie najprostsze pod słońcem. Mają opowiadać innym o Bogu, który przyszedł na ziemię, i udzielać prostego znaku chrztu.

Głoszenie dobrej nowiny „wszelkiemu stworzeniu” (pase te ktisei) oznacza nowy początek, podobny do biblijnych początków świata. Grecki przymiotnik páse, wszelki, każdy, jakikolwiek, w połączeniu rzeczownikiem poprzedzonym rodzajnikiem oznacza całość, zatem w poleceniu Jezusa akcent pada nie tyle na różnorodność adresatów dobrej nowiny, co raczej na konieczność dotarcia z nią do całej ludzkości, natomiast rzeczownik ktísis, stworzenie, przez swój biblijny kontekst nadaje stwórczy sens także misji samych apostołów. Słowo Boga, które niegdyś powołało do istnienia świat, teraz za ich pośrednictwem apostołów da początek nowej wspólnocie wiary.

Jezus definiuje tę misję jednym słowem jako euaggélion, dobrą nowinę, nie używa zatem imion własnych ani określeń idiomatycznych, swoistych, związanych z rodzimą kulturą, nie wiąże jej także z jakimś specyficznym językiem przekazu, ale posługuje się pojęciami najprostszymi, najbardziej uniwersalnymi, które późniejszym teologom i misjonarzom, takim jak św. Paweł, Franciszek Ksawery czy Mateo Ricci, pozwolą z łatwością przełożyć język ewangelii na języki innych kultur.

W poleceniu Jezusa zawarta jest też pewna dysproporcja. Konsekwencją przyjęcia dobrej nowiny jest zbawienie, rzeczywistość obejmująca wszystkie wymiary życia. Grecki czasownik sózo nie posiada sensu ściśle religijnego i można go użyć dla oddania różnych form wyzwolenia czy wybawienia, np. od choroby, opętania, kataklizmu, wojny, niewoli, śmierci, w tym także śmierci wiecznej, co oznacza, że odbiorca dobrej nowiny w sposób spontaniczny będzie szukał jej dobrych skutków najpierw w życiu codziennym, w konkretnych, najbardziej nabrzmiałych problemach, a dopiero potem odnajdzie jej pełniejszy wymiar religijny, ale i wtedy nie będzie go pojmował abstrakcyjnie. Czasownik sozo jest tu użyty jest w formie biernej („będzie zbawiony”), co dobitnie podkreśla, że autorem zbawienia jest sam Bóg, a nie ten, kto je przyjmuje. Dysproporcja polega na tym, że przeciwieństwem zbawienia jest katakríno, bycie potępionym, usłyszenie niekorzystnego wyroku, co z kolei sugeruje, że przyjęcie ewangelii wyłącznie w wymiarze pojęciowym, z pomięciem realiów życia, jest tak naprawdę postacią niewiary. Ci, którzy ją zakwestionowali, osądzili samych siebie w jej świetle, natomiast ci zaś, którzy ją przyjmują, wiedzą i czują, że zmienia ich życie.

 

Z ewangelii na 7. Niedzielę Wielkanocną

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie.” (Mk 16,15-20)

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości