Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
706
BLOG

Effatha

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 26

Katolik to ktoś, kto przynajmniej raz życiu otrzymał policzek od swego biskupa. Chodzi o starożytny gest towarzyszący obrzędowi bierzmowania, oznaczający, że z chwilą osiągnięcia chrześcijańskiej dojrzałości bierzmowany powinien odważnie znosić prześladowania, jak robił to Chrystus, wyszydzony, spoliczkowany i skazany na śmierć. Łagodny policzek wymierzony przez biskupa ma o tym przypominać, ale chyba nie zawsze to robi, bo ów drobny, symboliczny gest ginie morzu innych liturgicznych znaków, a czasem bardziej przypomina bardziej głaskanie po policzku niż policzkowanie.

W pierwotnym chrześcijaństwie podobnych gestów było więcej. Jeden z ważniejszych, zwany „effatha”, był celebrowany w wielką sobotę na zakończenie okresu przygotowania przed przyjęciem chrztu. W wielkim poście katechumeni słuchali regularnych katechez chrzcielnych, wygłaszanych zazwyczaj przez miejscowego biskupa, podczas których otrzymywali tekst modlitwy pańskiej (Ojcze nasz) i wyznania wiary (Credo). Poznawszy je, mieli je następnie „zwrócić” biskupowi, tzn. wyrecytować je z pamięci w jego obecności. Zwieńczeniem obrzędu były gesty podobne do tych, jakie Jezus wykonał nad głuchoniemym Galilejczykiem. Kapłani podchodzili do każdego z katechumenów, dotykali ich uszu, nozdrzy i głowy, wypowiadając przy tym aramejskie słowo „effatha”, „otwórz się”, co miało oznaczać, że już na kilka godzin przed przyjęciem chrztu Bóg uzdalnia katechumenów do uważnego słuchania słowa Bożego i odważnego wyznawania wiary.

Dzięki odnowie liturgicznej zapoczątkowanej przez ostatni sobór sugestywny gest „effatha” powrócił do liturgii Kościoła, ale jest przeznaczony tylko dla nielicznych, a mianowicie uczestników tzw. formacji deuterokatechumenalnej. Szkoda, bo wiara składa się także z gestów. Niektóre z nich są tak częste, że wręcz rutynowe, dlatego wierze potrzebne są także gesty odświętne, uroczyste oraz takie, które spełnia się jeden jedyny raz w życiu, ale które się potem zapamiętuje za zawsze. 

Głuchoniemy Galilejczyk poczuł na własnej skórze działanie Bożego słowa. Umożliwiły mu to gesty Jezusa przeznaczone wyłącznie dla niego. Dotknęła go ręka Boga, ciepła, troskliwa i konkretna jak ręka matki, w niczym nie podobna do abstrakcyjnej alegorii. Odkąd Jezus dotknął jego chorych uszu, natychmiast wpadły w nie pierwsze szmery i słowa, a jego nieme gardło zaczęło wydawać pierwsze sensowne dźwięki. Inni mogli mu tylko pozazdrościć.

Współczesny człowiek może jednak nigdy nie zrozumieć radości uzdrawianego Galiejczyka, gdyż woli, żeby go uzdrawiano na odległość, z dystansem i bez zaglądania do środka. Czułe gesty należą do jego prywatnej sfery, więc wiara, jak sądzi, ich nie potrzebuje, a tym samym jego wiara przekształca się powoli w magię, serię niezrozumiałych rytów i celebracji, które nie wyrażają już żadnej bliskości, a co najwyżej religijny obowiązek. 

Magiczna skłonność do lekceważenia wymiaru osobowego przynosi potem opłakane skutki w życiu społecznym. Machiny rządowe mielą tony papieru i pieniędzy, żeby pomóc zaniedbanym dzieciom w państwowych ośrodkach pomocy, gdyż same nie potrafią docenić siły serdecznej bliskości, jaką mogą zapewnić jedynie rodziny zastępcze lub rodzinne domy dziecka, a jeśli jakimś cudem takie się pojawią, władza publiczna nie potrafi ich chronić, rozwijać i skutecznie nadzorować, gdyż przez długie lata komunizmu przywykła do prowadzenia molochów przypominających hale fabryczne.

Tysiące organizacji społecznych pomagających ludziom chorym i niepełnosprawnym czeka co roku w niepewności na rozstrzygnięcie najdziwaczniejszych konkursów organizowanych przez centralne agencje pomocowe, z których żadna nie wie na co konkretne przeznacza swoje środki, gdyż z konieczności posługuje się wyłączne danymi uśrednionymi, podczas gdy niewielkie gminy i osiedla są pierwszym i najbardziej kompetentnym organem władzy publicznej zdolnym rozpoznać rzeczywiste potrzeby swoich mieszkańców.

Nie inaczej mają się sprawy w edukacji, ochronie zdrowia i zwalczaniu patologii społecznych, dlatego nie brak w Polsce szarlatanów, którzy potrzebującym proponują drogę na skróty, nierzadko iluzoryczną i sprzeczną z prawem, okraszoną wszakże odrobiną sztucznego ciepła i serdeczności.

Z ewangelii na 23. niedzielę zwykłą

Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić (Mk 7,31-37).

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości