Wenger jest bogiem a Nasri jego jedynym prorokiem - tymi słowami mój przyjaciel skomentował mecz z porto w którym Arsenal portugalczyków mówiąc trywialnie zniszczył. Barcelona po wyeliminowaniu stuttgartu (via magiczna lewa noga Messiego) miała w opini katalończyków przejechać się walcem po dzieciakach Wengera. Piszę to kilka minut po meczu...
Do fanów Barcelony - jeśli kiedykolwiek którykolwiek z Was (mimo tego że jestem zadeklarowanym madridistą mam dla kibiców Blaugrany szacunek) powie cokolwiek złego o Żelku (którego osobiście nie lubię) to przypomnę Wam to jak pięknie nurkuje Alves do spółki z Xavim...I nie mówię tego żeby Was obrazić poprostu uważam za niemoralne zwracanie uwagi jednym a przymykanie oka na drugich. A większość z nowych "100% fanów" Barcelony tak robi...Ewidentnie karny był - kłócić się już zresztą nie ma o co ale komentator Fox Sports w momencie faulu darł się "PENAL!!!!!!" jakby go przypiekali żywcem. Co by nie powiedzieć kartka się należała (to, że czerwona to bym polemizował ale...) tak samo jak karny. Geniusz Wengera po raz kolejny uratował wynik (via szczęście i wielkie zmiany) - wprowadzenie Walcotta dało Londyńczykom świeżość w ataku i pokazało, że Barca wcale taka silna nie jest. Co tu dużo mówić - Arsenal na remis zasłużył (jak Bendtner nie trafił tej sytuacji sam na sam w pierwszej połowie to nie wiem, on chyba też nie i będzie mu się to śnić po nocach mam nadzieję bo to to by strzeliła nawet moja prababcia...). Gran Derbi 10 kwietnia o 22:00 na Santiago Bernabeu - jeśli Pellegrini weźmie przykład z Wengera to Real wygra- wystarczy nie dać grać Messiemu.
A i jeszcze jedno - widzę pewną analogię Rooney - Ibrahimović. Obaj bazują na silę szwed ma trochę więcej techniki a anglik rozumu...ale obaj są do dupy, grają ochydnie...wręcz ordynarnie...
Pozdrowienia dla prawdziwych kibiców którzy nie będą bluzgać.
