Obłok Obłok
753
BLOG

Malta - i co dalej?

Obłok Obłok UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

 Obecna polska władza prowadzi politykę unijną na obszarze zewnętrznym w stosunku do UE, w relacjach międzypaństwowych z poszczególnymi członkami wspólnoty. Jest to zrozumiałe, ponieważ stronnictwo polityczne, które dzierży obecnie ster władzy w naszym kraju, ma słabiutką pozycję w strukturach unijnych władz i nie ma na ich działania większego przełożenia od wewnątrz.

W ujęciu obecnych polskich władz Unia Europejska to na wpół wirtualna przestrzeń, funkcjonująca w oparciu o koniunkturalne porozumienia dyplomatyczne między państwami członkowskimi. Jest to oczywista bzdura, ale na jej bazie łatwo budować fałszywy stereotyp, jakoby silne państwa członkowskie, głównie Niemcy, zarządzały Unią wedle swego widzimisię, zmuszając państwa słabsze do posłuszeństwa w drodze bezpośrednich oddziaływań na ich rządy.

I.

Tymczasem Unia Europejska to całkiem twardy autonomiczny byt, z własnym parlamentem, władzami wykonawczymi, sądownictwem i traktatem konstytucyjnym, prowadzący własną politykę zagraniczną i gospodarczą. W niektórych obszarach – głównie zasad prawnych i ustrojowych oraz w sprawach gospodarczych - prerogatywy Unii dominują nad prerogatywami państw członkowskich. W tych obszarach (i nie tylko) Unia jest arbitralnym regulatorem dla państw członkowskich - a żadne państwo, nieważne czy silne czy słabe, nie jest arbitralnym regulatorem dla Unii.

Państwa członkowskie oddziałują operacyjnie na Unię przez Radę Europejską. Jest to umocowany fundamentalnie (traktat lizboński) organ unijnej władzy , w którym formułowane jest wspólne, bezpośrednie oddziaływanie państw członkowskich – silnych i słabych na równo – na rząd unijny (Komisję Europejską). W tym organie szefowie państw członkowskich wypracowują w drodze konsensusów postanowienia mające charakter wskazań dla pozostałych organów unijnych – rządu i parlamentu.

Ciało to ma charakter kolegialny, porusza się w obszarach dozwolonych przez konstytucję unijną, a swoje decyzje podejmuje większością kwalifikowaną lub jednomyślnie – w zależności od wymogów traktatowych czy regulaminowych, przypisanych określonej sprawie. Rada Europejska jest organem niezależnym od innych organów unijnych, więc ma wewnątrz Unii pozycję szczególną – porównywalną do prezydentury. Rada Europejska jest swego rodzaju wtyczką rządów państw członkowskich w strukturę unijną.

Rada – jako ciało podejmujące decyzje - nie pracuje permanentnie, a tylko na spotkaniach i szczytach. Z tego względu szefowie państw wymieniają swoje stanowiska wobec agendy kolejnych zebrań w drodze kontaktów osobistych lub za pomocą służb dyplomatycznych. W zasadzie jest to jedyny narzędzie oddziaływania szefów rządów na na Unię, a trzeba przy tym zauważyć, że ta Rada jest swoistą barierą oddzielającą strukturę unijną od wpływu rządu pojedynczego państwa. Nie ma innego bezpośredniego przełożenia rządowego na Unię - jest ono możliwe tylko przez konsensus w Radzie Europejskiej.

Tak więc - odnosząc się do polityki unijnej obecnego rządu polskiego – zabiegi dyplomatyczne w sprawach agendy kolejnych spotkań Rady (w tym wnioski o wprowadzenie w kolejne agendy swoich problemów) są jak najbardziej potrzebne i uzasadnione, wymagają jednak profesjonalizmu, bo Rada nie jest miejscem demonstracji postaw politycznych, tylko dyskusji i uzgodnień prowadzących do konkretnych ustaleń. Przy tym ta wtyczka to nie cała Unia.

Ważne - Rada Europejska jest miejscem, w którym przez głowy państwa reprezentowana jest władza wykonawcza i nic poza tym. Państwo - jako całościowa, polityczna forma organizacji społeczeństwa danego kraju - trafia do Unii także innym kanałem .

II.

Całość społeczeństwa danego państwa jest reprezentowana w Unii Europejskiej przez swoich posłów do Parlamentu Europejskiego, wybranych w powszechnych wyborach, według ordynacji własnej danego państwa.

Ci posłowie reprezentują swoje państwo (np. Polskę) w strukturze unijnej oddzielnie ale i równoprawnie do rządu, chociaż w innym organie jej władz. Są bezpośrednimi wybrańcami polskiego suwerena, czyli nas wszystkich. Żaden rząd państwa unijnego nie może powiedzieć, że jest wyłącznym reprezentantem swego państwa w Unii, tak jak pani premier Szydło tylko umownie i w pewnym uproszczeniu może mówić, że wyraża w sprawach unijnych wolę Polski. Owszem, wyraża coś – jest to wyłącznie wola rządu polskiego.

Bezpośrednie umocowanie przedstawicieli polskiego suwerena (posłów) w strukturze unijnej jest kluczem do zrozumienia, czym jest Unia Europejska. To nie tylko forma współpracy rządów państw członkowskich (jak np. komunistyczna RWPG), ale też (może przede wszystkim) wspólnota obywateli wszystkich państw członkowskich. W tej wspólnocie obywatele poszczególnych państw zgłaszają swoje aspiracje bezpośrednio przez swoich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim, a nie przez rząd.

To, czego chce jakiś rząd państwowy zostaje obrobione konsensusem Radzie Europejskiej i następnie trafia – według właściwości – do parlamentu lub rządu unijnego do dalszej obróbki.

Zarówno Parlament i Komisja Europejska są organami ściśle wewnętrznymi Unii – ich członkowie, europosłowie i komisarze, nie podlegają dyrektywom rządów państw, z których się wywodzą. Europarlamentarzysta sprawuje swój mandat z innego niż rządowe nadania, bo z mojego, lub pańskiego, drogi Czytelniku, nadania wyborczego. Nie obowiązuje go lojalność wobec rządu, tylko wobec mnie lub Pana (ściślej mówiąc - wobec tych konkretnych obywateli Polski, którzy go wybrali). Nasze wzajemne – posła i jego wyborcy – powiązanie wynika z programu, który poseł przedstawił i z mojej akceptacji.

W ramach takich programów politycznych posłowie poszczególnych krajowych partii politycznych łączą się w europarlamencie w ponadpaństwowe Grupy Polityczne:

EPP- Grupa Europejskiej Partii Ludowej (Chrześcijańscy Demokraci), chrześcijańska demokracja, liberalny konserwatyzm, 216 posłów (23 PO,PSL)

S&D - Grupa Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE, socjaldemokracja, 189 posłów (5 SLD, UP) ECR - Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, konserwatyzm, liberalizm gospodarczy, 74 posłów (19 PiS)

ALDE - Grupa Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, liberalizm, centryzm, 68 posłów

GUE/NGL - Konfederacyjna Grupa Zjednoczonej Lewicy Europejskiej / Nordycka Zielona Lewica,socjalizm demokratyczny, eurokomunizm, 52 posłów

G/EFA - Grupa Zielonych / Wolne Przymierze Europejskie, zielona polityka, regionalizm, 50 posłów

EFDD - Grupa Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej, eurosceptycyzm, populizm, 44 posłów (1 KNP)

ENL - Grupa Europa Narodów i Wolności, nacjonalizm, eurosceptycyzm, 39 posłów (2 KNP)

NI - Niezrzeszeni 18 posłów (1 Korwin)

51 polskich eurodeputowanych działa w 6 grupach PE i jest to dobra sytuacja, gdyż w przypadku pracy i głosowania nad czymś ważnym dla Polski, mogą wpływać na stanowisko tych grup od wewnątrz, porywając ich posłów w naszej sprawie. Jednak dla takiego efektu jest potrzebny wewnętrzny polski konsensus między naszymi partiami politycznymi – a tego obecna władza naszego kraju nie umie osiągnąć zarówno w makroskali kształtu ustrojowego państwa, jak i wokół innych, bardziej szczegółowych problemów politycznych.

Dla porównania – w Niemczech są dwa główne ugrupowania polityczne (CDU/CSU i SPD), które konkurują ze sobą, ale mają wielowymiarową wzajemną zdolność koalicyjną. Europosłowie tych partii zasiadają w ławach EPP (29) i S&R (27) – mają więc wpływ na dwie najliczniejsze grupy parlamentu – w ważnej sprawie mogą pociągnąć za sobą 405 posłów, a więc większość z 750. Ta właśnie wewnętrzna niemiecka zdolność osiągania kompromisów politycznych daje Niemcom siłę przebicia w strukturach Unii. Niewiele tu ma do rzeczy osoba kanclerza i siła gospodarcza Niemiec.

Nasz PiS nie posiada w kraju żadnej zdolności koalicyjnej, co najwyżej upokarzającą ewentualnych koalicjantów praktykę przyjmowania jego dyktatu w zamian za stołki. Ta „handlowa” przywara naszej młodej demokracji nie jest wyłączną właściwością PiS-u, jednak żadne inne ugrupowania nie jest tak arbitralne w narzucaniu swojej woli w ewentualnych kompromisach politycznych.

Ma to skutek w postaci ostrego podziału politycznego w Polsce, a na płaszczyźnie unijnej skutkuje niską wagą obecnej polskiej władzy. Żaden cywilizowany rząd europejski nie pozwoli sobie na opluwanie eurodeputowanych ze swego kraju pomówieniami o zdradę interesów państwa, jakąś tam ichnią „targowicę”. Wybraniec suwerena to wybraniec i już – nie podlega rządowemu dyktatowi, i reprezentuje wyborców jak uważa za stosowne .

PiS zaś uważa, że jego rząd jest meta-suwerenny i wszechwładny , aż do tego stopnia, że ta partia ma być niepodzielnym władcą całego narodu i wszystkich jego odłamów politycznych. Obronę tak urojonej wszechwładzy partyjnej PiS nazywa zwodniczo obroną suwerennej pozycji Polski na arenie unijnej.

III.

Traktat nicejski, czyli coś w rodzaju konstytucji unijnej został podpisany w w 2007 roku, ale jego pełne ustalenia działają od roku 2014. 31 marca bieżącego roku ma być cezurą czasową jego weryfikacji i mimo biadolenia o złej kondycji politycznej Unii, nikt nie zgłosił potrzeby jego renegocjacji. Okres próbny się kończy, więc traktat stanowi ramy funkcjonowania Unii na najbliższe lata.

Jest to dokument dość otwarty i jego postanowienia są wypełniane rozporządzeniami i dyrektywami. Wzajemne relacje między Radą Europejską, Komisja Europejską i Parlamentem, oraz kompetencje tych organów są więc ciągle kształtowane w szczegółach – w miarę występowania problemów, których traktat nicejski szczegółowo nie uchwycił. Jak to w polityce – pomiędzy poszczególnymi organami dochodzi do sporów interpretacyjnych o zakres szczegółowych kompetencji. Ich rozwiązywanie przebiega rozumnie, ale nieśpiesznie, co stanowi przyczynek do enuncjacji o nieuchronnym kryzysie Unii.

W propagowaniu tego czarnowidztwa bardzo aktywne są obecne władze Polski i wpisują się w to nie tylko gadaniną, ale prowokowaniem sytuacji kryzysowych. Taką prowokacją był „spór o Tuska”, głupotka małej wagi, rozdęta w Polsce ponad swoją miarę.

W przeddzień maltańskiej awanturki napisałem w notce magmar.salon24.pl/762087,czy-szydlo-boi-sie-tuska,2 :

>>„Bitwa o Tuska” jest w wymiarze unijnym zwykłą obstrukcją, ale nie jest to cel sam w sobie. Oczywista przegrana w tej bitwie ma przygotować zwolenników PiS-u do kolejnego, tym razem prawdziwego starcia z Unią, która niebawem wytoczy armaty w wojnie o przywrócenia w naszym kraju praworządności.<<

Późniejsza narracja propagandowa naszej władzy, oparta o głoszoną przez panią premier Szydło „obronę zasad”, dowodzi, że narracja władzy wokół Malty jest budowaniem, w polskiej świadomości powszechnej, reduty obronnej - przed skutkami nieuchronnego unijnego postępowaniem przeciw obecnemu naszemu rządowi - o naruszenie w Polsce zasad państwa prawa.

Dość łatwo przewidzieć rozwinięcie tej narracji. Oto „Unia, która depcze nasze najświętsze zasady, która sama jest pogrążona kryzysie, którą rządzą w swoim interesie Niemcy ma czelność upominać nas o stosowanie zasad państwa prawa, a palce w tym miesza renegat Tusk, wybrany przez Niemców do Rady Europejskiej jako oficjalny przedstawiciel polskiej targowicy”. Narracja jak narracja, ple ple o obronie przed wrogiem, który rzuca nad kłody pod nogi, kto głupi ten kupi, nie warto nawet z nią dyskutować.

Dlaczego jednak PiS koncentruje się w obliczu starcia Unią na świadomości Polaków, a nie na efektywnej kontrakcji dyplomatycznej i budowaniu dla siebie wsparcia wewnątrz struktur unijnych?

Ha! Napoleon zapytał w czasie bitwy swego marszałka – czemu nie strzelamy? Po pierwsze nie mamy armat, sire, a po drugie... tu Napoleon przerwał - dziękuję, to mi wystarczy.

No cóż, być może Orban albo May wytoczą w obronie pisowskiego rządu armaty veta, być może europosłowie z partii May i koalicji Orbana stworzą jakiś pro-pisowski front? Brytyjska Partia Konserwatywna jest w ECR razem z PiS-em, a trzecią siłą w tej grupie jest niemiecka AfD – tyle, że to wszystko razem dość niewiele, a poza tym cóż znaczą Angole wobec oficjalnego wszczęcia, lada dzień, procedury brexitu.

Z kolei Węgrzy z koalicji Orbana są w EEP, razem z CDU i PO/PSL – trudno liczyć, by w obronie pisowskiego rządu występowali wbrew swemu politycznemu matecznikowi (zresztą Orban uzasadniał swoja akceptację dla Tuska przynależnością swego zaplecza partyjnego do EPP). Czy może jednak Orban i May poczują się zawstydzeni maltańską „małodusznością”? E tam...

Nawet korzystne dla PiS rozstrzygnięcia tegorocznych wyborów w Niemczech i we Francji niewiele tu zmienią – bo przecież nie zmienią one rozkładu sił w europarlamencie. W naszym widzeniu Unii operujemy relacjami między rządami poszczególnych państw członkowskich, gdy tymczasem mamy parlament europejski i w nim polityczną reprezentację obywatelską z poszczególnych państw, jako się rzekło, niekoniecznie w swoich frakcjach podległą rządom.

Dlatego sytuacja PiS-u jest trudna, żeby nie powiedzieć beznadziejna – stąd jedyne, co ma do uratowania, to jakieś tam poparcie dla siebie wśród Polaków. Żelazny elektorat PiS-u nie potrzebuje zbyt wielkiej agitacji, bo wierzy w ten PiS bardziej niż sam Kaczyński, ale elektorat przechodni trzeba jakimś populistycznym bajdurzeniem podtrzymywać.

Niestrojne struny grające pieśń „PiS to Polska, Polska to PiS” brzmią coraz gorzej, a co poniektórym dawnym zwolennikom już ranią uszy.

Jedyne co PiS może zrobić, to szukać szerokiego porozumienia z odrzuconymi wcześniej Polakami i ich reprezentacją polityczną. Tyle że to mission impossible. W swojej zaciekłej osobności PiS rozbudował i uwierzył w mit „opozycji totalnej” - wszak to jakieś uzasadnienie dla jego totalnej nieumiejętności sięgania po kompromisy i porozumienia z przeciwną stroną sceny politycznej (co przekłada się na jego słabość na arenie unijnej)

Niebawem rząd stanie przed dylematem czy bronić dogmatu o bezwzględnej racji Kaczyńskiego - kosztem międzynarodowej pozycji Polski, czy też bronić pozycji Polski – kosztem odstąpienia od dogmatu o bezwzględnej racji Kaczyńskiego. Stawką jest rozwój i przyszłość Polski.

To problem rządu i innych organów pisowskiej władzy - ale nie dla mnie. Polska jest dla mnie tysiącletnią Ojczyzną, domem przodków, źródłem moich słów i myśli. Jest domem moich dzieci i wnuków, a przecież też następnych pokoleń, które kiedyś w tym domu przyjdą na świat. Jarosław Kaczyński jest starszym panem, którego czas, tak jak i mój, wypełni się w dającej się przewidzieć przyszłości - cóż mi po dogmacie jego czy mojej nieomylności?


Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka