Majony Majony
2126
BLOG

kapitan.kirk w proteście opuścił Wyborczą

Majony Majony Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Znany na forum GW, często lubiany i może jeszcze częściej znienawidzony, ale od zawsze obecny na forum Gazety Wyborczej. Kapitan.kirk ogłosił wczoraj pożegnanie z forum GW. Nie wiem czy to strata dla koncernu. Na ich forach coraz mniej rozumnych ludzi. Czasami ta pustka intelektualna u nich poraża. Może jednak to większa strata dla tych co z Agorą się nie zgadzają. Nie mnie to rozsądzać. Odszedł ktoś, kto pisał pełnymi zdaniami i potrafił, jak na forumowe standardy, dyskutować, argumentować. Nie wiem też czy Blumsztajn przewraca się w swoim fotelu z powodu straty kapitana.kirka. Może dziś stoi na głowie, jak dociera do niego co zrobił Polsce i co zrobią mu akcjonariusze Agory SA.

To jego (kapitana.kirka) elegia pożegnalna. Cytuję ją bez zgody autora i koncernu. Na wszelki wypadek wrzucam linka:

forum.gazeta.pl/forum/w,752,118618425,118621979,Au_revoir_drogie_Forum_To_by_bylo_na_tyle_.html

kapitan.kirk:

To jest być może ostatni mój post na forum GW i w związku z tym trochę mi smutno, no bo jak ma niby być? "Gazecie Wyborczej" towarzyszyłem od samego początku, od pierwszych jej numerów; cieszyłem się i nadal cieszę z ogromnej pozytywnej roli, jaka odegrała w kwestii odbudowy w Polsce wolnej prasy. Byłem jeszcze na początku stulecia jednym z pierwszych uczestników forum GW – początkowo pod innymi nickiem, a potem, od wielu już lat, pod obecnym. Wypowiadałem się na milion różnych tematów, broniłem lub atakowałem Redaktorów GW w tysiącu różnych spraw; wspólnie (jak lubię się łudzić) udało się nam doprowadzić do tego, że Polska wygląda dziś całkiem inaczej, tj. dużo lepiej niż w 1989. Warto było. No i starczy.

Od kilku lat niestety obserwowałem stopniowe stygnięcie głębokiego romansu. Coraz mniej bowiem w GW było dyskusji i ścierania się przeciwstawnych poglądów, a coraz więcej „jedynie słusznych” wyjaśnień. Coraz mniej analiz problemowych, a coraz więcej arbitralnego kaznodziejstwa. Coraz więcej relacji z wydarzeń, dopuszczających do głosu tylko jedną ich stronę – tę „właściwą”. Coraz częściej szukałem i nie znajdowałem informacji o faktach z jakiegoś powodu redaktorom GW nie pasujących do ich wizji świata; coraz częściej znajdowałem zarazem płomienne wezwania, rezolucje, dyskusje i tyrady na tematy nikogo poza redaktorami oraz ich wąskim kręgiem towarzyskim nie obchodzące (dziwne to skądinąd w epoce wolności informacji szczęśliwie na tyle już rozwiniętej, że o faktach można dowiedzieć się z dziesiątek innych źródeł, a oczywistym skutkiem takiego postępowania może być co najwyżej spadek zaufania czytelników, którzy naprawdę bardzo, ale to bardzo nie lubią czuć się manipulowani). Coraz częściej szczęka mi opadała na widok artykułów sponsorowanych udających rzetelne informacje lub analizy; a przecież z pewnością dostrzegałem tylko tę niewielką ich część, która traktowała o tematach w jakiś tam sposób mi znajomych (głównie militarnych i dotyczących miejsc mojego zamieszkania) – ile musiało być ich w sumie?! Coraz częściej opadały mi ręce na widok błędów logicznych, składniowych i ortograficznych, za które „za moich czasów” czwartoklasiści dostawali czerwone dwóje z wykrzyknikiem. Najdłużej trzymał się i trzyma serwis informacyjny, nadal chyba najszybszy i najbardziej wyczerpująco obiektywny w Polsce – ale i w nim coraz częściej „słuszne” interpretacje zaczynają przesłaniać fakty. Jak każdy obojętniejący kochanek, chciałbym wierzyć, że w tym narastającym rozczarowaniu nie było mojej winy. Ale w rzeczywistości – kto wie…? Może to ja po prostu zatrzymałem się na etapie wiary w niecelowość stawiania murów po to, by potem heroicznie walczyć o ich zburzenie, oskarżając jednocześnie przeciwników o ich podtrzymywanie z drugiej strony – a nowe czasy wymagają nowych postaw? Nie wiem; zresztą nieważne, bo to już nie mój problem.

Przysłowiową słomką przepełniającą puchar, pod których załamał się grzbiet wielbłąda, była kwestia wczorajszych zamieszek w Warszawie. Przyznam, że nie mogłem uwierzyć własnym oczom, od kilku tygodni obserwując jawne podżeganie przez GW do przemocy ulicznej „w słusznej sprawie” politycznej i do rozbijania siłą legalnej demonstracji. Było i jest to tym bardziej zdumiewające, że głównym agitatorem w tym względzie był p. Seweryn Blumsztajn – człowiek który sam ongiś wiele wycierpiał od komunistycznych władz w obronie wolności słowa i prawa obywateli do legalnego organizowania się oraz demonstracji; a prywatnie miły, ciepły i łagodny człowiek. Nie wiem czym sobie tłumaczyć takie szawłowe nawrócenie a rebours – ale tego, że mrówczą pracą redaktorów GW zostałem przepchnięty na tę samą stronę barykady co łysole w glanach z mieczykami Chrobrego, wybaczyć niestety Gazecie nie mogę (i nie grzeszę tutaj, bo nakaz wybaczania obejmuje na szczęście tylko ludzi, a nie prasę ;-) Nie jest to bowiem moje miejsce, bardzo źle się w nim czuję i sam nigdy w życiu bym go nie wybrał – gdyby nie oczywisty dla obywatela demokratycznego państwa imperatyw moralny obrony praw ludzi mi wrogich do głoszenia poglądów mi nienawistnych. Bowiem model państwa, którego władze – od pierwszej do czwartej – orzekają arbitralnie , o czym i w jaki sposób obywatelom wolno mówić, już przerabialiśmy i trzeba powiedzieć, że okazała się on być całkiem do chrzanu; a ja nikogo usiłującego go restytuować, swoją obecnością wspierać nie zamierzam.

Majony
O mnie Majony

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości