Święci się majowe święto, ulicami miast przechodzą pochody; odbywają się manifestacje i kongresy; wzmożeni ideologicznie demonstranci wznoszą hasła, domagają się i obalają. Powiewają chorągiewki, a w powietrzu unosi się zapach pieczonej kiełbaski.
Święto Pracy ma długą tradycję, ale nie długość jest wszak istotna...
"Żądamy ośmiogodzinnego dnia pracy - pod tym hasłem w maju 1886 roku zastrajkowały tysiące robotników w Chicago. Wkrótce kilkadziesiąt osób zginęło od bomb i policyjnych salw. Ruch robotniczy zyskał sławnych męczenników - i najważniejsze święto" - tak, w skrócie, o genezie pierwszomajowego święta, w 120 rocznicę tamtych wydarzeń, pisał Adam Leszczyński (GW). /link/
"Trzy lata po tragicznych wydarzeniach, czyli w 1889 roku II Międzynarodówka uznała 1 Maja Świętem Pracy. Chciano w ten sposób docenić oddanie dla sprawy licznych ofiar, jakie w wyniku tych zajść poniósł ruch robotniczy." - informuje Wikipedia. /link/
Nie będę dokładnie opisywała krwawych zajść jakie miały miejsce w Chicago 126 lat temu, nie to jest istotą mojej notki. Ja jestem zbulwersowana. Bo jak tak można? Na grobach? Przecież ofiarom chicagowskiej tragedii należy się szacunek: umiar, godność i milczenie. Jestem niemal pewna, że rodziny ofiar nie życzyły sobie, by śmierć ich bliskich została wykorzystana do celów politycznych.*
I co na to wszystko powie miłościwie nam panujący Donald "Wcale_nie_hipokryta" Tusk? Czy wyjdzie i przemówi? Tekst ma już gotowy, wystarczy, że słowo "smoleńska" zamieni na "chicagowska"... o! tak to będzie brzmiało:
"Z coraz większym zdumieniem patrzyliśmy na tych, dla których katastrofa chicagowska i pamięć o zmarłych jest przede wszystkim polityczną drogą do domniemanego zwycięstwa w przyszłości. Powiem tak po ludzku: wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną."
Biedny Tusk, znowu ma powód, by się nie urodzić.
--
*) Podobieństwo do komentarzy, jakie ukazały się po obchodach rocznicy Katastrofy Smoleńskiej jest nieprzypadkowe.