Marcin Gołdyn Marcin Gołdyn
472
BLOG

Odchodami w prezydencję

Marcin Gołdyn Marcin Gołdyn Polityka Obserwuj notkę 1

Debata publiczna w Polsce krąży od dłuższego czasu wokół tematów zastępczych. Wydaje się, że rządzących i przychylnych im mediów przestały interesować najbardziej kluczowe dla państwa kwestie. Wolą jedynie ślizgać się po tych tematach szukając co chwila czegoś, co miałoby odwrócić uwagę społeczeństwa od spraw najistotniejszych. Innymi słowy: zamiast rzetelnego przedstawiania informacji, drążenia problemów i dążenia za wszelką cenę do prawdy, wciska się nam niezłą bajerę, czyli propagandową papkę.

Zacznijmy od finansów publicznych. Sytuacja na tym polu nie przedstawia się zbyt ciekawie. Dług publiczny niemiłosiernie rośnie, inflacja jest coraz wyższa, kryzys ekonomiczny znowu nadciąga wielkimi krokami, a u nas o tym cicho jak makiem zasiał. Wręcz przeciwnie, ciągle jesteśmy zapewniani, że sytuacja jest pod kontrolą i wcale nie jest tak zła, jak chcieliby tego niektórzy malkontenci. O sprawie dość radykalnych zmian w systemie emerytalnym też już zapomniano. Zamiast tego musimy pasjonować się tym, czy Strauss-Kahna na stanowisku szefa MFW zastąpi któryś z wybitnych polskich ekonomistów. Redaktorzy z TVN-u z wypiekami na licach zastanawiają się kto byłby najlepszym kandydatem – Balcerowicz, Belka, Rostowski, czy może Kołodko. Nikogo nie interesuje fakt, że wszyscy ci kandydaci mają w tym wyścigu mniejsze szanse, niźli kiedyś sam Aleksander Kwaśniewski, któremu wróżono fotel szefa NATO. Przyznacie Państwo, że to piękny chwyt odwracający uwagę od naszych pieniędzy.

Następnie proszę pomyśleć o zbliżającej się prezydencji unijnej. O konkretach nie mówi się tutaj praktycznie wcale, nasze cele i oczekiwania nie zostały do tej pory precyzyjnie nakreślone (może władze zdają sobie sprawę, że niewiele uda im się ugrać i wolą nie obiecywać znowu gruszek na wierzbie). Premier co chwila rzuca ogólnymi hasłami i wyświechtanymi sloganami, które niestety niczego nie wnoszą. Wiemy mniej więcej czym będziemy się zajmować i jakie tematy podejmować, ale nie wypracowaliśmy żadnego jasnego stanowiska, którego będziemy się starali bronić. Dalej nie wiemy jakim głosem winniśmy mówić w sprawie wspólnej polityki energetycznej czy też walki z kryzysem. Liczymy, że jakoś to będzie – niczym student przed sesją. Rządzący tak długo będą zastanawiać się nad własnym stanowiskiem i sposobem obrony naszych interesów, aż prezydencja się skończy, a wtedy znowu nasz głos na forum europejskim będzie ledwo słyszalny. Na szczęście są tematy zastępcze, które pozwalają zapomnieć o wszelkich trudnościach. Platforma tradycyjnie nie musi się zbytnio wysilać. Mamy przecież logo naszej prezydencji – dyskutujmy więc o tym. Dla przykładu możemy spierać się o kolory tych strzałek (lobby homoseksualne powinno kategorycznie oprotestować brak strzałki koloru różowego, toż to skandal, który zakrawa o homofobię!). Dowiedzieliśmy się poza tym, że „twarzami prezydencji” mają być panowie Materna i Wojewódzki. Nie wiem od kiedy organizatorzy koncertu inauguracyjnego stają się od razu twarzami szerokiego przedsięwzięcia, które ów „apolityczny” koncert zapoczątkuje, ale ja już od dawna nie nadążam za nowomową salonowców. Jedno jest pewne – cała Polska żyje teraz tym, co wykombinuje para owych celebrytów i fanów Platformy. Będzie ta flaga w psiej kupie czy jej nie będzie? Kto w takich „okolicznościach przyrody” chciałby deliberować o takich drobnostkach, jak np. budżet unijny.

Sprawę katastrofy smoleńskiej również udało się skutecznie wyciszyć. Doszliśmy do tego, że kto upomina się o prawdę jest oszołomem chcącym w najlepszym razie zbijać na tym kapitał polityczny. Sądzę, że gdyby nie aktywna działalność niektórych środowisk, to o wyjaśnieniu przyczyn tej tragedii słyszelibyśmy jeszcze rzadziej. Prokuratura i komisja Millera, mówiąc eufemistycznie, działają dość niemrawo. Wpływu polskiego rządu na Rosjan też się nie doczekaliśmy (ponoć wysłano jedną malutką notkę dyplomatyczną, by nie drażnić za bardzo „białego niedźwiedzia”). Zamiast tego karmieni jesteśmy ciągle nowymi sensacjami. Raz słyszymy o rzekomej kłótni śp. generała Błasika ze śp. kapitanem Protasiukiem (okazało się później, iż była to wyssana z palca medialna wrzutka, na którą nie ma żadnych dowodów). A niedawno Rosjanie znowu zaskoczyli Polaków wiadomością o pomyłce przy identyfikacji paru ciał ofiar katastrofy (co po raz kolejny podaje w wątpliwość profesjonalizm i wiarygodność ich działań i chyba ostatecznie zamyka usta tym, którzy twierdzą, że Rosjanom można bezgranicznie ufać, a całe śledztwo jest prowadzone we właściwy sposób). Choć niektórzy „wielcy intelektualiści”, pomimo faktów, idą dalej w zaparte. Na przykład profesor Pipes (kto ci, chłopie, dał ten tytuł?) twierdzi, że „Rosjanie zachowali się dobrze w stosunku do Polski, a Putin zrobił wszystko co mógł”.  Na pewno czas nie gra tutaj na naszą korzyść i z każdym dniem oddalamy się od poznania prawdy o przyczynach katastrofy z 10 kwietnia.

Na koniec pochylmy się nad Euro 2012. Tak zwani pesymiści już dzisiaj wieszczą klęskę tej wielkiej imprezy. I niestety z przykrością trzeba stwierdzić, że będziemy mieli do czynienia z potężną kompromitacją. Zapowiadanego skoku cywilizacyjnego jakoś nie widać – autostrad nie będzie, kasy na inne drogi nie ma, modernizacja kolei to już tylko pieśń przyszłości, o lotniskach czy bazach noclegowych lepiej nawet nie wspominać. Mainstreamowe media jednak uparcie skokiem cywilizacyjnym nazywają budowę stadionów. Ale z tym też sobie niestety nie radzimy. Opóźnienia i fuszerka – tak można to krótko podsumować. W takich chwilach potrzebni są mistrzowie propagandy, którzy tematem zastępczym i wrogiem postępu wszelakiego okrzyknęli kibiców (początkowo zastanawiali się czy nie obwinić za wszystko Kaczyńskiego). No i mamy wojnę, dosyć nierówną, bo kibice robią sobie z rządu jaja pokazując jego nieudolność, a ten zamyka im stadiony. A za nieprawomyślne hasła (o Toli, albo koziołku) można dostać spory mandat czy też wylądować na dołku.

Zwracam się zatem z apelem do rządzących i ich medialnych giermków – przestańcie wreszcie przykrywać swoją indolencję tematami zastępczymi. Odsłońcie karty i pokażcie rzeczywistość taką jaka ona jest naprawdę. Zdejmijcie w końcu tę pokrywkę i pokażcie jakiego nawarzyliście bigosu (za klasykiem: „jak tłumaczka to przetłumaczy... nie wiem! Hohoho!).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka