HareM HareM
663
BLOG

Iga ma, jak już, WTA Finals wygrać, a nie być po nich światową jedynką!

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 13
Coraz bliżej do kończącego sezon finałowego turnieju WTA. Kilka dni dosłownie.

Ma w tych zawodach zagrać osiem najlepszych w tym roku tenisistek. Ma, ale nie zagra, bo właśnie czytam że, ze względu na kolejną kontuzję, nie wystartuje w nim Czeszka Karolina Muchova, co jest obiektywnie wiadomością dość kiepską, a dla kibiców Świątek szczególnie, jako że tegoroczny bilans tenisistki z Olomouca z Sabalenką to 2:0, a z Igą wręcz przeciwnie. Zamiast Czeszki ma wystąpić w Meksyku (jeśli te zawody w ogóle się tam odbędą, bo podobno kort jeszcze nie skończony) Greczynka Sakkari, której bilans z czołową dwójką jest zgoła odmienny. Z Białorusinką wynosi 3:6, z czego ostatnie dwa spotkania, oba przez Greczynkę przegrane, miały miejsce w tym roku. Z Polką Sakkari ma za to bilans dodatni (3:2), choć ostatnie dwa mecze też przegrała. Przy czym od półtora roku ze sobą rakiet nie skrzyżowały. Ostatni raz w Kalifornii w roku ubiegłym.

Z tą Muchovą to tak na marginesie, bo o czym innym chciałem. O tym mianowicie, że w polskiej prasie sportowej pojawiają się z przedmiotowej okazji teksty, w których panowie dziennikarze oraz eksperci coraz głośniej zaczynają się zastanawiać (i pisać o tym) czy Iga wróci na szczyt rankingu WTA. I strasznie nad tym medytują. A to jest, uważam, problem zupełnie wtórny.

Już o tym kiedyś pisałem. Polka była na szczycie przez 75 tygodni. Wyśrubowała swój rekord do granic wytrzymałości. Również własnych, psychicznych. Wiecznie kazano jej o tym myśleć, jakby to było w tym wszystkim najważniejsze. A najważniejsze w każdym sporcie, również w tenisie, jest to, żeby uzyskiwać jak najlepsze wyniki, najlepiej wygrywać, a nie prowadzić w jakichś wirtualnych statystykach. Prowadzić w nich można przy okazji. Nie mogą one stanowić głównego celu. Szczególnie jak się ma za sobą 75 tygodni bycia na czele i 37 meczów z rzędu bez porażki. O pobijaniu takich wyników nie warto w ogóle myśleć. Albo przyjdą same, albo nie. Myśleć należy o zwycięstwach. W konkretnych meczach, w konkretnych turniejach.

Ja nie twierdzę, że Igi nie stać na pobicie tych rekordów. Być może stać. Ale niech to wynika z tego, że jest wciąż, tak jak była przez pierwsze półrocze ubiegłego sezonu, w wielkiej formie, do której nikt nie umie się zbliżyć. Z niczego innego. I niech te rekordy nie stanowią celu same w sobie.

Dużo ważniejsze jest wygrywanie konkretnych zawodów. Na przykład WTA Finals. Polka pokazała w Pekinie, że znów potrafi zwyciężyć w dużym turnieju. I niech pokaże to również w Cancun czy gdzie tam się te finały, de facto, odbędą. Niech zaprezentuje świetną formę i ogra wszystkie najgroźniejsze rywalki. Na tym trzeba się skupić. A nie na tym jak wypadnie w porównaniu z Sabalenką, bo od tego przecież zależeć będzie to jej, nie dające wielu fachowcom od miesięcy spać, miejsce na koniec sezonu.

Mnie to jak zagra Sabalenka zupełnie nie interesuje. Mnie interesuje, żeby Iga grała świetnie i wygrywała. Ten i kolejne turnieje, jeśli jej forma na to pozwoli. A Sabalenka może sobie grać jak chce. Jeśli na tyle dobrze, żeby prowadzić w rankingu, to niech prowadzi. A Iga niech nie prowadzi i wygrywa każdy turniej, w którym wystartuje.

Że w najbliższym czasie będzie trudno pogodzić jedno z drugim? To znaczy zwycięstwa w ważnych turniejach z brakiem prowadzenia w rankingu? Trudno. W takim razie niech sobie tez prowadzi. Płakał nie będę. Ale niech ma to prowadzenie dokładnie tam, gdzie Jasiu kazał Pana Majstra pocałować.

Jeszcze raz. Iga ma wygrywać ważne turnieje. A w rankingu niech sobie lideruje Sabalenka. Najlepiej na zmianę z rzeszą Rosjanek. Wtedy wszyscy będą zadowoleni. A najbardziej WTA. Natomiast Iga niech robi swoje. Bez oglądania się na jakieś rankingi i na to, co tak podnieca tych, co nie do końca czują bluesa.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport