Coraz więcej wiemy o przebiegu katastrofy smoleńskiej i wiedza ta stopniowo dociera do coraz większej liczby osób. Zestawienie tej wiedzy z przekazami, którymi jesteśmy karmieni od ponad dwóch lat przez propagatorów rosyjskiej wersji katastrofy, uświadamia nam skalę kampanii dezinformacji. W Polsce w kampanii tej wzięli udział m.in.: rządzący politycy (w szczególności prezydent, premier i minister spraw zagranicznych), niektórzy politycy opozycyjni (z ugrupowań lewicowych), wiodące media, wpływowi dziennikarze, niektórzy eksperci lub „eksperci” wykreowani przez media (jak np. astronom Paweł Artymowicz), wielu komentatorów w różnych mediach (w szczególności kilkadziesiąt anonimowych osób bardzo aktywnie propagujących wersję rosyjską na najbardziej popularnych portalach internetowych, także na tym portalu). Jeżeli chodzi o siłę oddziaływania na opinię publiczną, to trudno byłoby wskazać porównywalną akcję propagandową w ostatnich latach.
Z tej kampanii kłamstw może paradoksalnie wyniknąć dla Polski jedno istotne dobro: ujawnienie istotnych elementów struktury rosyjskiego wpływu w Polsce. Nie chodzi tu o ujawnienie regularnej rosyjskiej agentury w Polsce, gdyż ona w tej kampanii musi oczywiście pozostawać w cieniu. Chodzi o te instytucje, struktury, grupy i osoby, na które rosyjska agentura ma pośredni lub bezpośredni wpływ, a w szczególności o dwie kategorie osób: „agentów wpływu” i „użytecznych idiotów”.
Ujawnienie tych informacji po części już nastąpiło. Pozostało skompletowanie tych informacji, usystematyzowanie, przeanalizowanie i podanie do wiadomości opinii publicznej. Mam nadzieję, że informacje te staną się kiedyś także przedmiotem analizy polskich służb specjalnych.
Samo ujawnienie informacji to oczywiście za mało. W drugim etapie powinno nastąpić oczyszczenie naszego życia publicznego, w szczególności polityki i mediów, z elementów rosyjskiego wpływu. Jeżeli to nie nastąpi, suwerenność Polski pozostanie iluzją. Ale to już jest zupełnie inna historia…
