Martynka Martynka
4220
BLOG

PANIE MAĆKU, PAN SIĘ NIE BOI!

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 56

Z rozczarowaniem przyjęłam słowa doktora Macieja Laska, który na antenie Polskiego Radia obwieścił, iż nie zamierza spotkać się z ekspertami współpracującymi z Zespołem Parlamentarnym do zbadania przyczyn katastrofy TU154 M, a tym samym nie przyjmie zaproszenia na zapowiadaną przez Antoniego Macierewicza konferencję naukowców, która ma się odbyć 5 lutego br. na jednej z warszawskich uczelni. Szef KBWLLP najwyraźniej uznał, iż ciało, jakim jest Zespół Parlamentarny, którego funkcjonowanie jest przewidziane w polskim prawie i wpisuje się w ramy demokratycznego państwa, stanowi coś na kształt politycznego dziwadła, niepoważnego tworu, z którym nie warto rozmawiać, ani tym bardziej odpowiadać na jego inicjatywy.Pan Lasek raczył stwierdzić:

 

„Nie będziemy rozmawiali z ekspertami zespołu Macierewicza, wtedy kiedy za plecami tych ekspertów stoją politycy, czy kamery”.

Brzmi to dość osobliwie, zważywszy na fakt, iż sam Maciej Lasek działał w ramach tzw. Komisji Millera pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera, będącego  nie tylko czynnym politykiem rządzącego ugrupowania, ale również urzędnikiem, któremu podlegały służby odpowiedzialne za zdrowie, życie i bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. Jakby na to nie spojrzeć Jerzy Miller był sędzią we własnej sprawie,  co sprawia, iż trudno uznać wyniki badań  komisji pod jego kierownictwem za w pełni obiektywne i pozbawione czynnika politycznego, którego tak bardzo wystrzega się, wręcz brzydzi,  pan Lasek.

Gość radiowej Jedynki powinien też wiedzieć, iż na mocy rozporządzenia szefa MON z 27 kwietnia 2010 roku zmieniającego rozporządzenie w sprawie organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, przewodniczący Komisji badającej katastrofę polskiego Tu-154 w Smoleńsku podlegał bezpośrednio Prezesowi Rady Ministrów, a więc pierwszemu politykowi Rzeczpospolitej. Warto też dodać, że protokół wraz z całością materiałów zebranych przez Komisję przewodniczący przedstawił do zatwierdzenia Prezesowi Rady Ministrów i poinformował o tym Ministra Obrony Narodowej. A więc znowu politycy!

Czy ten fakt pana Laska nie oburzał, nie przeszkadzał w pracy, jako dalekiemu od politycznego podwórka ekspertowi od katastrof lotniczych?  Jak to się stało, że wtedy nie zżymał się  na gorący oddech na swoich eksperckich plecach najważniejszych polityków?  Nie czuł wówczas presji? Dlaczego więc czytając raport końcowy można odnieść wrażenie, że piszący go  jak ognia wystrzegali się użycia słowa „wybuch”, skwapliwie zastępując go „łoskotem”, czy „pożarem”?  Mogę sobie tylko wyobrazić, jak niezwykle trudnym zadaniem było napisanie raportu opisującego przyczyny katastrofy w  sytuacji braku dostępu do kluczowych dowodów, a posiłkując się jedynie przysłowiowym „rzutem oka” na czarne skrzynki,  czy oględzinami wraku, mającymi zastąpić skrupulatne, wielowątkowe badania, wykonywanymi w dodatku pod presją czasu. Zdaję sobie też sprawę z faktu, że rodzący się w bólach raport musiał mieć kształt dość szczególny, aby z jednej strony nie oburzył  Rosjan i nie odbiegał zbyt daleko od ich ustaleń, a z drugiej nie rzucił  cienia na rządzących polityków, którzy byli przecież odpowiedzialni za całokształt działań państwa zarówno przed i po 10 kwietnia 2010 r. To było arcytrudne zadanie, z uwagi też na fakt swoistej językowej autocenzury, szkoda tylko, że eksperci postanowili złożyć swoją wiarygodność na ołtarzu polsko-rosyjskiego pojednania, ale cóż, jak głosi ludowe porzekadło, kowalem swego losu każdy bywa sam.

Pan Maciej Lasek, jako były członek komisji Millera jest  przekonany o swojej racji, choć z drugiej strony, co zaskakujące, nie chce jej udowodnić w świetle kamer, by w ogniu debaty i w konfrontacji z ekspertami mającymi inne zdanie na temat przyczyn katastrofy zetrzeć w pył wszystkie alternatywne hipotezy. Jak na razie jedynym widomym znakiem wojennych zamiarów byłych członków komisji Millera (jak rozumiem nie wszystkich?)  było wytoczenie działa w postaci profesora „debeściaka” Artymowicza, mającego pełnić rolę strzelca wyborowego w ostrzeliwaniu ZP, ale póki są to tylko ślepaki i nie zanosi się na nic większego.

Zapowiadana przez Macieja Laska komisja, czy też zespół, jak można się domyślić, zafunduje Polakom debatę przy zamkniętych drzwiach, bez udziału kamer i mikrofonów, i co najważniejsze bez udziału swoich oponentów. Trudno w tej sytuacji nie odnieść wrażenia, że eksperci komisji Millera zwyczajnie boją się stanąć twarzą w twarz z ludźmi formatu profesora Biniendy, doktora Nowaczyka, czy doktora Szuladzińskiego. Nie mają na tyle odwagi, by wykonać krok, skądinąd znany i praktykowany w środowiskach naukowych, albo zdają sobie sprawę z kruchości swoich dowodów i argumentów.

Chciałoby się zanucić nieco zmienioną wersję pewnej znanej wszystkim piosenki Kultu:

„Panie Maćku, pan się nie boi”J

 

http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/757868,Lasek-z-debaty-ws-Smolenska-nie-mozna-robic-widowiska

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka