Od ponad trzech miesięcy chodzę na rehabilitację. Staram się tam chodzić systematycznie. Może efekty nie są powalające, ale ćwiczę. Najpierw były to ćwiczenia ogólne. Żeby trochę się rozruszać. Potem wstawałem przy drabinkach, następnie chodziłem przy poręczach. Niewiele. Kilka metrów. A od tygodnia używam chodzika.
Chodzik jest taki specjalny, wysoki i można się na nim oprzeć łokciami. Gdyby mi się ugięły nogi. Coraz lepiej sobie z nim radzę i planuję sobie coraz dłuższe trasy. Ale dzisiaj było ciężko. No, ale jakoś sobie poradziłem. Najgorsze się okazało parkowanie chodzika. Chociaż bardzo się starałem, niezbyt mi to wychodziło. Moim wysiłkom przyglądał się w milczeniu rehabilitant. W końcu powiedział:
- Coś Panu poradzę. Niech Pan włącza hamulce dopiero wtedy gdy chodzik stoi już na miejscu. Nie wcześniej.
Nie rozumiem o co mu chodziło. Przecież hamulców wcale nie włączałem ani nie wyłączałem. W ogóle nic nie robiłem.