menda menda
55
BLOG

Jak Friedman dogadał się z Marksem

menda menda Polityka Obserwuj notkę 0

Te wszystkie "ochy" i "achy" nad "dalekosiężną strategią Platformy" polegającą na wciąganiu na swoje listy lub popieraniu osób "z różnych stron politycznej barykady" są jeno próbą ukrycia smutnego faktu, że partia rządząca nie tylko nie posiada żadnych rzeczywistych poglądów politycznych, ale jedynym spoiwem łączącym jej członków są interesy a nie idee.

Partia liberalna gospodarczo, jaką mieni się Platforma z definicji winna stać w opozycji do poglądów socjalnych, których emanacją jest idea związków zawodowych. Między ideą a praktyką jest, rzecz jasna, spory rozdźwięk, tak gdy idzie o liberalizm, jak i socjalizm. Dlatego też co bardziej złośliwi uważają, że poglądy byłych KLD-wców da się bardziej streścić dewizą, że "pierwszy milion trzeba ukraść" niż zasadą "niewidzialnej ręki rynku", czego doskonałym przykładem jest choćby kolega pana premiera Tuska z trójmiejskiej Platformy, pan Jacek Karnowski, który także chciał ukraść swój pierwszy milion i nie został za to nawet wyrzucony ze struktur partyjnych, zaś poręczyła za niego cała plejada platformianych i okołoplatformianych autorytetów.

Z kolei chlubna idea zwiazków zawodowych, majacych stać na straży praw pracowniczych przed zakusami przedsiębiorców chcących w imię gospodarczego liberalizmu obniżać koszty poprzez pogarszanie pozycji pracowników, w Polsce realizowana jest w ten sposób, by zapewnić zwiazkowcom stałe, jak najwyższe wynagrodzenie i różnego rodzaju przywileje socjalne, bez względu na jakość i wydajność ich pracy. Słowem, mimo, że idee: liberalna i związkowa są przeciwstawne, to w polskiej praktyce obie służą jednemu: napchaniu sakwy, bezkarnej kradzieży pierwszego miliona, a potem kolejnych.

Egzemplifikacją spotkania owych idei jest propozycja startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jaką Platforma kapitalistów złożyła socjaliście, byłemu szefowi największego związku zawodowego w kraju, Marianowi Krzaklewskiemu. Gdyby przyjąć, że za tą propozycją stoją poglądy, to należałoby uznać partię Tuska za socjalną, a przecież to PiS jest socjalny, zaś Platforma - wręcz przeciwnie - wierzy w Miltona Friedmana. No ale nie kto inny, tylko autor  "Wolnego wyboru" pisał o związkach zawowodych, że "osiągają korzyści dla swoich członków kosztem innych pracowników”. Co, jak co, ale pogląd, by mądry i dobry premier Tusk popierał osiąganie korzyści przez jedną grupę społeczną kosztem grabienia innej, jest nie do pomyślenia. Skoro więc nie poglądy rządzą w Platformie, to pozostaje nam tylko jedna odpowiedź: interesy.

Tylko takie wytłumaczenie przychodzi na myśl, gdy zastanawiamy się po kiego grzyba partia o rzekomo "solidarnościowym rodowodzie", sięgająca po "prawicowego oszołoma" Krzaklewskiego, wciąga na swe listy bolszewizującą członkinię PZPR, urzędnika w rządzie Leszka Millera, panią Danutę Hubner. Jaki jest wspólny mianownik łączący Krzaklewskiego i Hubner? Interes. Interes Platformy obywatelskiej w postaci zagarnięcia jak największej ilości elektoratu.

Inną sprawą jest dylemat, jaki może powstać przed tak zwanym przeciętnym wyborcą, który z jednej strony będzie miał do wyboru najbardziej obciachowego polityka ubiegłej dekady, a z drugiej komunistkę. Ale tym już zajmą sie niezależne media, które wytłumaczą ludowi dlaczego należy głosować na lewicowo-prawicowo-środkowicową partię liberałów związkowych. Skoro więc może istnieć coś takiego jak Platforma Obywatelska i posiadać poparcie połowy społeczeństwa, to co stoi na przeszkodzie, by pogodzić Friedmana z Marksem? W Polsce się to udało mądremu i dobremu premierowi Tuskowi.

menda
O mnie menda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka