merlot merlot
880
BLOG

Szybki jak tygrys (TIme Machine TXT)

merlot merlot Technologie Obserwuj notkę 23

To jest  króciutka podróż do przeszłości.

Dawno, dawno temu było sobie Tekstowisko, zwane w skrócie TXT. Żyli tam szczęśliwie i pisywali blogerzy i blogerki, w tym sporo osób aktywnych do dziś tu, na S24. Kliknąłem dziś na zapomniany link i odnalazłem działające archiwumcałej (no, prawie) naszej blogerskiej przygody. Dzięki Sergiuszowi mogę dziś przedstawić jeden z moich tekstów, zadedykowany wówczas Pannie Midzie. Biorąc pod uwagę jej ostatni post na Salonie, motto jest tym bardziej aktualne;-)

Mido, specjalnie dla Ciebie bajeczka dydaktyczna z cyklu jak się chce, to można:-)

Marzec 1988. Czas żywiołowego rozwoju komputeryzacji w wychodzącej powoli ze stanu wojennego Polsce. Prywatny import z Tajwanu, Singapuru i Hong-Kongu kwitł na potęgę, a skośnoocy biznesmeni z tamtych stron co i rusz przyjeżdżali w interesach do Warszawy.

Zadzwonił do mnie kolega astronom, z którym jeszcze nie tak dawno obalaliśmy podstępem i siłą ustrój oraz sojusze i zagaił tradycyjnym: jest sprawa...
Kolega współpracował ściśle z tajwańską firmą Inswell, na odcinku popularyzowania ich wyrobów w Polsce.
Sprawa polegała na wymyśleniu okładki do pisma mikroklan, na której wystąpi komputer Inswella, szczegółowo opisywany wewnątrz numeru jako jedna z pierwszych maszyn z procesorem i386 i kartą graficzną VGA.

Byłem wówczas szefem artystycznym tego miesięcznika i bardzo zależało mi na atrakcyjności okładek. A komputer, jak komputer: duża szara wieża, pękaty monitor i klawiatura. Za grosz emocji, czy poezji…

- Szybki jest ten i386? – zapytałem pana Han Mei, który odwiedził mnie razem z astronomem. – Szybki. Bardzo szybki. Jak tygrys! – wykrzyknął entuzjastycznie.

Jak tygrys. Zerknąłem na leżące na stole wczorajsze Życie Warszawy, z reportażem o tygrysich trojaczkach, które pojadą za kilka tygodni do Peru, w celu wymiany na coś-tam-coś-tam.

I tak powstał Plan. Udałem się do ZOO, wyłuszczyłem prośbę któremuś z dyrektorów, napisałem stosowne podanie i po trzech dniach miałem zgodę.
Opiekunką tygrysów okazała się być szefowa tamtejszej „Solidarności”, więc szybko nawiązaliśmy nić porozumienia po linii patriotyczno-martyrologicznej. Bez wahania jako modela wskazała Alexa (bo największy i najgroźniej wygląda). W dniu zero zapakowaliśmy Alexa na tylne siedzenie mojej antycznej corolli i pojechaliśmy Trasą Łazienkowską do pracowni Zbyszka Furmana, który bohatersko podjął się sfotografować źwierzęcie.

Rozstawiliśmy malowniczo komputerowe żelastwo i nuże namawiać Alexa, żeby zechciał zapozować pomiędzy. Zero kooperacji, a nawet wyraźna niechęć…

Dalszy ciąg akcji wyglądał tak: 
1. Przewodnicząca łapie i podnosi Alexa. Alex ryczy (strasznie)
2. Fotograf krzyczy „już!”
3. Przewodnicząca wrzuca Alexa między złom
4. Fotograf robi zdjęcie. Alex zwiewa z planu, rycząc jeszcze straszniej.

Powtórzyliśmy ten stały element gry ze dwadzieścia razy, aż w końcu Zbyszek uznał, że starczy.

Odwożąc Alexa i Przewodniczącą, zaproponowałem im krótki wypoczynek u mnie, w połowie drogi między pracownią fotografa, a ZOO. Nabyłem stosowny napój regeneracyjny pod nazwą „Słoneczny Brzeg” i wysiedliśmy przed moim domem. Alex był na smyczy i na drugie piętro wdrapał się o własnych siłach.

Merlotówna z przyjaciółką zakwiczały z radości, gdy zobaczyły komu otworzyły drzwi, natomiast młody uznał, że w tej sytuacji bezpieczniej będzie wskoczyć mi na barana.

Podczas gdy my solidarnie rozprawialiśmy się ze Słonecznym Brzegiem, Alex zjadł kapcie młodego, przerobił dwa koce na koronkowe obrusy, po czym znużony przysnął w pościeli pani merlotowej, lekko zaniepokojonej rozwojem sytuacji.

 Okładka kwietniowego numeru mikroklanu udała się nieźle. Chińczyk był wniebowzięty. Musicie mi uwierzyć prawie na słowo, bo nie znalazłem oryginału do zeskanowania.

 
merlot
O mnie merlot

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie