Byłam dziś na zakupach w hipermarkecie sieci Auchan. Mam blisko, bo autobus ichniejszy mam pod domem a to tylko dwa przystanki, tak więc mimo pogody się tam wybrałam.
I muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona, widząc, że moje ulubione samoobsługowe kasy istnieją już u nas. Tym bardziej, że do kupienia to ja miałam 3 rzeczy, ale jedną z nich była kawa a tej uświadczysz dwa rodzaje w astronomicznej cenie w sklepie pod domem. Stąd cała wycieczka.
Ucieszona, skorzystałam oczywiście. Pierwsze ostrzeżenie, że jednak jestem w Polsce, nastąpiło przy płaceniu. Pomijam już fakt, że kartka na automatycznej kasie "Tylko karty" wg komentarza kogoś obok wisi tam już od tygodnia - bo akurat chciałam zapłacić kartą. Po wyborze rodzaju płatności nagle pojawia się fotka uśmiechniętej pani i komentarz, bym poczekała na obsługę. No cóż, może coś się nie zgadza, zdarza się. Czekam więc. Jednak, okazuje się, że Auchan zainwestował w automatyczne kasy, ale jednak bez terminali. Terminal jest ręczny (taki z połączeniem komórkowym) i to do niego jest potrzebna obsługa. Hm. Miła pani nadzorująca całość kas automatycznych podchodzi, prosi o kartę, wklepuje ręcznie przyjętą kartą kwotę. Wszystko miło, tylko spędziłam tam dwa razy więcej czasu niż gdybym sama to zrobiła, korzystając z terminalu wmontowanego w kasę. Ciekawe podejście do nowoczesności. Ale może inaczej się nie da.
Niestety, miłe wrażenia szybko minęły, gdy okazało się, minutę później, że w końcu zapomniałam chleba. No nic, wracam szybko, do autobusu jeszcze chwila jest. Pamiętając o tym, że jestem jednak w Polsce, odruchowo przy wchodzeniu wskazując torbę mówię ochronie, że mam paragon w środku. Niestety, zostałam zatrzymana poleceniem podania tej torby do zafoliowania. "No, gdyby to coś innego, ale spożywcze mamy foliować" Dlaczego?? Jaka jest różnica? I w ogóle co za pomysł? Czyżby się bali, że odłożę im na półkę to, co kupiłam?? Czy jednak uważają każdego za złodzieja? (pomijam fakt, że gdybym schowała te zakupy do torebki pies z kulawą nogą o nic by mnie nie spytał...)
Przy kasie, znów automatycznej, bo jednak szybciej (no, tym razem gotówka) - poprosiłam panią z obsługi o odfoliowanie mi torby, bo nie mam zamiaru się użerać z tą folią (wystarczy, że musiałam nosić to w garści, nie mając jak złapać). Bardzo była zdziwiona mojemu oburzeniu - przecież wcale nie uważa mnie za złodziejkę, takie przepisy. Nie chciało mi się już dochodzić, kto wpadł na ten cudowny pomysł. Wiem tylko, że jest to kolejny sklep, do którego nie zajrzę więcej (po Carrefourze, w którym kazano mi oddać torebkę przed wejściem, więc nie weszłam w ogóle). Dziwne, że to wszystko francuskie.
Jakoś nie lubię być traktowana jako złodziejka. Niezależnie, z czego to wynika. Na szczęście w Anglii jakoś nie mam tego problemu. A sklepy wręcz bardziej "otwarte", kasy niemal w środku :) Ciekawe..