To było tak: zanim Krzywonos zatrzymała swój słynny tramwaj, jej koledzy już wybrali komitet strajkowy, a ona dołączyła się spontanicznie, gdy zobaczyła jak to wszystko wygląda. Z punktu widzenia swoich kolegów była łamistrajkiem, ale przejrzała na oczy. Potem wiele gadała, np. że trzeba pozamykać sklepy z "żółtymi firankami" - popularna nazwa sklepów dla uprzywilejowanych partyjniaków. Anna Walentynowicz traktowała ją jak koleżankę, nie wiem czy wcześniej się znały, ale Anna Walentynowicz już była znana jako opozycjonistka, a Krzywonos nie. To prawda, że one obie oraz Pieńkowska zatrzymały robotników , którzy chcieli wyjść do domu po korzystnych rokowaniach z dyrekcją.. Kobiety zwróciły im uwagę na to, że zostawią na lodzie tych wszystkich ludzi, którzy przyłączyli się do strajku. Właśnie w tym momencie narodziła się SOLIDARNOŚĆ jako ruch społeczny. Ale chociaż te kobiety były bohaterkami - rewolucjonistkami - głośno krzyczały! - prawdziwym bohaterstwem odznaczyli się animatorzy tego ruchu: wszyscy ci, którzy odważyli się przeciwstawić zakładowym partyjniakom, służbom bezpieczeństwa, często też własnym kolegom i rodzinie - rzucając pracę, formułując postulaty, organizując strajk. Reszta jest już zwykłą koleją losu - ten co głośniej krzyczał, nie wstydził się przemawiać, szybko zdobywał poklask. Chętnie dobierano do komitetu takich ludzi.
Doradcami zostawali prawie wszyscy, którzy się zgłosili, a mieli wiedzę potrzebną do rokowań. Było ich tak wielu, że zapewne nie wszyscy zostali zapamiętani i uwiecznieni w annałach.
http://niezalezna.pl/article/show/id/38808