Wczoraj stałam pod Dziekanatem prawie 1,5 godziny. Na drzwiach informacja, że otwarty dla studentów od 15.00 do 18.00. Także przed 15.00 kolejeczka ustawiła się, a potem już tylko równiutko puchła. Po czym okazało się, że pani nie przyjmuje, no bo "jest dyżur kierownika studiów". Ok, to niech se będzie, ale czemu to wyklucza działanie sekretariatu? I czemu nikt o tym nie poinformował??? Studenci przed drzwiami nie zrażeni stali cierpliwie (skończy się dyżur, to nas wpuszczą, a jednak jakieś tam miejsce w kolejce zajęte mam...) Dyżur miał trwać do 16.30. Miałam wykład na 16.45. Pomyślałam sobie, że jak zaczną o wpół do wpuszczać i pójdzie to w miarę dziarsko, to może dostoję, sprawy załatwię i za bardzo się nie spóźnię... O 16.40 nadal nie wpuszczali. Przerwę se zrobili. No k..., wycofałam się, przynajmniej na wykład poszłam. Ale swoje odstałam. I sprawdziłam godziny, jak dziekanat będzie działać dziś. Na drzwiach jak byk: wtorek 15.00 - 18.00. Tak samo.
No to poszłam dziś. Jeszcze przed 15.00 stanęłam przed drzwiami. Miejsce w kolejce zajęłam. Czekam cierpliwie. Dziś naszych wpuszczali, to drugi kierunek miał dyżur kierownika tym razem. Stoję i czekam i nagle okazuje się, że - hurra! Ja wchodzę następna! Cud! Doczekałam się!...
Więc po kolejnych 10ciu minutach wbijam do dziekanatu, mówię z jakiego ja kierunku i oto, co słyszę:
- My już dziś nie przyjmujemy. Teraz tylko Bezpieczeństwo narodowe. - czy jak tam się ten drugi kierunek nazywa.
O 15.30? Dafuq???
Zamurowało mnie, ale nie dałam za wygraną.
- Ale ja tylko chciałam złożyć podanie...
- Dziękuję bardzo, nie przyjmujemy.
- Ale jak to...
- 5 minut temu to tu nikogo nie było, a teraz podanie.
- Jak to nikogo nie było, ja tu w kolejce czekałam...
Pani Ela okazała się cholibka być panią Halinką!
- Jest już 5 po wpół do, nie przyjmujemy!
- Ale przecież na drzwiach napisane, że dziś dziekanat jest do 18stej!
- Jak to studenci zawsze wszystko wiedzą lepiej... - wtrąciła się z boku "pani Bożenka".
- Nie przyjmujemy, proszę przyjść jutro.
- Ale ja nie mogę jutro, ja mogę dopiero w poniedziałek!
- To proszę przyjść w poniedziałek.
- Ale ja potrzebuję legitymacji!
- Teraz po legitymację! Dni adaptacyjne były, 26go września trzeba było legitymację odebrać!
- Ale ja nie miałam wtedy żadnych uprawnień - przyjęta w ostatniej chwili, 25go, w dniu 26tym nie figurowałam w ogóle w systemie usos naszej uczelni...
- Nic mnie to nie interesuje. Proszę przyjść w poniedziałek. Do widzenia.
No wiecie co? Załatwiałam milion spraw po różnych lekarzach, urzędach i sekretariatach. I chyba po raz pierwszy wyszłam z urzędniczego pokoju i się popłakałam.
I chyba naprawdę nie pójdę tam jutro, bo serio musiałabym się urywać z zajęć. Kupiłam po raz kolejny bilet kartonikowy (bo nie mogę kwartalnego wgrać na legitymację, kurna...), a w poniedziałek założę pod tym dziekanatem miasteczko chyba!
Teraz sprawdziłam, że godziny otwarcia dziś faktycznie były 12.00 - 15.00. Ale co ja poradzę, że nie mogłam przyjść z wyprzedzeniem, bo zajęcia miałam, a kolejka i tak była na dłużej... I jaki oni mają bałagan w tych swoich informacyjnych karteczkach na drzwiach, że się doczytać nie mogłam, jakie są te godziny otwarcia w końcu...
Cóż, nasuwa się jeden oczywisty wniosek. Pani Halinka jest wśród nas...
www.pani-halinka.pl/