Spotkałam niedawno taki autobus.
Jechał ulicami, którymi nie powinien jechać.
Jechał drogą, która nie należała do jego trasy.
Ciągle utykał w korkach, a rozzłoszczone samochody dookoła trąbiły na niego:
- Gdzie się tu pchasz? To nie twoje miejsce!
- Nie masz prawa tędy jechać! Zajmujesz NASZĄ ulicę, NASZ pas, NASZE miejsca!
- Zobacz, nikt cię tu nie chce, nikt cię TU nie potrzebuje. Nikt nie wsiada do ciebie, bo nie wie, gdzie pojedziesz! Bo kłamiesz. Masz wypisaną na tablicy inną trasę. Nie pasujesz do tej drogi i tych przystanków! I dlatego jedziesz sam, pusty w środku.
A autobus myślał: "Ale to nie ja wybrałem tę trasę! To ktoś inny mi ją narzucił, wydrukował, powiesił i kazał jechać zawsze tak samo. A ja tak nie chcę! Chcę po swojemu! Chcę wreszcie pojechać INACZEJ..."
Aż nagle do zabłąkanego autobusu wsiadł Ktoś Odważny.
Ten Ktoś pomyślał: "Ten autobus jedzie tędy na przekór wszelkim prawidłom i zasadom. Nie powinien tędy jechać i nie wiem, gdzie pojedzie dalej. Ale to nie ważne, w jaką tajemniczą uliczkę skręci, nie ważne, gdzie mnie powiezie... Ja jadę z nim. Chcę się przekonać, dokąd trafimy."
I nagle zabłąkany autobus poczuł się pewniej.
Pomyślał, że droga, którą jedzie, jest nie mniej ważna, niż ten niepewny cel, ku któremu zmierzał.
I że jest cos pięknego w tym, że nie musi jechać jakąś trasą, którą wybrał ktoś inny i mu narzucił.
A najfajniejsze jest to, dumał autobus, że już nie musi szukać swoich nowych dróg i celów sam, bo znalazł się ktoś, kto mu w tym towarzyszy i będzie towarzyszył do samego końca.
-------------------
Napisałam tę opowiastkę dawno, z miesiąc temu... Jadąc takim właśnie zabłąkanym autobusem.
Niestety sporo czekała, aż znajdę czas, by ja na bloga wrzucić.
Ale chyba nie straciła swej aktualności.
Jak Wam się podoba?