Miki Miki
440
BLOG

Raport Millera - niedonoszone dziecko polityki

Miki Miki Polityka Obserwuj notkę 18

Raport ukazał się przedwcześnie, Tusk uległ pokrzykiwaniu opozycji. Nie oznacza to, że sam raport jest błędny. Główne przyczyny katastrofy dla fachowców, mających dostęp do wiedzy musiały być jasne od samego początku. Nie dlatego, że tak nakazywał mityczny sms od jednego z peowskich bonzów, ustawiający obowiązującą w platfusiarni narrację. Ów sms jest raczej trudną do odbicia wrzutą pisowskiego pi-aru. Ale nawet laik nieco obeznany z tematyką lotniczą widział, że to kolejny przypadek klasycznego CFIT, czyli utraty orientacji w powietrzu w trakcie lądowania w trudnych warunkach przez załogę.

Raport opublikowano, choć nie ma jeszcze ani gotowej transkrypcji rozmów z kabiny pilotów, nie ma też w kraju resztek rozbitego Tupolewa. Nie wykonano ekshumacji i badań zwłok ofiar katastrofy - a IMHO w wypadkach, gdy żąda tego rodzina, należało by to wykonać. Nawet jak w zalutowanych trumnach przyleciała zawartość ładowana szuflą na wagę, a nie konkretne szczątki - obciąża to stronę rosyjską.  I panią minister Kopacz, ale takie są konsekwencje plecenia trzy po trzy, gdy się nie wie, o czym się mówi.

Dla ustalenia przyczyn samej katastrofy znaczenia to nie ma żadnego. Daje jedynie pokarm opozycji, która teraz sobie radośnie na tych zaniedbaniach i zaniechaniach montuje nowe narracje.

Ale jak mi się zdaje - jest to przemyślana taktyka, wpychająca opozycję na z góry upatrzone i przegrane dla niej pozycje. Na sprawie Smoleńska PiS już nie ugra nic więcej, kto miał się po jego stronie ustawić z tej przyczyny, już się dawno ustawił. Dla Tuska PiS zajęty walką o Smoleńsk nie stanowi specjalnego zagrożenia.

Co jeszcze z raportu wynika? Ktoś wreszciew głośno powiedział, że król jest nagi. Brak środków nie usprawiedliwia przestępczego procederu - a takim było fałszowanie dokumentacji i nadawanie nienależnych uprawnień pilotom 36 SLPT.

Prawacka narracja głosi, że w Smoleńsku zginął kwiat polskiego lotnictwa, najlepsi piloci jakich kiedykolwiek mieliśmy. I tej narracji prawackie trolle bronią dziś jak jakiegoś Westerplatte, choć w tej materii raport Millera ma większą siłe rażenia niż działa Schleswig-Holsteina.

Raport wymienia kilkadziesiąt uchybień, jakich dopuściłą się załoga Tutki w czasie tego lotu. Nie było to działanie celowe. Tych ludzi po prostu nie nauczono latać, uprawnienia przyznawano im rozkazem, bo nie miał kto latać tymi samolotami. Nie mieli dostępu do instrukcji w znanym im narzeczu, nie mieli możliwości treningu na symulatorach, załogi dobierano ad hoc z tych, co akurat byli pod ręką. A z samolotami jest trochę inaczej jak z rowerami - na dowolny rower można wsiąść i lepiej, czy gorzej dojechać tam, gdzie się chciało. Do latania samolotami konkretnego typu trzeba mieć konkretną wiedzę o ich awionice, i wytrenowane działanie w grupie.

Załoga, która leciała do Smoleńska, została sformowana dzień wcześniej, nie miala nawet czasu na wspólną odprawę przed lotem. W trakcie lotu praktycznie nie współpracowała ze sobą, zdając się na wiedzę kapitana. A ten, przeciążony obowiązkami, po prostu nie podołał.

Nieudolność rosyjskich kontrolerów i niesprawność urządzeń lotniskowych przyczyniły się do tej katastrofy, ale nie miały decydującego znaczenia. Za bezpieczeństwo lotu i za wszelkie decyzje podjęte w czasie jego trwania odpowiada załoga. Samolot był na tyle sprawny i dostatecznie wyposażony, by bezpiecznie wykonać manewr podejścia do wysokości decyzji.

Obrazowo - jeżeli jadąc samochodem do końca zaufamy zamontowanej w nim nawigacji, wcześniej czy później wylądujemy w krzakach, albo w stawie. Przyrządy w kabinie Tutki mówiły co innego niż kontroler lotów, i to właśnie te przyrządy powinna obserwować i według nich pilotować samolot  załoga. "Na kursie i na ścieżce"  samolot był stosunkowo krótko, przecinając ją w locie ku zagładzie. Ale dużo łatwiej było to zauważyć i skorygować z kabiny pilotów - gdzie przyrządy alarmowały o zbyt dużej szybkości opadania, spadku obrotów turbin poniżej dopuszczalnej granicy, o schodzeniu znacznie niżej w stosunku do powierzchni pasa, niż to wynikało nie tylko z przepisów, ale i z granic zdrowego rozsądku.

Jak już napisałem wcześniej - nie można winić za to wszystko załogi, bo ta winna była tylko temu, że zgodziła się lecieć, mimo tego, że nie umiała latać. Winni byli ci, co zdecydowali, że można ich wysłać. Ci, co udawali, że ich szkolą, wpisywali im w papiery wyssane z palca umiejętności.

Czy obciąża to rząd? Prawactwo wrzeszczy, że Tusk zabierał wojsku pieniądze. A niby co miał robić? Dostał w spadku po poprzednich rządach multum wpisanych na sztywno w budżet zobowiązań, musiał nadganiać zaległości inwestycyjne, absorbować fundusze unijne, a to wszystko w warunkach światowego kryzysu. Ciął co się dało.

Nie usprawiedliwia to nijak naszych dzielnych wojaków.  Nie ma czegoś takiego jak przymus wykonania rozkazu za wszelką cenę. Brak środków na szkolenia, na remonty - pisze się raport, i uziemia samoloty. To jest odwaga czasów pokoju - ale ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi były miękkie stołki w sztabie.

Miki
O mnie Miki

nie lubię pisać o sobie, poczytaj moje teksty. Wiara jest jak kutas. Masz to sobie noś ale nie obnoś się z tym, nikogo nie zmuszaj do kontaktu a już na pewno nie wciskaj w usta dzieciom Napisz do mnie: miki(maupa)wiarus.org "Raz pewien Władek zadał bzdurom kłam, gdy kaczor bajki rozsiewał jak spam. Wtórując Henryce, zakrzyknął w rocznicę: Jarek, nie pierdol, nie było Cię tam"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka