Duda jako tło swojego orędzia noworocznego wybrał portret Lecha Kaczyńskiego. Dosyć to ekstraordynaryjny wybór, bo nie na przykład galeria byłych prezydentów wolnej Polski tylko ten, którego wyróżnia śmierć w co najmniej kontrowersyjnych okolicznościach, przy czym rozpiętość kontrowersji jest rekordowa bowiem według ugrupowania, z którego wywodzi się Duda prezydent Kaczyński poległ w zamachu przy co najmniej współudziale PO a według innych zginął w katastrofie, do której sam się przyczynił i to drugie zdanie wydają się podzielać kraje należące do sojuszy, których flagi ma Duda po swojej prawej i lewej stronie. O tym, jak dalece podzielają będzie można przekonać się, kiedy zespół Tomczyka upubliczni dokumenty podkomisji Macierewicza - jeżeli upubliczni. A jeżeli nie upubliczni, to PO znowu padnie ofiarą swojego najlepiejwszystkowiedzenia. Póki nie wiemy, czy upubliczni możemy ze spokojem zając się wymową dekoracji. Ta jest bardzo czytelna - mając zapewne lepszą od nas świadomość kończenia się czasu prezesa, Duda postanowił przedstawić się jako lepszy spadkobierca myśli Lecha Kaczyńskiego, czyli - brutalnie mówiąc - odebrać Jarosławowi Kaczyńskiemu nieboszczyka brata.
W każdym razie pojednanie zostało odroczone do czasu aż w PiS wyłoni się nowy przywódca z nową ideą przewodnią ponieważ Mastalerek nie jest w stanie podpowiedzieć Dudzie idei innej niż powołanie podkomisji do zbadanie zamachów na brata prezesa i demokrację a to już było .
Żeby oceniać treść orędzia musiałbym go wysłuchać, ale Duda podobno mówił o swoim umiłowaniu prawa, co musi brzmieć komicznie, skoro na przykład będąc już doktorem prawa mówił o nieułaskawianiu nieprawomocnie skazanych po czym - również jako doktor prawa - sam tego dokonał
