Wieloletni korespondent włoskiej prasy i telewizji w Moskwie, Demetrio Volcic, opowiadał kiedyś w jakimś programie anegdotkę o podsłuchach sowieckich w latach 80-tych.
Zdarzyło mu się w owym czasie być "dyżurnym" korespondentem w okresie noworocznym, co oznaczało, że zamiast jechać do domu do rodziny, siedział w hotelu w Moskwie i witał "Nowyj God" z podobnymi sobie dyżurnymi nieszczęśnikami z innych zachodnich mediów pijąc szampanskoje i zagryzając kawiorem.
W kulminacyjnym momencie, gdy zegary na Kremlu wybiły północ, ktoś z międzynarodowego towarzystwa korespondentów zgromadzonego na imprezie w pokoju hotelowym wzniósł toast "wsiewo charoszewo" w kierunku wiszącej nad stołem biesiadnym lampy.
Nie minęło 30 sekund gdy w pokoju zadzwonił telefon. "Dziękujemy i nawzajem wszystkiego najlepszego w nowym roku" rozległo się w słuchawce.
I co, można kulturalnie?
Można.