Stef 1 Stef 1
343
BLOG

Polska skazana na desanty?

Stef 1 Stef 1 Polityka Obserwuj notkę 2

Desant łódzki, czyli przyjaciele, znajomi i partyjni koledzy ministra Grabarczyka zrzuceni do Ministerstwa Infrastruktury a.d. 2010, o których dziś rano wspomniał w PR Grzegorz Napieralski, desant gorzowski premiera Marcinkiewicza – niemal we wszystkich ministerstwach a.d. 2006 z panią wiceminister i panem wiceministrem i od wieśmac'ów na czele, czy desant siedlecki ministra Tchórzewskiego a.d. 2006-2007 na czele z wiceministrem, którego skąpstwo doprowadziło do śmierci dwojga młodych policjantów, wynajętych przez niego w charakterze darmowych taksówkarzy, nie wspominając już masowym desancie gdańskim a.d. 1991, który do dziś okupuje administrację rządową i spółki SP, zadłużając państwo do granic możliwości.

Oto podstawowy schemat obsady stanowisk państwowych w IIIRP. Schemat zdecydowanie niewydolny, gdyż administracja według niego zbudowana jest w mniejszym systemem zarządzania państwem czy samorządami, a przede wszystkim stanowi system opieki społecznej nad przepracowanymi i „wykrwawionym w wyborczym boju” - jak to obrazowo określił Jacek Kurski – działaczami partyjnymi. Z mojej strony nie ma zgody na dożywianie partyjnych działaczy z budżetu, przeznaczonego na wynagrodznia dla wybitnych specjalistów w służbie publicznej.

Proponuję radykalny zwrot i odejście tego żałosnego klucza na rzecz zasady, którą opisałem w poprzedniej notce „Projekt polityczny”, polegającej na ustawowo zagwarantowanych otwartych konkursach na wszystkie – powtarzam wszystkie – niepolityczne stanowiska w administracji państwowej, agendach rządowych w spółkach SP. Zwycięska partia, względnie koalicja, desygnuje wyłącznie premiera, ministrów i sekretarzy stanu. Pozostałe stanowiska natomiast, czyli podsekretarze stanu, dyrektorzy departamentów i inne pozostające w gestii rządu będą obsadzane w trybie otwartych, transparentnych egzaminów konkursowych.

Nie łudźmy się, żadna z istniejących partii nie będzie zainteresowana rezygnacją z profitów, związanych ze sprawowaniem władzy, do których należy premiowanie własnych działaczy synekurami, pozostającymi w gestii rządu, czy samorządu. Jest to główny mechanizm motywowania dołów partyjnych do działania w sytuacji braku środków na partyjne etaty czy inne tryby wynagradzania.

Podam przykład PiS - partii, którą nadał popieram i będę popierał do czasu powstania nowej formacji optującej za konkursami, względnie przejęcie postulatu przez jedną z partii istniejących, spośród których największe szanse pokładam w PJN. W kampanii 2005 r. starałem się w miarę swoich skromnych możliwości, ograniczonych pracą zawodową, związaną z częstymi wyjazdami służbowymi, wspierać PiS i ś.p. Prof. Lecha Kaczyńskiego. Efekty nie były nadzwyczajne, Udało mi się jedynie zebrać kilkadziesiąt podpisów, rozkleić kilka plakatów i rozdać kilkaset ulotek. Robiłem to wyłącznie dla idei, bo mając ciekawą i świetnie płatną pracę, nie byłem zainteresowany jakimkolwiek stanowiskiem w budżetówce. Po zwycięskich wyborach zadzwoniłem do mojego kolegi, pełnomocnika PiS z ofertą dalszej pomocy. Reakcja jego była typowa dla działacza partyjnego IIIRP: „Nie masz na co liczyć. Mamy wielu takich, co ciężko się w tej kampanii napracowali.”

Otóż dla tego działacza dwie kwestie nie podlegały dyskusji: po pierwsze to, że przy typowaniu kandydatów na stanowiska państwowe nie liczą się kompetencje, lecz zasługi dla partii, szczególnie te poniesione w czasie kampanii wyborczej, a po drugie to, że oferując pomoc, liczyłem na stanowisko rządowe. Tak jest w PiS-ie, a jak jest w innych partiach? Moje doświadczenie wskazuje, że jest jeszcze gorzej, co zilustruję drugim przykładem, tym razem znanym mi z mediów. Chodzi o spotkanie Donalda Tuska z aktywem wrocławskim PO w czasie kampanii 2007 r. Szef PO zaproponował debatę o działalności PO we Wrocławiu, do której jakoś nikt się nie kwapił. Zachęcając do dyskusji powiedział: „Co, boicie się Schetyny?” Czego mieli się bać? Otóż tego, że podpadając Schetynie wypadną z wyścigu szczurów po powyborcze synekury. Nie mogli przecież liczyć na swoje kompetencje, lecz jedynie na wazeliniarstwo względem Schetyny. Było to oczywiste nie tylko dla samych kandydatów, lecz także dla liderów PO z samym Tuskiem na czele. Czy Jarosław Kaczyński pozwoliłby sobie na taki cynizm? Nie znam takiego przypadku, a uczestniczyłem osobiście w wielu spotkaniach z jego udziałem, nie wspominając tych, które obserwowałem poprzez media.

Otóż, proszę Państwa, nie chcę takiej Polski, w której zdolny, wykształcony i pracowity młody duchem człowiek, niezależnie od metryki, zainteresowany karierą w aparacie państwowym, musi przejść przez trzystopniowe sito, czy filtr, utworzony przez działaczy szczebla powiatowego, wojewódzkiego i centralnego. Jak to zmienić, jeżeli nie poprzez powołanie nowej formacji, o ile nie można już liczyć na młodą i ambitną PJN, co zapewne wielu z Państwa, uważa za naiwne? Można sobie wyobrazić inny sposób: przekonać Jarosława Kaczyńskiego do tych postulatów, co oczywiście będzie przejawem jeszcze większej naiwności.

Stef 1
O mnie Stef 1

Autor i promotor projektu e-VAT, upraszczającego i w pełni uszczelniającego system VAT

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka