Mirek krzyknął, blisko dworca:
- Nie zobaczę żadnego Krakowa! Nie będzie żadnej Bracki. Zabieraj moją książkę!
Tego ani ja, ani sam Mirek nie spodziewaliśmy się. Wiedziałam: z całej podróży – nici. Nieodwołalnie.
- I znikaj! Znikaj! – Mirek z siłą, jakiej nie podejrzewał, wypchnął mnie na ulicę.
Stał obrażony, ba wściekły, z miną jakby przełknął kamień. Wkrótce na jego twarzy pojawił się niepokój.
Stał, z pochyloną głową, jakby ciągle jeszcze wstydził się czegoś, o czymś chciał zapomnieć, a nie bardzo potrafił. Poszłam skrajem chodnika. Obie ręce miałam zajęte: w lewej szalik, w prawej książkę. Przycisnęłam ją prawym ramieniem do boku. Nie zdążyłam nawet podnieść głowy, gdy tuż za moimi plecami rozległ się hurkot rozpędzonych samochodów.
Poczułam lekkie szarpnięcie. W szalonym pędzie samochodów przemknęły trzy słowa:
- Mogłem cię zabić.
Chyba trzy. Bo tylko mignęły w mojej głowie.
Ile sekund minęło, zanim się ocknęłam? Z tego nie zdawałam sobie sprawy. Wokół mnie było ciemno, zimno i pusto tak, że byłam niemal przezroczysta. Co się stało? Gdzie się znajduję? A tak, przypomniałam sobie, że poznałam Mirka. Czułam, że znajduję się w pędzącym pojeździe, gdy ten pojazd przyśpieszał, wydawało mi się, że zamieniam się w wiatr. Okropne, słyszałam ulicę. Poprzez hałas dochodził mnie głos Mirka.
- Mogłem cię zabić!
- Żyję?
- Dalej, nie wygłupiaj się!
- Co ze mną?
- Żyjesz.
Samochody pędziły. Hamowały. Znów pędziły, przyśpieszały.
- No, i? – usłyszałam Mirka. Wzięłam się w garść i słuchałam dalej. – Jeśli będziesz ze mną, to prędzej czy później wywiodę cię w pole. Teraz możesz odejść i uratować się – nie wierzyłam własnym uszom. – Czego tu jeszcze czekasz? Zwariowałaś? Jesteś normalna czy nie? – wrzeszczał.
- Nie chce mi się żyć – powiedziałam.
- Rozumiem. Chwileczkę.. Dlatego śpieszysz się na dworzec? Do Krakowa? A więc musi być jak u dentysty.
- Co u dentysty?
- Musi boleć.
Myślisz, że byłbym zadowolony, gdybyś o tak, wpadała pod koła? To by nie było w porządku. Zrozum głupia, to była wódka, prawdziwe wariactwo. Nic z prawdy. Czeka ciebie jeszcze masa ciekawych chwili. Będą noce, i dni, a nawet życie, spodziewam się, że będzie zawsze trochę wodzić za nos, ale.. Z tego wszystkiego nie można zrezygnować, no nie? Mała?
W ciemnościach, zrobiłam się blada, jakbym była płatkiem śniegu. Nie miałam już wątpliwości, byłam w rękach losu.