Nathii M. Nathii M.
120
BLOG

"Przyjaźń", odc. 46

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 9

Odziany w czarny garnitur Sanchez dryfował po pokojach śledząc w miarę możliwości gospodynię dnia. Los rzucił go w szpony szwedzkiego stołu. Ines Guevara zaaferowała się rozmową z jejmością od meczetu w strefie Ground Zero i nakładała sobie drugą porcję sałatki z tuńczyka wzmocnionej sosem na majonezie. Następny w kolejce do uprzejmej wymiany kilku zdań o niczym był właśnie mocujący się z uciekającym po całym talerzu jajkiem Victor.

- Naszą krwią te ich poprawki do konstytucji spisane! - krzyknęła jejmość na odchodne.

Ines znała swojego następnego rozmówcę bardzo przelotnie. Wiedziała kim jest, i że byli sobie przedstawieni kilka lat temu, jednak nie utrzymywali ze sobą kontaktów, ani nawet nigdy nie było im dane przebywać we dwójkę na osobności. Pan Sanchez był wielce kontent, że to właśnie ona uczyni pierwszy krok, gdyż oszczędzał sobie etykiety natręta, która mogła z góry wywołać niechciany dystans ze strony Ines.

- Czy napije się pan ponczu? - spytała łagodnie.

Poncz średnio się miał do jajka z farszem z kremowego serka i łososia, ale widocznie panna Guevara zamierzała również skosztować trunku, więc nie wypadało, by dama piła sama. Sanchez przytaknął. Gestem dziedziczki z epoki "Przeminęło z wiatrem" na balu charytatywnym Ines wypełniła swa pucharki, jeden podając gościowi:

- Głębokie naczynie, dna w nim nie widać.
- Nie wytrzymuje wszakże porównania z głębią pani mądrych oczu.

Rozmowa zapowiadała się na ciekawszą od setek przeprowadzonych do tej pory w trakcie uroczystości, zawężających swą tematykę do kłopotów z podagrą, prostatą, przypuszczalnymi początkami Parkinsona i powracającą padaczką. Ines nie potrzebowała szczególnej zachęty do ulotnego flirtu towarzyskiego na eleganckich przyjęciach, wręcz przeciwnie, uważała tę grę za kwintesencję rautów. Pogrzebowe okoliczności nie były w stanie przesłonić jej rozrywki, zwłaszcza mając na względzie, że wypiła już kilka słabych drinków do towarzystwa.

- Rozumiem, że głębia skrywana pod pańską opaską jest jeszcze bardziej nieprzebrana. Śmiem ufać, jakoby uchylając ją, dostrzegłabym sam środek pana duszy.
- Tak, to nieosłonięte oko jest "teaserem", zachętą, lepem na muchy, reklamą - chrząknął nad ponczem.
- Jakże skuteczną!
- A zatem, mam dla ciebie, droga Ines... mogę chyba mówić do ciebie po imieniu? Zresztą, wszyscy konsultanci starają się tak robić, by nawiązać lepszy podobno kontakt z klientem... Mam dla ciebie specjalny kod promocyjny. Jeżeli podpiszesz ze mną umowę dzisiaj, cena dostępu do mojej duszy wyniesie cię tylko 99 centów. Oferta jest oczywiście ograniczona.

Victor Sanchez uśmiechał się z klasą Humphrey'a Bogarta: tajemniczo i nienachalnie. Gdyby oznajmił jej, że jest szpiegiem, który zamierza ją uwieść i wykorzystać, przyjęłaby to bez obiekcji za pewnik. Opaska faktycznie jej nie odpychała. Całokształt wizerunku nadawał Sanchezowi sznytu mężczyzny dojrzałego i świadomego, a to Ines ceniła. Mimo jej olbrzymiej, głęboko skrywanej słabości do Santiago Zulety uważała go wciąż za chłopca, w dodatku niezrównoważonego psychicznie. W fantazjach wcielała się w doświadczoną panterę i chciała szepnąć mu do ucha: "Hej słodziutki, mam klucz do pokoju na piętrze, zostawmy ten burdel, niech się spali, zajmijmy się sobą". Wizja transformacji w kuguara lekko ją zmroziła. "Czterdzieści lat to przecież jeszcze nie tak dużo..." - rozmyślała. Niewiele zostało osób, przy których Santiago zachowywał się względnie bez kreacji, ale obok Miguela Reyesa i swojej siostry, Ines była jedną z nich. Dlatego nie musiał przy niej ironizować ani trzymać jej na dystans. Ona i Reyes bardzo pomogli dzieciakom zagubionym w Nowym Jorku po dramatycznej stracie rodziców. Ines wiedziała jednak, że na Santiago nie może sobie pozwolić - przede wszystkim ze względów moralnych. W końcu jej długoletni kochanek spełniał dla chłopaka rolę przybranego ojca. A poza tym, kwestia od której nie dało się uciec - charakter Santiago. Panna Guevara nie chciała stracić kontroli nad sercem dla najmniej odpowiedniego partnera w całych Stanach. Z kolei każdy wyważony w jej obecności gest Victora Sancheza napawał ją spokojem. Właśnie uzupełnił jej kieliszek i przyozdobił go plastrem pomarańczy. I chyba dlatego wyszeptała:

- Hej, słodziutki, mam klucz do pokoju na piętrze...

Odcinek 1

Odcinek 45

Odcinek 47

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura