Nathii M. Nathii M.
125
BLOG

"Przyjaźń", odc. 67

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 8

Z trudem, ale udało się Santiago przemycić historyjkę o rzekomym wyjeździe Ines do kraju przed wyborami parlamentarnymi, gdzie niby miała udzielać poparcia FARC i nawoływać do oddawania głosów na Partię Komunistyczną Kolumbii. Kiedy opadł stres, poczuł się naprawdę słabo. Za dużo we mnie ludzkich reakcji ostatnimi czasy. W dodatku zaraz zluzuję sznurek tej bestyjce na dole. I co ja mam zrobić z takim diabłem? Przecież to jest słodkie, a będzie chciało gryźć.
- Milion dolarów za pana myśli. - Fonsie nadciągnął bezszelestnie.
- Stać cię? Myślałem, że zbierasz na lobby homoseksualistów.
- Wezmę kredyt hipoteczny.
Pan Zuleta opowiedział mu prawdziwą historię z planami, Sanchezem i panną Guevarą. Ktoś musiał w końcu pomóc w organizacji urodzin w stylu militarnym, jednocześnie zachowując tajemnicę przed gośćmi.
- ...i do tego zastanawiam się, czy Sanchez w ogóle coś do niej czuł. Z jej zachowania wnioskuję, że pewnie tak. A trzepnął ją z obawy o własny cholerny tyłek.
- Wiem, że pan nie chce trzepnąć Anny, ale pan by zrobił to samo w sytuacji zagrożenia.
Santiago uważnie spojrzał Fonsiemu w oczy. Rzeczowa odpowiedź nie przeszła mu przez gardło. To było szalone pytanie wymagające odpowiedzi całkiem od czapy.
- Oj, przetrzepałbym ją. I to jeszcze jak.

Wieczorem we własnej osobie odwiedził bestyjkę. Leżała bezwładnie na kanapie, bardzo smutna. Na widok Santiago zadbała o hardą minę połączoną z wydęciem ust: "mnie to nie dotyczy".
- Grałaś w "Tetris"? Pewnie nie, gównażeria tego nie zna. To są takie klocki...
- ...które spadają z góry ekranu i się układają w rządki. Wiem.
- Mogłem grać przez kilka godzin, a potem śniły mi się całą noc. Kiedy wyłączę prąd, a zrobię to teraz, ponieważ nie lubię przekrzykiwać się z maszynerią, będziesz miała ten hałas w głowie jeszcze przez dwa dni.
- Super. Uwielbiam go.
Chłopak wyciągnął wtyczkę z gniazdka i wślizgnął się do "komnaty". Położył rękę na kolanie Anny.
- Wszystko się układa po mojej myśli. Ale nie martw się, jutro zabieram cię na randkę. Jeżeli masz wkrótce umrzeć, powinnaś chociaż zobaczyć Statuę Wolności i Broadway. Koniec z brudnymi, obszarpanymi ciuchami. Będziesz ubrana w krótką, czarną sukienkę, pod makijażem, i w szpilkach. Niestety, nie mam litości dla twojego kolana. Obcasy wystukają ci plany ucieczki z głowy. Nie chcę, żeby coś zmąciło jutrzejszą atmosferę, dlatego ostrzegam teraz: jeden twój nieprzemyślany ruch i strzelam.
- Mhmm.
Anna mruknęła z niedowierzaniem, bo znalezienie się poza klatką brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. I co, do jasnej cholery, ma oznaczać, że wszystko idzie po jego myśli? Co znowu spieprzył Sanchez? Faktycznie, aż nie wiadomo, czy ucieczka ma sens, gdy stoi się na niepewnym gruncie. A może pan elegancik blefuje? Była rozkojarzona gamą opcji. Rozmówca nie kwapił się do wyjaśnień. Na każde pytanie miał gotową odpowiedź: jutro.

Victor wynajął pokój w hotelu Hyatt na rogu sto dziewiątej i czterdziestej drugiej, czyli tuż przy Grand Central. Uronił kilka łez nad zmarłą kochanką, po czym zaczął się usprawiedliwiać. W jej oczach był strach, a te każe robić ludziom głupstwa. Mając do wyboru moje życie i jej życie... sprawa jest jasna. Żałoba czym prędzej ustąpiła miejsca euforii. Przy Madison Avenue miał swój gabinet Rafael Valenzuela. Zaraz go odwiedzi i triumfalnie położy mu na biurku łup.

Na dwupiętrowy apartament w sercu Nowego Jorku stać było najbogatszych. A i tych nie zawsze tam chętnie widziano, chociażby po dziwacznych ekscesach Johna McEnroe, który w wieżowcu przy Central Parku zwykł ponoć blokować windę na swoim piętrze, aby mieć do niej stały dostęp. Pan Valenzuela w wieku pięćdziesięciu dwóch lat nosił się szykownie i zachowywał bardzo uprzejmie. Wyglądał jak skrzyżowanie młodszego Roberta de Niro ze starszym Andy'm Garcią, więc można go było uznać za przystojnego. Lubił się otaczać luksusowymi przedmiotami: posiadał kilka jachtów, kolekcję obrazów, a na ścianach w jego gabinecie wisiały perskie dywany. Towarzystwo go zaakceptowało jako sąsiada, mimo pewnych podejrzeń co do profesji. Tamtego wieczora wtulał się głębiej w skórzany fotel i rozkoszował widokiem szarzejącego nieba oraz rozświetlających je stopniowo świateł neonów. Jedynie wypełniona niepokojem iskierka paliła jego stan wewnętrznej równowagi. Na słowa "Victor Sanchez do pana" wydobywające się dźwięcznym tonem z głośnika skurczył mu się żołądek.
- Rafaelu, misja wykonana. Mam to, czego nam potrzeba - Sanchez machał aktówką.
Valenzuela wstał, opierając ręce o biurko.
- Co z nią?
- Jest bezpieczna, nie musisz się martwić. Owinęła sobie tych pożal się Boże gangsterów dookoła palca.
Szef mafii rozważał, czy to powód do szczęścia, czy też raczej do poważnego zmartwienia. Victor nie dał po sobie poznać, jak bardzo go ukłuło, że los Anny był ważniejszy od zdobytych przez niego własną krwią informacji. Ona pokpiła sprawę. On - wygrał.
- Dobrze, dobrze. Dziękuję. Świetna robota. Masz to od Ines? Majstersztyk.
- Też tak uważam - nieskromnie wyznał Sanchez. Valenzuela się uśmiechnął i podali sobie przez biurko ręce.

Odcinek 1

Odcinek 66

Odcinek 68

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura