MSPrzepiorka MSPrzepiorka
1508
BLOG

Kelnerzy w służbie ABW?

MSPrzepiorka MSPrzepiorka Polityka Obserwuj notkę 12

Ostatnio mnie tknęło, że nie zauważyłem aby ktoś zwrócił uwagę, że tak naprawdę ta cała akcja z taśmami wydaje się nie mieć najmniejszego sensu. Wygląda bowiem na to, że nie ma strony z motywem, a czas odpalenia afery wydaje się być, mówiąc ministerialnym językiem, z dupy wzięty. Zadałem sobie trud rozpatrzenia wszystkich w miarę realnych rozpatrywanych w mediach różnej proweniencji teorii i hipotez odnośnie „ktosiów” stojących za nagraniami i ich ujawnieniem. Dla ułatwienia, rozpisałem na punkty, później zajmę się wyłuszczeniem moich przemyśleń:

1.      Obce służby

a.      Ruscy– bez szans, nie odpalaliby tak łatwo sterowalnej kwitami na Smoleńsk i umowy gazowe ekipy, a w szczególności Sikorskiego, który zachowuje się niemal jak agent wpływu bez wyraźnej przyczyny. Argumentacja, że chcą silą zająć Ukrainę i stąd próba paraliżu Polski to mrzonki – w temacie Ukrainy nie możemy tak naprawdę nic, a Sikorski/Tusk ciągle zerkają w stronę Berlina, czy dobrą linię w temacie trzymają. Odpada.

b.     USA– nie widać motywu, „nieoficjalne” stanowisko Sikorskiego musieli znać wcześniej i szoku w ichniej dyplomacji to raczej nie wywołało. Przy tak mięciuchnym rządzie i tak przepchną tutaj co chcą, niezależnie od utyskiwań pana Radka. Za małe pikusie jesteśmy, żeby chodziło o jakieś rozgrywki na poziomie regionalnym. Odpada.

c.      Niemcy– znów pojawia się pytanie po co? Po hołdzie berlińskim Sikorskiego i przy wiedzy o jego realnym nastawieniu do USA mogą grać, jak im się żywnie podoba. Przy tym rządzie mogą sobie bez oporu mordować na przykład nasz przemysł węglowy, czy wyrzynać lokalną konkurencję dla swoich stoczni przy pomocy UE. Brakuje motywu, chociaż nie da się wykluczyć, że Angela dźga tuskowego robaczka z czystej, sadystycznej przyjemności… Odpada, jeżeli wykluczymy scenariusz sado-maso na poziomie międzypaństwowym.

d.     UK– jedyny motyw, jaki widzę, to chęć doprowadzenia do stanowczego polepszenia jakości rządów w Polsce, co pozwoliłoby na wytworzenie warunków gospodarczych ściągających z powrotem do kraju nadmiar tamtejszej polonii. Jakkolwiek kuszący scenariusz, to raczej ciężko podejrzewać Brytyjczyków o tak daleko posuniętą dobrą wolę. Odpada.

e.     Reszta Europy– ma nas generalnie w dupie, nic nie znaczymy. Dodatkowo taka zabawa w kontekście ichnich problemów lokalnych nie wiem co miałaby mieć na celu. Odpada.

2.      Opcje wewnętrzne:

a.      PiS– jest po prostu za wcześnie, za daleko do wyborów, żeby to się Kaczyńskiemu opłacało. Rządowe media już zwarły szyki po inicjalnym szoku i zagrzebują, rozmywają i zakrzykują. Zachowanie Tuska przyjmującego postawę zaspawania się na stołkach i zabarykadowania w gabinetach była łatwa do przewidzenia. Ryzyko ukręcenia i zamiecenia tematu jest stanowczo za wysokie tak daleko od wyborów. Platforma, mając w posiadaniu wszystkie organy państwa jest w stanie wytworzyć złudzenie powracających tłustych lat, choćby stosując metody opisywane przez „bohaterów” taśm – tu się dodrukuje, tam puści Stonesów bez biletów i złe wrażenie się zatrze. Odpalenie tych materiałów pół roku przed wyborami, może cztery miesiące miałoby w takim scenariuszu sens. Teraz jest po prostu zbyt ryzykowne z politycznego punktu widzenia. Odpada.

b.     SLD– osłabienie PO jest Millerowi na pewno na rękę, w sytuacji, gdy szykuje się on do koalicji z Tuskiem (lub jego następcą). Problem polega na tym, że walnięcie takim materiałem jest diablo ryzykowne – odwrotnie jednak niż w przypadku PiS, istnieje ryzyko, że PO stoczy się po takim ciosie do poparcia w obrębie 10-15%, co by oznaczało, że cały misterny plan w łeb weźmie. Zbyt ryzykowne, odpada.

c.      PSL– właściwie zerowe szanse. Ludowcom chodzi wyłącznie o utrzymanie się przy cycu Ministerstwa Rolnictwa i miliarda podległych agend i spółek. Żaden ferment nie jest im po prostu na rękę i przeszkadza tylko w ssaniu cyca, ponieważ skupia uwagę na wszelkich machlojach rządzących. Siłą rzeczy również ich. Odpada.

d.     Palikot, Gowin, Ziobro– mizerne szanse. Posłowe (czy też ich resztki) tych formacji mają właściwie zerowe szanse na reelekcje, również w przypadku przedterminowych wyborów. Przepływ wyborców z PO będzie właściwie tylko w stronę SLD i rezygnacji z wyborów. Aktywizacja nowych wyborców pójdzie do KNP (młodzi) i PiS (starsi). W takim układzie można zakładać, że chcą oni po prostu dojechać do końca kadencji i pociągnąć tyle fruktów, ile się da w tym czasie. Ryzyko przedterminowych wyborów raczej ich przeraża – vide ekspresowy doskok SP do PiS w nadziei na przyjęcie z powrotem na łono. Odpada.

e.     Komorowski– pewnie chciałby zostać prezydentem na kolejną kadencję, a otrzymuje jasne sygnały, że PO go finansować nie będzie, bowiem szykuje się na to stanowisko Donalda, w razie jakby mu nie wyszło z „Europą”. Pojawiającą się plotkę, jakoby Bronek montował na bazie Schetyny, Dorna i Giertycha „swoją” partię mogą sobie i być prawdziwe, nie zmienia to faktu, że taki projekt nie ma szans na przejęcie władzy, czy nawet posiadania jakiegokolwiek znaczenia w przyszłym parlamencie (zakładając, że się do niego jakimś cudem dostanie). Prezydent wywodzi się przecież z PO, ryzyko, że oberwie błotem w ramach rewanżu, jakby się starzy kumple połapali w intrydze jest zabójczo wysokie. Ciężko uwierzyć, że na Bronka gdzieś kwity nie leżą – szczególnie mając w pamięci jego co najmniej dwuznaczne związki z co bardziej skompromitowanymi oficerami WSI. Mało prawdopodobne, ale niewykluczone – pokażą kolejne taśmy.

f.       Spisek kelnerów, sprzątaczek i podtatusiałych BOR-owców– jeżeli ta teoria jest prawdziwa, to uczestnicy akcji są skrajnymi imbecylami. Szantażowanie prominentów powinno być dosyć dochodowym przedsięwzięciem, ekipa ta więc powinna spać na wagonach lewej gotówki. W momencie odpalenia tych taśm, jeżeli zrobili to z dobroci serca (co jednak kłóci się z inicjalnym przypisywanym im motywem, powiedzmy „zarobkowym”), powinni teraz znajdować się w ciepłym kraju, w którym nie zadaje się majętnym obcokrajowcom niewygodnych pytań o źródła zarobkowania, i który nie posiada umowy ekstradycyjnej z Rzeczpospolitą. Efekty wrzucanych przez siebie w wentylator fekaliów powinni sobie teraz oglądać w telewizji, popijając drinki z palemką. Sam fakt, że na pierwszy sygnał o ujawnieniu tych taśm nie spakowali manatek i nie przystąpili do natychmiastowej emigracji raczej wyklucza taki scenariusz. Zresztą, po co zarzynać kurę od złotych jajek? No, chyba że się pojawia wspominana w dzisiejszej GW „tajemnicza osoba trzecia”. Ale w takim układzie, też powinni wiać w podskokach. Odpada.

g.      Zemsta służb– za małe prawdopodobieństwo wycięcia ze stołków bieżących ludzi. Jasne, krzywdę im te nagrania robią, ale za daleko do wyborów, żeby mieć pewność na skuteczne pozrzucanie ze stołków (podobnie jak dla PiS). Poza tym, stawiam, że służby są cierpliwe i potrafią się na mniej spektakularne sposoby odgryzać. Tutaj za dużo reflektorów, pewne maksymalne spięcie ludzi wiernych władzy, ryzyko wpadki zawsze jakieś jest. Nie widzę tego, odpada.

W porządku, jak widać powyżej niw wydaje mi się, by którakolwiek z krążących teorii miała jakiś sens – większość w ogóle kupy się nie trzyma, niektóre są jakoś tam prawdopodobne, ale wymagają założenia chęci podejmowania dzikiego ryzyka ze strony implikowanych inicjatorów.

Spróbowałem więc podejść do tematu od nieco innej strony, oto co mi wyszło, zaczynając od hipotez (czystych) na temat możliwych przyczyn powstania nagrań.

Teoria kelnerów, czyli zbieg okoliczności.

Przyjąłem założenie, że prawdziwa jest plotka o inicjacji całego procederu przez kelnerów w celach zarobkowych. Uzasadnionym jest twierdzenie, że jeżeli szantażowali iluś tam znanych i wpływowych biznesmenów, temat nie mógł długo pozostać tajemnicą. Powiedzmy, że jeden z nich się spił i pozłorzeczył nieco w nieodpowiednim towarzystwie na przykrość, jaka go spotkała. Albo któryś akurat ma kumpla ze studiów, który siedzi w ABW, SKW czy innym trzyliterowym skrócie z możliwościami. Roboczo załóżmy drugą teorię.

Kumpel sprawdza temat, znajduje bez większego trudu, co, kto i jak – kumpel biznesmen zapamiętał przecież, gdzie i z kim gadał. Rozpracowanie amatorskiej siatki nie zajmuje mu wiele czasu, właściwie sprawę prowadzi po godzinach i nie informując zwierzchników – na razie nie ma tematu przecież, a i kolega prosił o dyskrecję.

Po ogarnięciu całości operacji zarobkowej kelnerstwa, pozwala sobie na mały szantażyk w stronę szantażystów – oddajecie materiał, odwalacie się od <tu wstawić nazwisko> i załatwiamy sprawę po cichu, albo jutro o 6 mleczarz przyjdzie w kominiarce. Dotychczasowe nagrania zmieniają właściciela. Pan oficer, wiedziony czystą ludzką ciekawością, zaczyna sobie słuchać do poduszki, o czymże to sobie gaworzą nad kotletem możni tego kraju.

Z kalejdoskopu dziwkarstwa i ciemnych interesików ze sfer biznesu wyławiać zaczyna raczej niepokojące rozmowy wysokich urzędników, zarywa kolejne noce i wydłubuje rozmowy, od których mu się jeży wszystko wszędzie. Chłop jest w gruncie rzeczy porządnym człowiekiem, może i patriotą, szedł do służby, bo chciał kraju bronić. Rozważa pokazanie zdobytego materiału sowim przełożonym – wcześniej jednak postanawia posłuchać jeszcze trochę… i trafia na, powiedzmy, rozmowę swojego szefa, niedwuznacznie wskazującą, że przekazanie mu tych nagrań skończy się bardzo źle dla przekazującego i bardzo dobrze dla nagranych. Wiara w służbę mu nieco siada, facet zaczyna kminić, co w takim razie by tu dalej.

Dochodzi do wniosku, że może działać wyłącznie na własną rękę. Postanawia zwerbować szantażowanych wcześniej kelnerów do swojej prywatnej siateczki. Studio nagrań rusza na powrót pełną parą…

Teoria sumienia, czyli akcja planowa.

Ta wersja zakłada, że teoria o udziale kelnerów jest wrzutką mającą na celu wygenerowanie punktu zaczepienia dla rządowych mediów dla pociągnięcia narracji torem oddalającym debatę od zawartości taśm.

Historia tym razem jest prosta – faceta ze służb albo ruszyło sumienie, jeżeli sam był umoczony, albo próbowano go umoczyć, przy czym usłyszał parę rzeczy, które go przejęły i pchnęły do działania. Tak czy inaczej, postanowił wysadzić układ.

Facet bierze się za to, co robi najlepiej – rozpracowuje układ. Ustala (pewnie ku swojemu przemożnemu zdziwieniu), że prominenci regularnie spotykają się po co lepszych knajpach w stolicy i paplają radośnie o dowolnie brudnych machinacjach, tudzież opowiadają w formie anegdot o tajnych operacjach specjalnych. Kombinuje w międzyczasie na lewo kilka kawałków „techniki” (co przy 2 mln oficjalnie działających podsłuchów pewnie nietrudno) i podpina w odpowiednie miejsca. Od tego momentu wymienia karty pamięci i słucha…

Czas na część wspólną

Niezależnie od motywacji i obranej ścieżki działania, facet jest myślący. Nie wali okruchami, które zbiera na początku, czeka na pojawianie się lepszych kasków – im bliżej wyborów, tym robi się ciekawiej. Trafia na rozmowę Belka – Sienkiewicz. Notuje wyimki i czeka. Postępy sprawy może śledzić przeglądając proces legislacyjny przez Internet. We wzmiankowanej ustawie zaczynają pojawiać się postulowane przez Belkę zapisy, blokuje je Rostowski. Póki co, wszystko się zgadza, ale temat wciąż nie jest pewny. Czeka dalej. Pod koniec 2013 Rostowski wylatuje, na jego miejsce przychodzi pozbawiony zaplecza politycznego Szczurek. Dzień po jego zaprzysiężeniu opublikowana zostaje kolejna wersja ustawy, tym razem zawierająca wszystkie postulaty Belki. Facet z taśmami ma teraz pewność, że plan jest realizowany zgodnie z wynikiem negocjacji prezesa NBP i ministra. Teraz już tylko wyczekać na odpowiedni moment – najlepiej klepnięcia niebezpiecznej ustawy przez rząd. Po drodze można jeszcze poszerzyć arsenał, szczególnie, że wierchuszka władzy wręcz błaga o uwiecznianie konwersacji o tym, „jak się robi historię”. Jeszcze przez kilka miesięcy przyjdzie powymieniać karty pamięci…

Podsumowanie

Wyszedłem w powyższych rozważaniach od kompletnie, jak mi się wydaje, pomijanej możliwości, że zyskuje na tej sytuacji nie jakiś konkretny podmiot, ale MY. Zwykli ludzie. Ktoś bowiem zerwał, choćby na krótki moment, zasłonę dymną stawianą przez media masowe i pokazał w świetle jupiterów faktyczny poziom indywidualny ludzi, którzy nami rządzą, a także układ o znamionach mafijności, rozciągający się w poprzek instytucji państwa. Pokazał jasno, ustami samych zainteresowanych, jak kształtują się ich cele i metody ich osiągania, jak pojmują państwo i gdzie leżą ich prawdziwe lojalności – bynajmniej nie w stosunku do ich wyborców. Po prostu pozwoliłem sobie założyć, że „ktoś za taśmami” ma czyste intencje. Może to naiwne, ale jest to tak naprawdę jedyna teoria mi pasująca, inne są po prostu bez sensu w świetle dostępnych danych.

Wybór czasu opublikowania pierwszej transzy pozwolił na maksymalne uwiarygodnienie materiału i rozwianie wątpliwości typu „oni to sobie tak mogli gadać”, przy jednoczesnym umożliwieniu niedopuszczenia do przyjęcia kluczowej ustawy będącej efektem mocno szemranego układu. Dorzucenie taśmy zawierającej wprost kryminalne knowania Nowaka i Parafianowicza, choć o mniejszym kalibrze, nie pozwoliło na dywagacje o „jednostkowym przypadku” i zapewniło „paliwo” dla mediów na cały tydzień – tematu nie dało się już przykryć.

Wypuszczenie informacji, że kolejne do ujawnienia będą taśmy Bieńkowskiej, Tuska, Kulczyka itd. wygląda na balonik próbny. Warto zauważyć, że pojawienie się tej informacji zbiega się w czasie z panicznie gwałtowną zmianą kierunku działania prokuratury i ABW w stosunku do Wprost, skutkującą tragifarsą w siedzibie tego periodyku.

W końcu pojawia się inny zestaw taśm, poszerzający grono skompromitowanych o kolejnych ministrów. Możliwe, że zmiana wynika z obawy, że w przypadku próby wypuszczenia oryginalnej składanki do Wprost zapuka skuteczniejsza ekipa, a sama tuba zostanie „spalona”?

Kolejną przesłanką jest wybór medium. Wprost wydaje się idealnym wyborem, służącym dostarczeniu i uwiarygodnieniu informacji jak najszerszemu kręgowi odbiorców. Użycie Do Rzeczy, W Sieci, czy innego medium kojarzonego z prawicą – czy szerzej, z opozycją pozwoliłoby na zakrzyczenie lub wygaszenie w mgnieniu oka tematu przez mainstream. Próba użycia mediów jednoznacznie kojarzących się z władzą, jak Wyborcza czy Newsweek obciążona byłaby niebagatelnym ryzykiem niewyemitowania nagrań i ostrzeżenia zainteresowanych. Wprost kojarzony jest w obu środowiskach, często pozytywnie – za czasów Marka Króla było to czasopismo zorientowane wolnorynkowo i, z natury rzeczy, dosyć antysystemowe. Późniejsze rządy Lisa w tej redakcji diametralnie zmieniły jego charakter i zaowocowały pozytywnymi skojarzeniami w tzw. „lemingradzie”. Na dodatek, tygodnik miał ostatnio problemy finansowe, co właściwie zapewniało, że redakcja nie przepuści takiej okazji na podratowanie kasy spółki. Lepiej wybrać się nie dało.

Nie jestem przekonany, że moja teoria jest poprawna, jednak kierując się powiedzeniem znajomego guru programowania, „Jeżeli wykluczysz wszystkie prawdopodobne możliwości, poważnie rozważ te, które z początku uznałeś za niemożliwe” wygląda to właśnie jak opisałem. Sporo zapewne wyjaśnią kolejne ujawniane materiały – to, czy pojawią się na nich ludzie prezydenta, czy wyemitowane w końcu zostaną taśmy, których sama zapowiedź wywołała taki popłoch „waadzy”… Pożyjemy zobaczymy. Może jednak zdarzają się porządni ludzie w odpowiednich miejscach i w odpowiednim czasie?

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka