Tecumseh Tecumseh
31
BLOG

Imigranci

Tecumseh Tecumseh Kultura Obserwuj notkę 0
Miłość w czasach Światowida
odc. 2: Imigranci


Zegar w holu tykał cichutko. Kamil Winiarski chodził nerwowo pomiędzy wyjściem a recepcją. Było już mocno po dziesiątej i poranny gwar w budynku na ulicy Czerskiej powoli przeradzał się w przedpołudniowy bezruch. Czas mijał, a oczekiwana przez dziennikarza osoba nadal się nie pojawiała.

Wreszcie drzwi otworzyły się i stanęła w nich ta osoba, której oczekiwał dziennikarz. W każdym geście ciała spóźnionego przybysza było widać silne zdenerwowanie. Zaskakująco młoda twarz wyrażała solidny przestrach. Winiarski zapomniał w jednej chwili o swojej przygotowanej zawczasu długiej i wyjątkowo kąśliwej tyradzie.

- Ty jesteś Ernest Burns? Chyba nie przestawiłeś czasu z irlandzkiego na nasz - rzucił złośliwie.
- Przepraszam... najmocniej... naprawdę starałem się... na czas - wychrypiał Burns z miną zbitego psiaka. - Zdążymy? - spytał.
- Jeśli nawet, to najlepsze miejsca już nam pozajmowali - burknął Winiarski i sięgnął do kieszeni po plastikową kartę. - Nie zgub, bo to dwie stówki w plecy i tydzień uziemienia. A teraz jazda do samochodu.

Zaczęli biec. Winiarski pomimo swojej czterdziestki na karku parł do przodu jak byk rozdrażniony czerwoną płachtą. Burns ledwo dotrzymywał mu kroku, a kiedy dotarli do granatowego fiata stellare, był cały lepki od potu. Winiarski zerknął na niego z błyskiem satysfakcji w oku. Zajęli miejsca. Samochód ruszył spod Czerskiej z piskiem opon.

- Pamiętasz, co dziś się kroi? - ni to zapytał, ni to stwierdził Winiarski sunąc przez miasto. - Przyjechał Laszlo Blanar, nowy komisarz UE. Ma to być niby wizyta gospodarska, ale wiadomo, że będzie chciał namawiać nas na przyjęcie wspólnej polityki imigracyjnej, której my oczywiście nie chcemy. Znowu kurna wychodzi, że stawiamy się w poprzek całej polityki unijnej. To jakiś pieprzone fatum. Co dla całego Zachodu było trucizną, dla nas stało się lekiem. Fakt, że lek ten powoduje też pewne skutki uboczne, ale i tak cała polska scena od lewa do prawa chce otwartych granic na świat. Kiedy znów inne kraje rzygają imigrantami. Zupełnie tak, jakby do nas trafiali ci lepiej wykształceni i mniej awanturujący się.

Winiarski mówił szybko, Burns słuchał. Znał unijne prawo migracyjne z własnego doświadczenia, choć problemy zwykłych ludzi okazywały się jak zwykle zupełnie inne od rzeczy, o które kłócili się politycy i publicyści. Po kwadransie byli na miejscu.

Na sali konferencyjnej zastali już tłumek dziennikarzy, ale komisarz z premierem jeszcze nie przyszli. "Masz szczęście żółtodzioba" - mruknął Winiarski, zajmując wolne miejsce w kącie. Dosłownie chwilę później konferencja się rozpoczęła.

Laszlo Blanar nie mówił zbyt długo, swoje stanowisko zaprezentował w kilku zdaniach. Każde z nich idealnie nadawało się do zacytowania. "Za wspólnotą gospodarczą musi iść zgodna, wolna od lęków i uderzający w interes całej Unii ambicji, polityka imigracyjna - chaos grozi destabilizacją i zaprzepaszczeniem bogatego dziedzictwa kulturowego wytworzonego poprzez ponad pół wieku również przez Polskę i Węgry. Przemawiający po unijnym komisarzu polski premier miał słabszą i mniej porywającą wypowiedź. "Tę różnicę w stylu przemawiających należy zaznaczyć" - szepnął Winiarski Ernestowi, który notował zawzięcie na swoim służbowym tablecie. Burns posłuchał. Całość uwieńczył komentarzem: "Przyjęcie nowego prawa uderza jedynie doraźnie w polskie interesy. Jakkolwiek, od początku ustanowienia tak zwanych 'Ustaw Sofijskich' otwierających unijne granice dla imigrantów z całego świata i zezwalających krajom na swobodne podpisywanie bilateralnych umów z innymi krajami, w kuluarach PE uzgodniono, że jest to rozwiązanie tymczasowe, a przepisy zostaną ujednolicone w celu osiągnięcia dla państw Unii lepszych pozycji negocjacyjnych. W dalszej perspektywie jest to dla Polski hamulec bezpieczeństwa, chroniący ją przed zamieszkami i trudnościami związanymi ze społeczną adaptacją nowych obywateli Europy."

Burns postawił kropkę, ale po przejrzeniu całego tekstu pokręcił z dezaprobatą głową. "To nie tak powinno wyglądać" - pomyślał. "Podstawowa zasada, informacje osobno, komentarz osobno. To będzie całkiem do przerobienia!". W tej samej chwili Winiarski szturchnął go.

- Idziemy, szybko! - mruknął konspiracyjnie. - Trzeba dać do wydania internetowego przed innymi!

Podobnie myśleli chyba też inni, bo tłum zbierający się do wyjścia napierał prawie tak, jakby ogłoszono alarm pożarowy. Burns z Winiarskim włączyli się do tego nurtu, nieznacznie pomagając sobie łokciami. Nagle Burns zderzył się z kimś tak mocno, że omal się nie przewrócił. Odwrócił głowę i ujrzał wysokiego, umięśnionego młodzieńca, którego tors niemal rozsadzał przyciasną marynarkę.

- O, Boże! - krzyknął Burns. - Nie mógłbyś, człowieku, trochę uważać?

Na twarzy chłopaka odmalowało się głębokie oburzenie. Jego reakcja zaskoczyła Burnsa kompletnie. W jednej chwili młody drągal wymierzył Burnsowi solidny policzek i drżącym głosem wyrecytował:

- Nie będziesz wzywał imienia Pana, B-ga twego do czczych rzeczy!

Powszechny wyścig w kierunku wyjścia został przerwany. Jak piranie, które polują na kąpiące się młode Indianki, tak i wokół nich zaczęli zgromadzić się dziennikarze i fotoreporterzy gotowi złapać na żywo szykujący się skandal. Główni sprawcy zamieszania stali naprzeciwko siebie, oboje zaskoczeni biegiem wydarzeń. Do drągala podszedł energicznie znany Burnsowi z widzenia dziennikarz "Naszej Rzeczpospolitej" i ujął go pod ramię. "Co w Ciebie wstąpiło, Wasyl!", warknął drągalowi do ucha, szybko opuszczając sale. Winiarski dał gestem do zrozumienia, że również powinni oddalić się jak najszybciej. Podczas całej drogi do samochodu nie zamienili ani słowa.

Już poza zasięgiem mikrofonów i obcych uszu Burns zaklął. Bardzo soczyście. Niewiele mu ulżyło.

- Welcome in the real world! - powiedział Winiarski, najwyraźniej całkiem rozbawiony całą sytuacją. - Podejrzewam, że nie wiesz, że mówienie pewnych rzeczy publicznie może obrażać czyjeś uczucia religijne?

Burns wykonał obraźliwy gest, zbyt zbulwersowany, żeby skomentować.

- Wbrew temu, co dzisiaj widziałeś, Wasyl to zmyślny chłop. Jest z drugiej strony barykady, ale ma tęgie pióro no i chody u swojego naczelnego. Jeśli planujesz się odegrać, lepiej zapomnij. Już lepiej poczekać aż sam przeprosi.

- No sorry, Kamil, ale naruszenie nietykalności cielesnej podpada pod paragraf! Mam każdemu sobie pozwalać bić w gębę ?! - zaperzył się Burns.

- Obraza uczuć religijnych też - Winiarski spojrzał na niego z ojcowską troską. - Ale nie martw się. Mamy z Rzepą pakt o nieagresji. Wszystko załatwimy tak, że będziesz prosił Wasyla, żeby cię jeszcze raz uderzył - dodał ze śmiechem.

- Pakt o nieagresji?

- Żadnych pozwów w sądzie, ataków personalnych, grzebania w rodowodach, finansach, nic co by mogło podważyć reputację jednej albo drugiej strony. Chcemy kierować tym naszym polskim Titanikiem w różne strony, ale robimy dziury w pokładzie. Prosty, dżentelmeński kodeks honorowy. I tyczy się również ciebie.

Burns trawił przez chwilę otrzymane informacje. Wreszcie westchnął i powiedział zrezygnowany:

- Wiesz co, po prostu jedźmy. Muszę całą relację od nowa napisać od nowa...

- Oj tam, nie jest źle. Zaglądałem ci przez ramię.

- Ale...

- Więcej optymizmu, mniej krytycyzmu! - nasi redaktorzy wyciągną interesującą treść do gazety nawet jak dasz im paragon z hipermarketu. Tylko najlepiej już im prześlij to co napisałeś.

Niewidzialne bity informacji szły w eter. Fiat stellare przedzierał się dzielnie przez zatłoczone ulice. Winiarski tłumaczył szczegóły kolejnego zadania, a cała historia z konferencji odchodziła powoli w niepamięć. Lecz nagle stary dziennikarz się zaśmiał i rzekł:

- Ej, a ty wiesz, że ten Wasyl też jest imigrantem? Nawet w pewnym sensie pasujecie do siebie. Jak rodzeni bracia.

- Tylko ja nie mam w zwyczaju bić ludzi po twarzy - odrzekł Burns z przekąsem.

- To akurat szczegół. - powiedział Winiarski. - Już my cię tego nauczymy...

Tecumseh
O mnie Tecumseh

"Prawie każde pokolenie ma całkiem nowy konserwatyzm kością w gardle stający konserwatywnym ojcom." Armin Mohler "UE jest skazana na niepowodzenie, gdyż jest czymś szalonym, utopijnym projektem, pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów." Margaret Thatcher "Często słyszymy o potrzebie wyboru między lewicą i prawicą. Chciałbym jednak zasugerować, że nie istnieje coś takiego, jak lewica i prawica. Jest tylko góra i dół. Możemy podążać w górę, w stronę naszego odwiecznego snu – wolności jednostki, powiązanej jednocześnie z prawem i porządkiem, lub w dół – w stronę totalitaryzmu. Ci, którzy chcą poświęcić naszą wolność w zamian za opiekę społeczną i bezpieczeństwo, wybrali ścieżkę wiodącą w dół." Ronald Reagan

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura