Pisząc te słowa nie jestem skłonny ani trochę do popadania w jakiekolwiek formy sentymentalizmu. Jeśli więc ktoś jest bardzo "oczarowany" mainstreamowymi artykułami, wywiadami itp., lektura tego wpisu może być nienajlepszym pomysłem. Nie piszę akurat na temat, który powraca co roku jak bumerang: "Czy wzniecenie Powstania Warszawskiego było słuszne?". Uważam, że jest on godny uwagi, ale też nieco wyeksploatowany.
Jedną z rzeczy, za które najbardziej cenię sobie polski ruch oporu podczas okupacji, było posiadanie szerszego spojrzenia i działalność pod hasłem "Dziś - jutro - pojutrze". Nauka na tajnych kompletach i naradzanie się nad przyszłością kraju wydaje się być czymś mało widowiskowym, Ale jeśli chcemy naprawdę uczcić poległych powstańców, to bardziej niż wzniosłe teksty może ku temu posłużyć kontynuowanie tej wizji. My jesteśmy ich "pojutrzem", tymczasem nasze "jutro" jest plamą i wielką niewiadomą.
Czy wyobrażacie sobie wojskową "falę" w Szarych Szeregach albo jakiejkolwiek podziemnej organizacji wojskowej? Wyobrażacie sobie ludzi chodzących po gruzach Warszawy z chustami i śpiewających "Godzina piąta, minut trzydzieści"? Brak wizji powoduje, że w imię Honoru i Ojczyzny utrzymywana jest instytucja służby poborowej, która w rzeczywistości urąga żołnierzom AK. Ludzie z obozów narodowo-patriotycznych lubią wspominać o "obowiązkach wobec Ojczyzny". W obecnych realiach dużo ważniejsze niż jakieś symboliczne gesty jest rozwijanie wizji społeczeństwa w najprostszym kontekście: rodzinnym i osobistym.
Odnoszę wrażenie, że młodzi ludzie walczący w Powstaniu mieli ciężkie życie, ale ich wybory były mimo wszystko łatwiejsze, niż życiowe wybory, których dokonujemy dzisiaj. Mieli wielkie zaufanie do swych przywódców, co dzisiaj jest dziełem nie do powtórzenia. Dlatego też takie doniosłe celebrowanie wydarzeń z przeszłości przez elity polityczne czy medialne wydają mi się pójściem na łatwiznę. Taką próbą powiedzenia: "Patrzcie, ci szlachetni ludzie ofiarnie poszli w bój, bądźcie wierni i wy!" Wobec takich szczytnych postaw poszukiwanie najwłaściwszej drogi, budowanie, rozwijanie i propagowanie wizji idzie w kąt i staje się czymś małostkowym i filisterskim. A dla mnie to na dzisiejsze czasy jest właśnie elementem kluczowym.
Po konfrontacji moich poglądów z różnymi ludźmi wynika, że jestem eurosceptykiem. Za najważniejszego celu politycznego nie uważam "Integracji Polski z Unią Europejską" (to cytat ze strony
Grzegorza Schetyny). Średnio wierzę w tezę, że jedynie wspólnie "możemy przegonić USA i Chiny". Z drugiej strony, dyskusja z takim
conkretem sprawia, że czuję się również świadomym i dumnym patriosceptykiem. Co nie znaczy wcale, że przestalem wspierać Gniewomira Świechowskiego w jego
akcji. Postawa nacjonalistyczno sentymentalna jest dla mnie szeroką drogą prowadzącą na manowce. Wolę iść wąską drogą, ale bez uproszczeń i szkodliwych stereotypów.