deo deo
289
BLOG

Joanna Senyszyn, krzyż i SDRP – kilka refleksji o potędze smaku

deo deo Polityka Obserwuj notkę 2

 

Joanna Senyszyn, której występy medialne w ostatnim czasie znacznie zostały ograniczone (nie wiadomo za sprawą czyich decyzji wprawdzie) funduje nam po raz kolejny na swoim blogu pokaz rzeczywistej bezradności lewicy, dezorientację programową tej formacji. Przeraża fakt, że jako profesor zwyczajny, dr nauk ekonomicznych, Joanna Senyszyn związana naukowo z Uniwersytetem Gdańskim, bądź co bądź dziekan Wydziału Zarządzania w tej jednostce naukowej (funkcję tą pełniła przez 6 lat) nie ma wyborcom lewicy nic do zaproponowania w kwestiach dziś naprawdę istotnych – kryzys już nie tylko puka, ale nawet drzwi wyważa...  Za to wyrzuca ona swój żal w słowach:
 
„W odróżnieniu od SLD, Ruch Palikota był w kampanii wyrazisty, mówił otwartym tekstem i nie trząsł portkami przed biskupami. To nam zabrało głosy. Ponad milion wyborców oddał je Palikotowi za przysłowiowy grosz, a ściślej 70 groszy per capita”.
 
Jest to dalsze mnożenie błędów, właśnie odbywa się to „per capita”…, zacytuje pierwsze z brzegu bodaj przykłady:
 
- „A tak szef Ruchu swojego imienia otwarcie głosił wszem i wobec opracowany przez mnie program świeckiego państwa, który kolejni szefowie SLD z taką pewną nieśmiałością chowali w szufladzie. Środowiskom manifestującym w Paradach Równości, dumnym, że w ten sposób zmieniają oblicze ziemi, tej ziemi, nie podoba się, że poseł Kalisz za to przeprasza. Można tak długo wyliczać”.
(kwestie ironicznych do bólu trawestacji z przemówień papieża stanowiących lait-motivy jej poetyki czy wręcz dominantę stylistyczną –  pomijam)
- „Na lewicy powstał istny sztab kryzysowych mózgów. Najtęższe głowy SLD i nie tylko zastanawiają się, dlaczego Grześ Napieralski padł.”
(itp., itd…)
Co ciekawe – Joanna Senyszyn otwarcie promowała także kiedyś „Fakty i mity” (czego ślad pozostał nadal na jej blogu), których redaktor został obdarzony przez wyborców zaszczytną funkcją posła na Sejm RP z ramienia Ruchu Poparcia Palikota…
 
Komentarz i miejsce na interpretację pozostawiam wam, czytelnicy… Szokuje najbardziej fakt, że bardzo uparcie wciska się do dyskusji społecznej problemy, które tak naprawdę za chwilę, w obliczu zaostrzającego się kryzysu staną się stricte małostkowymi! I jak zwykle w to wciskanie przysłowiowego towotu do głowy zaangażowała się Joanna Senyszyn…
 
***
Czy osoba będąca obecnie europosłanką, autorką czterech książek i ponad 150 publikacji z zakresumarketingu, poziomu życia i konsumpcji, która wypromowała ponad 500 magistrów i 6 doktorów, nie ma naprawdę nic do powiedzenia w sprawach pierwszej wagi państwowej? Czy jako polityk również zmarginalizowana chce ponownie wypłynąć na krytyce kolegów i koleżanek partyjnych oraz na przypominaniu swojego stałego kanonu inwektyw pod adresem chociażby Jarosława Kaczyńskiego.
Przyjrzyjmy się oto w jak dowolny i ametodologiczny sposób z podstawowych faktów Joanna Senyszyn czyni „prawdę wygodną”:
„(…) wojnę fundują w Polsce katoliccy ekstremiści, którzy chcą utrwalenia klerykalnego państwa. Kłamią, że krzyż to symbol polskości. Wszak na płaszczach Krzyżaków był symbolem walki z polskością. Krzyż jako miejsce kaźni Chrystusa, jest raczej symbolem cywilizacji śmierci niż cywilizacji życia”
 Jak zatem autorka niniejszych słów odwołałaby się do krzyża na Giewoncie, do krzyży na polskim Wybrzeżu? O ile, można jej jeszcze wybaczyć fakt, że nie rozumie jako wojująca ateistka na czym wedle prawd wiary polega pojmowanie krzyża jako eschatologicznej ofiary budującej cywilizację europejską, przez wieki również jej tradycję, kulturę…, to raczej ciężko jest już zrozumieć ten ametodologiczny (w gruncie rzeczy bardzo asystemowy) sposób myślenia… Demaskujący wyłącznie piarowe sposoby prowadzonego przez nią „dialogu”. I tu dotykamy również sedna klęski SLD, bo ten sposób dialogowania Joanny Senyszyn był po prostu odtwarzany jeszcze bardziej plastikowo przez „Grzesia”.
Wedle europosłanki, krzyż służy wyłącznie „(…) do oznaczania terenu. Psy i koty robią to moczem, katolicy ekstermiści krzyżem”… Cóż, fatalna dominanta stylistyczna i prawdziwe głębokie średniowiecze w jednym! A gdyby tak wrócić do retoryki SLD z jej świetlanego okresu, kiedy socjaldemokracje w całej Europie starały się przynajmniej budować pewien próg społecznej stabilizacji socjalnej, pozostawiając sprawy wyznaniowe poza centrum swoich programów wyborczych, a w wielu przypadkach nawet delikatnie bazując na autorytecie Kościoła.
***
Przy tej okazji nie sposób nie wspomnieć wypowiedzi czołowych polityków SLD z lat 1990-1999.
Oto ich przegląd:
Józef Oleksy w artykułach publikowanych w „Myśli Socjaldemokratycznej” (1997, nr 1, s. 17.) w artykule „Stabilna demokracja, efektywna gospodarka, solidarne społeczeństwo” podkreślał, że laickość partii nie była tożsama z antyklerykalizmem. Stanowczo odpierał zarzuty o doktrynalną antyreligijność czy antykościelność. Ówczesna SdRP ustami swych liderów odrzucała ideę walki z Kościołem. Uznawała za błędne i naganne praktyki okresu Polski Ludowej, ingerowania w wewnętrzne sprawy związków wyznaniowych, czy próby ateizacji społeczeństwa. Jednak jeszcze w 1997 r. socjaldemokraci przyznawali, że „polska socjaldemokracja wciąż znajduje się pod naciskiem pewnego dyskomfortu. Stale przypomina się nam bowiem niegdysiejsze krzewienie materialistycznego światopoglądu przez państwo socjalistyczne. Powiedzmy sobie jednak otwarcie – konstatowano – ten etap to przeszłość, która nie może nam w niczym plątać nóg, gdy zabiegamy o realizację zasad społeczeństwa otwartego światopoglądowo”  - takie było przesłanie „Biuletynu Konferencji Programowej SdRP” z 1997, nr 4.
Partia dostrzegała fakt związania zdecydowanej większości społeczeństwa z Kościołem Katolickim, doceniała jego wkład w rozwój polskiej kultury i państwowości a, jak twierdził Aleksandr Kwaśniewski, współczesna lewica, wręcz przeciwnie, czerpała z uniwersalnych wartości chrześcijańskich i szukała inspiracji w społecznej doktrynie Kościoła (Por. A. Kwaśniewski, Nasz dorobek i najważniejsze zadania  „Myśl Socjaldemokratyczna”, 1995, nr 2, s. 8 ), Józef Oleksy optymistycznie wielokrotnie deklarował: […] „nie traktujemy naszego stosunku do religii i Kościoła jako artykułów naszej socjaldemokratycznej wiary, podchodzimy do tych kwestii bez żadnych uprzedzeń i zupełnie zbędnych emocji”. Ten sposób dialogowania ze społeczeństwem i jego katolicką częścią był jednocześnie jednym z największych sukcesów SLD… Przypomnijmy, że przez przynajmniej pięcioletni czas wpływu tej partii na politykę był jednocześnie czasem wzmocnienia również i de facto odbudowy wojskowych diecezji, budowy wielu kościołów na terenach wojskowych garnizonów…, etc, etc… Stworzenia duszpasterstwa związanego silnie z Wojskiem Polskim. Te działania, nie byłyby możliwe bez wsparcia ówczesnego polityków SDRP…
Czy zatem o tych wszystkich faktach pamięta Joanna Senyszyn? Wylewając wszelkie „ekstrementa” na swym blogu na wszystkich w równym stopniu… Tak, powiecie Państwo, że lata 1990-1999 to zupełnie inne społeczne problemy, to łagodzenie skutków transformacji politycznej… Zgoda, ale pomyślmy tylko, co by się działo, gdyby wówczas socjaldemokracja rozpoczęła wojnę z Kościołem? Ówcześni liderzy partyjni doskonale to rozumieli w swej politycznej przenikliwości. Dlatego woleli wykorzystać silny potencjał Kościoła w Polsce niż opowiadać się przeciwko niemu… przynajmniej oficjalnie. Problem mniejszości też istniał, ale nawet i ówczesna TVP oraz telewizje komercyjne nie chciały wzbogacać się tym kosztem i nikomu z ówczesnych władz czy potentatów prasowych nie przyszło do głowy, by w sposób tak nachalny kreować społeczną potrzebę zbijania kapitału wyłącznie na problematyce mniejszości…
***
Inny, nie znaczy gorszy, a taki sposób myślenia stale przypisuje się błędnie tradycji chrześcijańskiej, zupełnie zapominając o przesłaniu Chrystusa  w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie…
 
 
deo
O mnie deo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka