deo deo
346
BLOG

Co sądzić na temat "Habemus Papam"?

deo deo Kultura Obserwuj notkę 2

 

Nie wiem kompletnie, co sądzić na tematfilmu "Habemus Papam" Nanniego Morettiego… W zasadzie film jest tak skonstruowany, by utrudnić dotarcie do jakiejkolwiek jednolitej tezy odbiorczej… Pełny niesamowitych emocjonalnych sprzeczności, krytykujący w sposób wysublimowany, ale i chwalący momentami watykańską hierarchię kościelną. Czy jest tylko odautorską wizją i rodzajem „artystycznej wariacji” na temat stanu Kościoła i autorytetu papieża? – Takie pytanie należy sobie uczciwie postawić, będąc uważnym odbiorcą tego filmu. Co charakterystyczne – możemy znaleźć w tym procesie odbioru argumenty za, ale i argumenty przeciw. Proszę też nie zarzucać mi braku zrozumienia, skądinąd wysublimowanej i inteligentnej wizji złożoności podejmowanego tematu…
 
Film istotnie, jak wskazują recenzenci z „La Repubblica” wykazuje humanistyczny szacunek do hierarchów Kościoła, zrozumienie „człowieka dla człowieka”, bo na takiej płaszczyźnie są skonstruowane w nim relacje poznawcze.
Przez tą optykę film pokazuje problem również barier emocjonalnych w kilku kontekstach, których jednak nie chcę czynić tematem głównym. Podkreśla on jednak brak zrozumienia przez nowo wybranego papieża relacji międzyludzkich panujących poza hierarchią kościelną, ukazane są sceny z „ucieczki” dobrodusznego papieża „do świata”. I tu tkwi istota problemu, według mojej oceny… Papież (a także w innych wątkach filmu, duchowieństwo) jest przedstawione jako wspólnota ludzi wzajemnie się adorujących (ale też i jest to adoracja pełna szacunku, o czym nie należy zapominać) i nie widzących „świata poza”, mistrzostwo skonstruowania obrazu psychologicznego tej „ucieczki” oraz innych poszczególnych (mniej spektakularnych) „ucieczek” kardynałów (widocznych w rozmowach z niejako „uwięzionym” przez procedurę watykańską towarzyszącą procesowi wyboru papieża),  sprawia, że można mieć wrażenie, że intencją autora było jednak pokazanie zastygłości i sztywności Kościoła jako instytucji - bo niby jaka miałaby ona być, skoro oto widzimy w taki sposób jej „reprezentantów”?  To w zasadzie jeden z główniejszych moich zarzutów pod adresem filmu. Od wielu lat uczestniczę w życiu Kościoła i mam zgoła inne przemyślenia na ten temat – duchowni to często osoby realizujące określone zadania, nierzadko „przyziemne” (np. budowa świątyni, czy czynności związane z organizowaniem życia religijnego w parafii i „obsługą” parafian).
Tak, to prawda: że w filmie nie ujrzymy bezpośrednio antyklerykalizmu (co nie znaczy, że jednak wielokrotnie odczuwa się „wycieczki” w jego stronę, czuje się ten antyklerykalizm wysublimowany, niewątpliwie mamy do czynienia z jego inteligentną odmianą, ale chyba jednak mamy…); że zobaczymy raczej obraz ludzi kierujących Kościołem o ludzkim obliczu: grają w koszykówkę, jeżdżą na rowerach stacjonarnych, ale cóż w tym dziwnego? Codziennie widzę niemalże swojego proboszcza na rowerze i to niestacjonarnym… Ba, widzę także księdza wikariusza grającego w koszykówkę z zaprzyjaźnionymi parafianami. Ten etap wyjścia do ludzi Kościół ma już dawno za sobą… O czym chociażby świadczą misje ewangelizacyjne w Afryce… Więc w czym rzecz???
Kompletnie niezrozumiałe „wycieczki” autora w stronę biografii papieża Jana Pawła II – przypomnę, wybrany papież, którego dotknęła depresja, miał zostać aktorem, aktorstwo było jego pasją, ale jednocześnie porażka na tym polu w młodości, dla naszego bohatera była psychologicznym źródłem depresji, która dotknęła go po konklawe… Skąd zatem pomysł na taki wątek? Nie chcę sprawy spłycać i pytać naiwnie: co autor miał na myśli? … Poziom filmu mi jednak na to nie pozwala… Twór artystyczny zawsze ma to do siebie, że teoretyk literatury, filmu, etc znajdzie wysublimowane uzasadnienie dla realności bądź braku realności fabuły…
Ale w swym uzasadnieniu musi liczyć się z faktem, że ta fabuła dla przeciętnego widza pozostaje w pierwszym rzędzie fabułą faktograficzną, a potem dopiero znajduje artystyczne uzasadnienie…
 
Zasadniczą sprzecznością jest też nacechowane zakończenie filmu, kiedy odbiorcy wydaje się, że wyznanie prawdy przez rzecznika prasowego (nomen omen uczciwe) kardynałom zakończy to błędne koło sytuacji, o której Panu Bogu się nie śniło. Tak jednak się nie dzieje, papież wyznaje swojemu ludowi słabość… Zrzeka się publicznie tego boskiego wyróżnienia. Po czym nie ma pointy. Oczywiście, nie każdy obraz winien korzyć się pointą. Ale taki powinien…
 
Ostatnie ujęcie otwiera możliwość różnorodnych interpretacji, w tym też tych oczywiście Kościołowi szkodzących. Usłyszane uwagi widzów i moje skłaniają raczej do refleksji, że po filmie powstało uczucie niedosytu, licznych niedopowiedzeń, czy czasem niezręczności, które tylko spotęgowały wrażenie, że „wycieczki” pod adresem biografii Jana Pawła II były czymś zamierzonym. I, o dziwo, padły na sali wyraźne głosy oburzenia z tego tytułu. Mimo wszystko mam nadzieję, że za tym filmem kryła się tylko artystyczna wizja, a nie chęć dyskredytacji pontyfikatu naszego papieża… Wolę wierzyć w to, że ten film nie jest tak genialnie antyklerykalny oraz, że przypadkiem lansuje się go w Polsce teraz, bo dziwnie ta promocja znalazła swój polski grunt w postaci innych wydarzeń, chociażby z wypowiedziami ks. Adama Bonieckiego…
deo
O mnie deo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura