Rafał Gomuła Rafał Gomuła
556
BLOG

Erdogan nowym Atatürkiem?

Rafał Gomuła Rafał Gomuła Polityka Obserwuj notkę 2

Premier Recep Tayyip Erdogan swoją kampanię, poprzedzającą sierpniowe wybory prezydenckie w Turcji rozpoczął w Samsun, mieście na północy kraju, leżącym u wybrzeża Morza Czarnego. Po wystąpieniu przed zatłoczonym tłumem, razem z dziesiątkami tysięcy zwolenników ruszył dalej, do swego kolejnego przystanku: północno-wschodniego miasta Erzurum. Dla każdego, kto zna choć podstawowe fakty z historii politycznej państwa tureckiego, wybór tych dwóch miast nie był przypadkowy. To właśnie te miejsca były pierwszymi przystankami Generała Mustafy Kemala, zwanego później Atatürkiem, gdy wyruszał ze Stambułu do Anatolii, wypowiadając tym samym wojnę okupującym Turcję państwom, dając początek trzyletniej wojnie o niepodległość Turcji (1919-1922).
 
Nic dziwnego, że Erdogan w swych wystąpieniach podkreślił historyczną równoległość z tamtym okresem. Sam zainteresowany powiedział w Samsun: "Pierwszy wielki krok czynimy w Samsun, mieście wielkich początków. To tutaj Gazi Mustafa Kemal uczynił pierwszy krok podczas wojny o niepodległość Turcji."

To nie pierwszy raz, gdy pojawiają się porównania między Erdoganem, a ojcem-założycielem dzisiejszej Turcji. Tuż po ogłoszeniu zwycięskich dla siebie wyników marcowych wyborów samorządowych ogłosił się przywódcą drugiej wojny o niepodległość Turcji, wyraźnie nawiązując do oryginalnej wojny, na której czele stał Atatürk. Gdy jego współpracownicy zaczęli promować system „silnego” prezydenta w 2012 roku, w który Erdogan mierzył, porównywali go do Atatürka jako przykładu silnego władcy obdarzonego dużą władzą.

Te porównania są szczególnie ciekawe zwłaszcza, że do niedawna Atatürk i jego polityczna spuścizna były pod nieustającą krytyką religijnych konserwatystów, głównie związanych z Erdoganem. Czy więc, należy rozumieć ten nowo odkryte zainteresowanie „kemalizmem” jako nagłą zmianą w jego konserwatywnej ideologii i tożsamości? Zapewne nie, ponieważ konserwatyści ze środowiska premiera nadal są bardzo krytyczni wobec ideologicznych elementów kemalizmu, choćby takich jak autorytarny sekularyzm czy etniczny turecki nacjonalizm. Jednak teraz wydaje się, że nawet oni, przynajmniej częściowo, zaczynają skłaniać się ku metodom Atatürka, które Erdogan wykorzystuje, by gromadzić i konsolidować coraz większą władzę w swoich rękach.

Przyjęcie klasycznej kemalistycznej metody delegitymizacji przeciwników - uznając ich jako wewnętrznych wrogów i agentów obcych służb – to przykład pierwszy z brzegu. Erdogan, niegdyś ofiara tej konspiracyjnej narracji, szybko przyswoił ją podczas protestów w Gezi Park i wyniósł ją na nowy poziom w konfrontacji z ruchem Gulen.

Teraz jest to metoda służąca do tworzenia kultu jednostki. Jak kiedyś Atatürk,  tak dzisiaj Erdogan jest otoczony chwałą przez jego zwolenników, uznawany jako zbawiciel, na którego naród czekał od wieków. Widzą go jako niezawinionego/bezbłędnego lidera i wyśmiewają wszystkich myślących inaczej, często nazywając ich wrogami narodu, przyjmując retorykę swojego wodza. Potrafią przyjąć nawet kemalistyczne slogany, lekko je „ulepszając”: mówią "Adam izindeyiz" ("Człowiek, za którym podążamy") zamiast "Atam izindeyiz" ("Ojciec, za którym podążamy"), które było popularne w okresie popularności Atatürka.

W ramach "systemu prezydenckiego", który zwolennicy Erdogana opowiadają z taką pasją, wszechwładny prezydent miałby pod ręką premiera, w zasadzie nieistotnego i działającego jako jego sekretarz czy minister. Dzięki temu zabiegowi, mógłby skupiać w swoich rękach całą władzę wykonawczą w państwie. A gdyby AKP pozostałą siłą dominującą w tureckim parlamencie, zgodnie z oczekiwaniami, to sam prezydent kontrolowałby też władzę wykonawczą. Ponieważ prezydent również miałby prawo powoływania wielu wysokich członków wymiaru sprawiedliwości, można się spodziewać, że również dużego wpływu na ​​sądownictwo. Dodatkowo, trwające polowanie na członków "państwa równoległego" w wymiarze sprawiedliwości, może dać prezydentowi podstawę, do tego by oczyścić wszystkie niepożądane osoby wśród sędziów i prokuratorów.

Innymi słowy, jeśli Erdogan stanie się prezydentem takim, jakim chce być, Turcja może ponownie wrócić do zasady "jednoczenia władzy", która była główną zasadą sprawowania władzy przez Atatürka, stojąca w jasnej sprzeczności z monteskiuszowską zasadą "podziału władzy", definiowaną jako fundament demokracji w XVIII wieku. Dodaj do tego nadzwyczajne kompetencje Prezydenta Turcji, takie jak uprawnienia do mianowania wszystkich rektorów uniwersyteckich i rosnącą „erdoganowską” kontrolę mediów, a dostaniesz oszałamiająca władzę, którą zgromadzi się w rękach jednego człowieka.

Pytanie jest następujące: dlaczego Erdogan chce uzyskać tak wielką władzę?  By "służyć narodowi", jak nieustannie powtarza? Po prostu ze względu na samą władzę? A może, podobnie jak Atatürk, by zrealizować wielki projekt przekształcania społeczeństwa według własnej wizji? A może wszystkie z powyższych?

Więcej o polityce zagranicznej na Twitterze: @roger2607

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka