Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski
1142
BLOG

Stop sadystom i zwyrodnialcom!

Obserwator Lubelski Obserwator Lubelski Rozmaitości Obserwuj notkę 23

Był sobie filmik. A co na filmiku?

Ano: jakieś pomieszczenie, trzyletni chłopczyk i kilkumiesięczny kociak. Zza kadru dobiega głos kogoś starszego, wesoła muzyczka tłumi inne odgłosy . Mnóstwo jest takich filmów w sieci, dzieci i koty to przecież bardzo wdzięczne tematy do filmowania. 

Co robi trzylatek?

Trzylatek się bawi. Z kotkiem. A właściwie raczej nie tyle z kotkiem, co kotkiem. Wprawnym ruchem bierze kotka za ogonek, podnosi do góry i... łup! - wali zwierzakiem o  ścianę. Łup - i kotek wesoło odbija się od mebla. I jeszcze raz, i jeszcze... Kot nawet nie próbuje się bronić, bezwolnie poddaje się takiej "zabawie". W pewnej chwili w kadrze pojawia się czyjaś ręka, prawdopodobnie ktoś instruuje malca, co robić dalej. Efekt? Dziecko rzuca półżywym kotem o podłogę. Muzyczka gra dalej, pod filmem podpis: "Chciałbym napisać, że żaden kot nie ucierpiał przy kręceniu tego filmu. No właśnie - chciałbym". Film wisiał na portalu YouTube od października do grudnia. w tym czasie obejrzało go jakieś 300 osób, kilka nawet pozostawiło negatywne komentarze i... nic. Cisza. nikt, ale to NIKT nie poinformował o spprawie stosownych organów, autor zaś zapowiadał w tym czasie nowe "zabawne" filmy.

Aż przyszedł koniec grudnia i w końcu ktoś postanowił - choć po cichu i przez pośredników - zareagować.

***

Tuż po Bożym Narodzeniu na forum Miau.pl, grupującym miłośników kotów, pojawił się alarmujący wpis: "Horror na YouTube: dziecko zabija kota!". Autorce wątku ktoś przysłał mailem link do opisywanego filmu., ta zaś - na szczęście - zdecydowała się sprawę upublicznić.

I wtedy ruszyła lawina.

Na forum zawrzało. Jego użytkownicy zorganizowali bezprecedensową akcję w obronie maltretowanego zwierzęcia. Kilkadziesiąt osób, niezależnie od siebie, zgłosiło policji w różnych miastach informcację o popełnieniu przestępstwa - tak na wszelki wypadek, gdyby gdzieś leniwi policjanci próbowali sprawę umorzyć czy odłożyć ad acta. Instytucje państwowe zasypano mailami z żądaniem przykładnego ukarania sprawców, zaostrzenia przepisów o ochronie zwierząt i - który to już raz w historii tego kraju?! - stworzenia mechanizmów skutecznej egzekucji obowiązującego prawa. Zainteresowano sprawą media, czego rezultatem były reportaże i informacje w programach trzech największych sieci telewizyjnych, wzmianki w radiu oraz artykuły w serwisach internetowych i prasie drukowanej wszystkich odcieni. Przestraszony autor filmu, który jeszcze na początku całej afery odgrażał się, że nikt go nie zdoła namierzyć, usunął nie tylko film, ale cały profil z YouTube'a.

Użytkownicy Miau rozpoczęli tymczasem, niezależnie od policji, własne poszukiwania sadysty. Ci, którzy byli w stanie wytrzymać to psychicznie, przeglądali film klatka po klatce, starając się ustalić wszelkie szczególy pozwalające na identyfikację miejsca akcji, występujących na filmie osób i nieszczęsnego kociaka. Autorem filmu był piętnastolatek, zaczęto więc przeczesywać portale społecznościowe w poszukiwaniu podobnych twarzy, podobnych trzyletnich braci, podobnych zwierząt i pomieszczeń. W akcję poszukiwawczą włączyli się rosyjscy miłośnicy kotów, Anglicy z Facebooka a nawet międzynarodowe siły hakerskie ze strony 4chan. Na celowniku znaleźli się przede wszystkim użytkownicy o nicku "sharky", bo takiego używał młodociany sadysta. Efekty tej akcji były dwa, pozytywny i negatywny. Pozytywny polegał na tym, ze policja, zapewne bojąc się, że osoby prywatne znajdą chłopaka przed nią i same wymierzą sprawiedliwość, i czując nacisk społeczny,  zatrzymała go już po dwóch dniach. Negatywny zaś polegał na rozpętaniu kampanii nienawiści, która - o ile co rozsądniejsi kociarze w końcu jej nie powstrzymają - może w końcu doprowadzić do samosądu na sprawcy i jego rodzinie. na forum pojawiły się bowiem wezwania do obcięcia rąk piętnastolatkowi, złamania kręgosłupa trzylatkowi, różnorakiego nękania calej rodziny, wieszania nastolatka za przyrodzenie na haku i tym podobnych form zemsty. Co więcej, w toku poszukiwań upubliczniono imie i nazwisko przypadkowej osoby o podobnym nicku, potem zaczeto ujawniać dane innych osób o tym samym nazwisku, co z kolei skutkowało pojawieniem się pogróżek pod ich adresem. Gdy złapano już włąściwą osobe, pojawiły sie apele o przeproszenie osób niesłusznie napiętnowanych, zostały one jednak zignorowane. Jedna z forowiczek posunęła się nawet do stwierdzenia, że według niej nikogo nie należy przepraszać, bo "nie wierzy w niewinnych piętnastolatków" i "jak poczują, jak to jest, to nigdy w życiu nie przyjdzie im do głowy skrzywdzić zwierzęcia". Ergo - nie przepraszajmy, a jak który oberwie, to tym lepiej. "Zabijmy wszystkich, Bóg rozpozna swoich" - jak mawiano w czasach, gdy istotnie wieszano ludzi za karę na hakach, obcinano im ręce i łamano kołem, ale zwierzetom bynajmniej jakichś szczególnych względów nie okazywano. Wręcz przeciwnie, palono na przykład  koty na stosach razem z czarownicami. 

Niezależnie jednak od popełnionych przez miłośników zwierząt błędów, cały ten nagły wylew ludzkich emocji i obywatelskiej aktywności dobitnie uświadomił zarówno władzom, jak i całemu społeczeństwu, że istnieje w Polsce ogromna rzesza ludzi, którym nie jest obojętny los zwierząt. Zapewne również potencjalni dręczyciele poczuli, że oprócz prawa (niedoskonałego i egzekwowanego typowo po polsku - czyli tylko wtedy, gdy pracownikom odnośnych instytucji się zechce) mają przeciwko sobie gniew całego tłumu ludzi, tłum zaś wirtualny działa podobnie do realnego - czyli nieraz może zrobić bynajmniej nie wirtualną krzywdę. Przy okzaji sprawy "kota z YouTube'a" media zaczęły nagłasniać także inne przykłady bestialskich zachowań: przypadek psa z Lipnicy, ciąganego za samochodem tak długo, aż odpadła mu głowa, czy sprawę kota zabitego uderzeniem głowy o krawężnik. Prowadzona jest stała obserwacja losu odebranych rodzinie sadysty zwierząt, oprócz pobitej kotki, która na szczęście przeżyła, zabrano bowiem z domu zwyrodnialca dwa inne koty i dwa psy. Zwierzęta trafiły do krakowskiego schroniska  (szczęście w całym nieszczęściu takie, że jest to jedno z lepszych schronisk w kraju) w tak okropnym stanie psychicznym, że, jak twierdzą świadkowie, "robiły pod siebie ze strachu przed człowiekiem". W internecie prowadzona jest równiez stała obserwacja działań organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, mająca na celu uniemożliwienie ukręcenia sprawie łba. Piętnastolatek przyjął bowiem dość charakterytyczną linię obrony: twierdzi on, że nie zdawał sobie sprawy z tego, iż jego trzyletni brat zadaje kotu ból i naraża jego zdrowie czy życie! Internauci boją się teraz, że znajdą się biegli, którzy w takie tłumaczenia uwierzą. trudno zresztą nie mieć wątpliwości co do ostatecznego wyroku w tej sprawie, skoro niedawno umorzono sprawę o antysemickie transparenty na jednym ze stadionów, twierdząc w uzasadnieniu, że trzymający je kibole nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia ich treści!

Aktywne działanie internautów dało więc efekty zarówno w sferze faktów dokonanych, jak i w obszarze psychologii. Jednak nawet gdyby od tej pory nagłaśniano w ten sposób każdy przypadek znęcania się nad zwierzętami, nie wystarczy to, aby zmienić istniejący stan rzeczy. Obywatelska aktywnośc musi bowiem z rowną siłą iśc w kierunku wymuszenia na czynnikach parlamentarnych i rządowych zmian systemowych - zarówno w prawie, jak i w kształtowaniu mentalności osób je stosujących.

***

Trudno było w roku 1997 nie uznać za sukces uchwalenia nowej ustawy o ochronie praw zwierząt., zastępującej przestarzałe przepisy z roku, uwaga!... 1925 (!!!). Sam fakt, iż Rzeczpospolita wreszcie stwierdziła prawnie, że zwierzę nie jest rzeczą, musiał wówczas cieszyć, podobnie jak wprowadzenie nawet dwuletniego bezwzględnego więzienia dla sprawców znęcania się nad innymi niż ludzie istotami żywymi. Organizacje prozwierzęce ogłosiły zwycięstwo. Wydawało się, że sam fakt istnienia nowych przepisów zmieni sposób traktowania praw zwierząt przez ogół Polaków.

Szybko okazało się jednak, że praktyka sądowo-policyjna wyłamuje ustawie zęby. Normą stało się umarzanie spraw o znęcanie się już na pozimie policji, w najlepszym razie w prokuraturze. Wiadomo - mania rankingów i statystyk, ta choroba XXI wieku, któremu wydaje się, że wszystko można zpoliczyć i to wystarcza do opisu świata, objęła równiez instytucje stojące na straży prawa. W statystykach zaś liczą się sprawy duże (zabójstwa, pobicia, przestępczość zorganizowana, przemyt narkotyków czy kradzieże na dużą skalę), a jesli drobnica, to ta najłatwiejsza w wykryciu i popchnięciu dalej, bo szybko można ją ująć w tabelkach. Do zajmowania się pobiciami zwierząt nikt nie ma czasu, ochoty ani motywacji - z ich punktu widzenia są to sprawy drobne, łatwo je podciągnąć pod przepis o niskiej szkodliwości (bo nie człowiek ponosi szkodę), trudno niekiedy zebrać zeznania (świadkowie albo boją się sprawców, którzy i człowiekowi potrafią przylać, jak w Lipnicy, albo nie chcą zeznawać bo "to przecież tylko pies") - słowem same z takimi sprawami kłopoty, a pożytek żaden. Efekt? W roku 2008 na przykład na 500 spraw o dręczenie zwierząt jedynie 18 (!) zakończyło się wyrokami skazującymi. Orzekanie bezwzględnego więzienia jest ewenementem, tak jakby sedziwie bali się zdziwionych komentarzy typu "do więzienia?? za psa???".

Do tego dochodzi odziedziczona po PRL-u skłonność instytucji państwowych do ukrywania przed obywatelami swich motywacji:  np. sprawę kota roztraskanego o krawężnik umorzono... bez podania przyczyn umorzenia!

Nie tylko jednak niechęć służb do zajmowania się zwierzętami ogranicza skuteczność działania ustawy. W niej samej znajdujemy bowiem wiele wyjątków, bedących zapewne ukłonami w stronę różnych lobbies. osoba ze skłonnościami sadystycznymi może pod rządami obecnego prawa bez obaw o jakiekolwiek konsekwencje zabijać na wyścigach kontuzjowane konie, w okrutny sposób (przekarmianie rurą wciskaną przez przełyk do żołądka) tuczyć gęsi, będąc myśliwym strzelać do "wałęsających się" psów i kotów, stosować okrutne metody polowania (np. rozszarpywanie żywych ofiar przez psy myśliwskie), posiadać zwierzęta pomimo wyroku skazującego za znęcanie się (zabronić posiadania zwierząt można najwyżej na pięć lat!) czy wreszcie truć masowo gryzonie bez konieczności dosypywania do trucizny środków usypiających, co oszczędzałoby im niepotrzebnych cierpień. Jak więc widac, jesli ktoś zwierząt bardzo nie lubi (albo lubi zadawac ból żywym istotom, ale boi się ćwiczyć to na ludziach), znajduje sporo mozliwości, aby to robić w sposób zgodny z prawem.

Katastrofalny jest stan edukacji Polaków w sprawach związanych ze zwierzętami. Spora część mieszkańców naszego kraju święcie wierzy w magiczną moc uzdrowicielską kocich skórek, wielu popiera strzelanie do bezdomnych zwierząt domowych zabłąkanych w lesie, niektórzy wciąż uzywają psiego smalcu. W internecie można było niedawno przeczytac o przypadku staruszki, która obcinała żywcem kociętom ogony, bo "one tam mają strychninę" (!!!), a "Gazeta Wyborcza" wiele lat temu cytowała wypowiedź jakiegoś księdza, który przekonywał, że zwierzęta nie czują bólu. Trudno od takiego społeczeństwa oczekiwac powszechnej empatii w stosunku do braci mniejszych. 

***

Co więc powinni zrobić miłosnicy zwierząt, skoro już potrafili sie oddolnie zjednoczyć w obronie kotki z YouTube'a?

Po pierwsze: nie wolno dopuścić do rozproszenia się nagle wyzwolonej energiispołecznego dzialania. Powinno powstać stowarzyszenie obrońców zwierząt, które, we wspólpracy z istniejącymi juz organizacjami i instytucjami, zajmowałoby sie koordynacją i organizowaniem wszelkich działań mających na celu pomoc w wykrywaniu przypadków okrucieństwa wobec zwierząt, obserwacją działań służb państwowych w tej kwestii i pomocą w adopcji zwierząt odebranych osobom znęcającym się nad nimi.

Po drugie: potrzebny jest lobbing społeczny w celu zaostrzenia przepisów ustawy o ochronie zwierząt oraz wszelkich aktów wykonawczych. W szczególności należałoby w jej ramach: zwiększyć wymiar kar za znęcanie się i zabijanie zwierząt, zakazać uśmiercania kontuzjowanych koni wyścigowych (z wyjątkiem - jak w przypadku innych zwierząt - stanów beznadziejnych), odebrać myśliwym prawo do zabijania "wałęsających się" po lasach bezdomnych lub porzuconych zwierząt domowych, zakazać najbardziej okrutnych metod polowania na zwierzęta dzikie i tuczu zwierząt hodowlanych, umożliwić orzekanie wobec sprawców najcięższych przypadków znęcania się nad zwierzętami dożywotniego zakazu posiadania jakichkolwiek zwierząt oraz wprowadzić obowiązek dodawania do trucizn stosowanych przeciwko gryzoniom środków usypiających lub w inny sposób redukujących cierpienie tych zwierząt. Należy tez dążyć do takiego uzupełnienia i ujednoznacznienia przepisów wykonawczych, aby uniemozliwiały one zbyt uznaniowe stosowanie zapisów ustawowych. doiero tak wzmocnione i zmienione prawo zaczęłoby w sposób realny chronić zwierzęta przed przemocą.

Po trzecie: potrzebne jest wzmocnienie roli instytucji państwowych w kwestii ochrony praw zwierząt. Powinna powstac instytucja rzecznika praw zwierząt - z własnym budżetem, uprawnieniami i umocowaniem ustawowym. Jest rzeczą zdumiewającą, że poki co obserwujemy działania idące w kierunku przeciwnym: zlikwidowano oto urząd pełnomocnika prezydenta RP do spraw zwierząt, zwalniając wcześniej z tej funkcji p. Karine Schwerzler! Trudno nie łączyć tej decyzji z myśliwskim hobby Pana Prezydenta Rzeczypospolitej. Tymczasem w Polsce stanowisko takie jest wręcz konieczne, podobnie jak - postulowane również przez użytkowników Forum Miau - utworzenie jakiejś formy policji do spraw zwierząt. Panstwo powinno równiez zwiększyc nadzór nad schroniskami dla zwierząt (niestety nie wszystkie zasługują na swoją nazwę) i procedurami wydawania stamtąd zwierząt do adopcji. Przypomnijmy, że pies, któremu urwano głowę, został przez swojego oprawcę adoptowany ze schroniska! pewnym usprawiedliwieniem jego pracowników może byc fakt, że nawet tzw. domom tymczasowym, które często bardzo wnikliwie sprawdzaja potencjalne domy stałe swoich podopiecznych, zdarzają się tagiczne pomyłki (jak choćby głośna sprawa wydania labradora ludziom, którzy niedługo potem zatłukli go kijem, czy przypadek kota, którego nowi właściciele bili i trzymali zamkniętego w łazience).

Po czwarte: potrzebna jest akcja uswiadamiająca wśród samorządowców. Juz dziś wiele miejscowości dotuje na swoim terenie sterylizację bezdomnych zwierząt. Nic - oprócz może stanu gminnych finansów - nie stoi na przeszkodzie, aby mogły one pomagac karmicielom osiedlowych kotów czy wprowadzać nakaz otwierania okienek piwnicznych zimą. Tego typu działania zapoczątkował w stolicy śp. Lech Kaczyński - skoro tam się dało, da się pewnie i gdzie indziej, jesli już nawet nie ze wzgledów humanitarnych, to chocby z uwago na to, że tam, gdzie brakuje kotów, prędzej czy później pojawiają się szczury.

Po piąte wreszcie: należy wymusić na ministerstwie edukacji wprowadzenie do programów szkolnych elementów wiedzy o zwierzetach, szczególnie o towarzyszących nam w domach i wokól nich psach i kotach. Bez pomocy szkoły nie uda się zwalczyć szkodliwych mitów. Młodziez musi sie gdzieś dowiadywa co tym, że kocia skórka sama w sobie nie leczy nerek, psi smalec z powodzeniem można zastapić każdym innym, sterylizowane i odzywione koty podwórzowe nie śmierdzą i nie roznoszą chorób a w kocich ogonach nie gromadzi się strychnina. I przede wszystkim - że zwierzeta odczuwają ból i strach tak samo jak my, zaś przedstawiciele tzw. gatunków towarzyszących potrzebują dodatkowo ludzkiej opieki, ciepła i poczucia bezpieczeństwa, są bowiem od nas w wyniku procesów ewolucyjnych zachodzących po udomowieniu uzależnione bytowo i - o czym często zapominamy - także psychologicznie. To my oswoiliśmy psy i koty, to kontakty z nami wyostrzyły ich inteligencję i zdolność odczuwania emocji, to my uczynilismy je takimi, jakimi są - i to my jestesmy odpowiedzialni za każde kocie i psie życie.

***

Stosunek do zwierząt jest miara naszego człowieczenstwa, dlatego jako ludzie nie możemy stać z boku, gdy ktoś gdzieś urywa psu głowę. Maltretowany kot nie wezwie policji, nie napisze petycji do prezydenta, nie zgłosi sie do TOZ-u - jako ludzie mamy obowiązek działać w jego imieniu.

W mroku otaczającym sprawę Mariki, bestialsko potraktowanej koteczki z YouTube'a, błyskają dwa promyki nadziei. Pierwszy: kotka przeżyła i ma szanse na dobry, kochający dom. I drugi: po raz pierwszy prozwierzęcy internauci masowo zmobilizowli się przeciwko złu. Wiele społecznych poruszeń w ostatnich latach poszło w Polsce na marne, wiele iskier wypaliło się bezowocnie. Oby tym razem stało się inaczej.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości