Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
31
BLOG

Wnioski z talibańskiej lekcji

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 0

Od pewnego czasu obserwuję na Salon24.pl - nazwijmy to po imieniu - wściekliznę dotyczacą śmierci geologa porwanego przez pakistańskich Talibów. Wścieklizne, która przywiodla mnie do kilku smutnych konkluzji:

Po pierwsze: Wszyscy oburzamy się, kiedy tragiczne wydarzenia sa kompresorem do pompowania baloników partyjnych sympatii i antypatii. Zarzucaliśmy to nieraz politykom ale teraz okazuje się, że politycy sa tacy jakich wybrali wyborcy a wyborcy wybieraja wedle siebie - czyli jacy wyborcy tacy ich przedstawiciele. Ludzie, zrozumcie: Porywacze Polaka są stroną w wojnie przeciwko amerykańskiej inwazji na Afganistan w której także my bierzemy czynny udział. Jestesmy stroną w wojnie, Afgańczycy są naszymi wrogami. Zakładam, że nieprzypadkowo wybrali Polaka - wybrali obywatela państwa z którym walczą. Polski geolog jest więc ofiarą tej wojny i jeżeli winę za jego śmierć ponoszą jacyś politycy to wyłącznie ci, którzy zdecydowali o naszym przyłączeniu się do niej. Rząd Tuska niewiele mógł z tym zrobić bo żądania były polityczne, skierowane do rządu Pakistanu (wycofanie wojsk, zwolnienie więźniów). Moża obecnemu rządowi wytykac zaniechania jeśli by się okazało, że nie zrobił wszystkiego co można w relacjach ze stroną pakistańską. U Galby pisalem, że powinniśmy szukac porwanego i próbować go odbić ale jak dziś się dowiedzialem od gości Igora Janke nie było to możliwe bez zgody rządu Pakistanu. Czy nasze władze o taką zgodę zabiegały? Gdy będzie to jasne wtedy się ustosunkuję. Wiadomo natomiast, że porywacze nie chcieli za zwolnienie porwanego Polaka okupu.

Po drugie drażni mnie nadmiar gadaniny polskich polityków. Teraz obserwatorzy sceny politycznej zastanawiają się, jaki wpływ na los zabitego Polaka miała taka czy inna wypowiedź czy to Tuska czy Sikorskiego. Dla mnie to bzdura, bo publiczność znów zapomina że mamy wojnę a na wojnie trzeba walczyć a nie siedzieć i kwękać - pomścić czy nie pomścić, ścigać czy nie ścigać? Znaleźć i zabić czy może schwytac, przywieźć i posadzić na Białołęce? Szkoda gadania, na wojnie się nie gada tylko się walczy. Teraz, nauczeni doświadczeniem powinniśmy lepiej zadbać o obywateli polskich w tamtych rejonach, przede wszystkim nie posyłając tam potencjalnych ofiar. A juz na pewno uszczelnić nasze granice bo to, że my nieproszeni poszliśmy do nich może zaowocować tym, że oni nieproszeni przyjda do nas. Co prawda uwazam to za wysoce nieprawdopodobne ale podobno opatrzność pomaga tym, ktorzy sami sobie pomagają...

Ciekaw jestem jakie konstruktywne wnioski wyciągnie z tej lekcji Rząd RP?

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka