Od pewnego czasu obserwuję na Salon24.pl - nazwijmy to po imieniu - wściekliznę dotyczacą śmierci geologa porwanego przez pakistańskich Talibów. Wścieklizne, która przywiodla mnie do kilku smutnych konkluzji:
Po pierwsze: Wszyscy oburzamy się, kiedy tragiczne wydarzenia sa kompresorem do pompowania baloników partyjnych sympatii i antypatii. Zarzucaliśmy to nieraz politykom ale teraz okazuje się, że politycy sa tacy jakich wybrali wyborcy a wyborcy wybieraja wedle siebie - czyli jacy wyborcy tacy ich przedstawiciele. Ludzie, zrozumcie: Porywacze Polaka są stroną w wojnie przeciwko amerykańskiej inwazji na Afganistan w której także my bierzemy czynny udział. Jestesmy stroną w wojnie, Afgańczycy są naszymi wrogami. Zakładam, że nieprzypadkowo wybrali Polaka - wybrali obywatela państwa z którym walczą. Polski geolog jest więc ofiarą tej wojny i jeżeli winę za jego śmierć ponoszą jacyś politycy to wyłącznie ci, którzy zdecydowali o naszym przyłączeniu się do niej. Rząd Tuska niewiele mógł z tym zrobić bo żądania były polityczne, skierowane do rządu Pakistanu (wycofanie wojsk, zwolnienie więźniów). Moża obecnemu rządowi wytykac zaniechania jeśli by się okazało, że nie zrobił wszystkiego co można w relacjach ze stroną pakistańską. U Galby pisalem, że powinniśmy szukac porwanego i próbować go odbić ale jak dziś się dowiedzialem od gości Igora Janke nie było to możliwe bez zgody rządu Pakistanu. Czy nasze władze o taką zgodę zabiegały? Gdy będzie to jasne wtedy się ustosunkuję. Wiadomo natomiast, że porywacze nie chcieli za zwolnienie porwanego Polaka okupu.
Po drugie drażni mnie nadmiar gadaniny polskich polityków. Teraz obserwatorzy sceny politycznej zastanawiają się, jaki wpływ na los zabitego Polaka miała taka czy inna wypowiedź czy to Tuska czy Sikorskiego. Dla mnie to bzdura, bo publiczność znów zapomina że mamy wojnę a na wojnie trzeba walczyć a nie siedzieć i kwękać - pomścić czy nie pomścić, ścigać czy nie ścigać? Znaleźć i zabić czy może schwytac, przywieźć i posadzić na Białołęce? Szkoda gadania, na wojnie się nie gada tylko się walczy. Teraz, nauczeni doświadczeniem powinniśmy lepiej zadbać o obywateli polskich w tamtych rejonach, przede wszystkim nie posyłając tam potencjalnych ofiar. A juz na pewno uszczelnić nasze granice bo to, że my nieproszeni poszliśmy do nich może zaowocować tym, że oni nieproszeni przyjda do nas. Co prawda uwazam to za wysoce nieprawdopodobne ale podobno opatrzność pomaga tym, ktorzy sami sobie pomagają...
Ciekaw jestem jakie konstruktywne wnioski wyciągnie z tej lekcji Rząd RP?