Mamy lata 80-ty. Gazety niemieckie piszą:
"Hamburg nie wie dokąd z azylantami z Polski. Tylko w tym miesiącu 400 przyjechało."
"Do Szwecji przyjedzie dziennie 150 Polaków."
"W Austrii obozy z azylantami są pełny. Przeważnie są to Polacy."
"Azylanci z Polski kosztują Austrii 1000000 szylingów dziennie"
"70% wszystkich podań o azyl odrzucono. Polacy mogą mimo tego pozostać"
"Polacy kradną, Polki są brudne i wszyscy pija przy każdej okazji wódkę"
"Dla Berlina Zachodniego było to nie do wytrzymania. Gazety i partie mówią o skrajnych sytuacjach, o brudzie, przestępczości i prostytucji. Szybko wszystko przypisali mentalności jednego narodu - cały fenomen tak zwanego Polenmarkt."
W roku 1981 przyjechało 120000 Polaków do Austrii i 150000 do Niemiec.
Mamy rok 2015.
W salon24 piszą:
Według planów KE do Polski ma trafić najwięcej z rozdzielanych kwot, bo co dwudziesty imigrant ma osiąść w naszym kraju. Szermuje się przy tym hasłem europejskiej solidarności, co jest cynicznym nadużyciem tego terminu. Gdzie bowiem była europejska solidarność, gdy tak zwany Zachód akceptował jałtański podział Europy?..Gdzie tu miejsce na imigrantów z Afryki, obcych nam w dodatku kulturowo, nieprzygotowanych do życia w europejskich standardach cywilizacyjnych?