Teraz pewnie moknie. Może stoi przyprószony śniegiem. Na pewno zaś, dumnie wyprostowany, wciąż trzyma w ręku grubą księgę, bo takim go zapamiętałam już po pierwszych odwiedzinach.
Mam doń sentyment. Bo książki, uczelnia, Lwów i wspomnienia z przyjaźnią w tle. Sama nie włóczę się po nieswoim mieście...
Za dnia u jego stóp rozkładają swe skarby drobni handlarze, w większości bukiniści. Czegóż tam nie ma! Poezje, albumy, podręczniki akademickie i drobiażdżki wydawnicze, tylko wybierać, przebierać i kupować. I nie bać się targować, bo tym sposobem za początkową cenę jednej interesującej pozycji można otrzymać jeszcze dwie inne.
Skradam się, by spojrzeć, czy stos zawiera tytuły pisane tym lepiej mi znanym alfabetem. Biorę do ręki, kartkuję. Czasem napotykam kartkę z wielkanocnymi życzeniami od rodziny z Wrocławia, czasem kalendarzyk z końca lat osiemdziesiątych albo zasuszony liść. Szepcą o uczuciach, o bliskości, o upływie czasu. Nieraz wypadają, nieraz znajduję je dopiero wówczas, gdy oddaję sie lekturze, smakując ją w zaciszu własnego domu. I nie pytam - wiem, że książek nie sprzedaje się z byle powodu.
Iwanie Fedorowiczu, wrócę w okolice Arsenału!
***
Przedwczoraj
Schemat of Dante's inferno w:
Ben Schott Schott's original miscellany Bloomsbury Publlishing Plc. 2002, s. 107 (między Measuring bra sizes a Beatles' UK number one singles - sic!) i pojawiający sie natychmiast obraz tegoż lwowskiego antykwariatu letniego i ciepłego popołudnia, kiedy kupiłam wraz z pamięcią innych oczu i rąk charakterystyczny tomik z napisem na okładce:
Dante Alighieri Boska Komedia (Wybór) Ossolineum, wyd. drugie, Wrocław 1986.